Zaproponowany termin jest kompletnie nielogiczny. Upłynie, zanim ustawa wejdzie w życie, a to rodzi wątpliwości co do zgodności z konstytucyjną zasadą retro non agit. Oczywiście odstępstwa od niej są dopuszczalne, ale powinny być klarowne – tymczasem w uzasadnieniu projektu nie znajdziemy żadnego wyjaśnienia. Inwestorzy są w trudnej sytuacji, a jednocześnie muszą zakładać, że przepisy mogą jednak obowiązywać w zaproponowanym kształcie.
Tak, jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił, a chce mieć decyzję bezterminową, to jest to ostatni moment. Złożenie wniosku przed 15 października pozwoli zabezpieczyć się przed pięcioletnim ograniczeniem, które będzie obowiązywać dla wszystkich decyzji wydanych na podstawie wniosków późniejszych. W praktyce jednak większość inwestorów zainteresowanych takim rozwiązaniem już dawno złożyła dokumenty.
Podstawą jest kompletność dokumentacji. Zgodnie z przepisami należy dołączyć do niej mapę zasadniczą lub ewidencyjną z zaznaczonym obszarem oddziaływania inwestycji, wskazać granice terenu i przedstawić charakterystykę planowanego przedsięwzięcia. Warto jednak pamiętać, że nawet jeśli wniosek ma braki formalne, to jego złożenie przed 15 października wystarczy, aby zachować termin. Postępowanie administracyjne wszczyna się bowiem z chwilą złożenia żądania przez stronę, a organ ma obowiązek wezwać do uzupełnienia dokumentów w ciągu siedmiu dni. Jeśli braki zostaną przez wnioskodawcę usunięte w tym terminie – postępowanie będzie traktowane jako wszczęte w dacie pierwotnego złożenia wniosku.
Zdecydowanie nie. W gminach zalegają tysiące wniosków i nie ma szans, by większość z nich została rozpatrzona do końca tego roku. Właśnie dlatego projekt przewiduje zawieszenie do 31 grudnia 2026 r. biegu terminów, a wraz z nim odpowiedzialności gmin za niezałatwienie spraw w ustawowych 90 dniach. Inaczej bowiem zostałyby one zasypane lawiną kar za przekroczenie tego terminu. To oznacza, że inwestorzy muszą być przygotowani na długie oczekiwanie – gminy dostały faktyczne odroczenie odpowiedzialności.
Niestety tak. Cała reforma miała ograniczyć stosowanie decyzji WZ, wprowadzić plany ogólne i co do zasady czasowo ograniczać ważność WZ do pięciu lat. Tymczasem kolejne zmiany idą w odwrotnym kierunku – utrwalają bezterminowe decyzje i wydłużają ich funkcjonowanie. To pozostaje w oczywistej sprzeczności z pierwotnymi założeniami reformy – zarówno inwestorzy, jak i samorządy otrzymują niejednoznaczne komunikaty. ©℗