To jedyna dostępna po polsku książka o jednym z najpotężniejszych polityków czarnego lądu, a jeżeli przebrniemy przez kronikarskie dłużyzny, natrafimy na opowieści jak z mrocznych, brutalnych baśni braci Grimm.
Magazyn DGP / Dziennik Gazeta Prawna
Mobutu Sese Seko Kuku Ngbendu wa za Banga rządził państwem wielkości jednej piątej Europy przez ponad trzydzieści lat. Stał się absurdalnym archetypem afrykańskiego satrapy, a jednocześnie czasy jego panowania były bodaj najspokojniejszym okresem w dziejach Konga.
„Bywa, że podczas swoich przejażdżek Mobutu zatrzymuje się w jakiejś wiosce. Wydaje rozkaz otworzenia kartonów z zairami (ówczesną walutą – red.) i (…) rozrzuca pieniądze ludności, głośno się zaśmiewając. (…) Niektórzy wieśniacy, sprytniejsi od innych, przemieszczają się z wioski do wioski, by kilkakrotnie skorzystać z tej prezydenckiej manny”. W innej wersji kartony mocowano na dachu auta – przy odpowiedniej prędkości wiatr sam porywał banknoty i rozsiewał po okolicy.
Pieniędzy nigdy Mobutu nie brakowało – w końcu Kongo, przemianowane przez niego na Zair, to kolos położony na surowcach naturalnych, które mogłyby stać się fundamentem potęgi tego kraju, a stały się jego przekleństwem. W epoce rządów „wszechpotężnego wojownika, który z powodu swej niezłomnej woli walki idzie od zwycięstwa do zwycięstwa, ogniem znacząc swoją drogę” – bo to mniej więcej dosłowne znaczenie rozbudowanego nazwiska (bardziej kolokwialne to „kogut, który wskakuje na wszystko, co się rusza”) – wydobycie bogactw ruszyło pełną parą, nie gorzej niż w czasach, gdy kraj ten był prywatną własnością belgijskiego króla Leopolda.
Z książki Jean-Pierre,a Langelliera możemy się dowiedzieć, co się z tymi pieniędzmi działo. Począwszy od sprowadzania samolotami świeżych potraw z Europy na wystawne przyjęcia, przez budowanie wielohektarowych pałaców w sercu dżungli, luksusowy jacht naśladujący parowce pływające po amerykańskich rzekach sto lat wcześniej, niezbyt udany program rakietowy, aż po sowite prezenty dla kochanek, krewnych i zaufanych dyktatora – korytarzami władzy płynęły miliony dolarów. Gdy zabrakło gotówki, wystarczał telefon do szefa banku centralnego, który osobiście podrzucał kilkadziesiąt tysięcy, czasem i kilkaset, jeżeli w grę wchodził wyjazd za granicę (wiadomo, zakupy).
Czasem też ważne były igrzyska. To Mobutu zafundował Afryce „Rumble In The Jungle” – legendarną walkę Mohammada Alego z George’em Foremanem, koncert czarnoskórych gwiazd estrady z Jamesem Brownem na czele, czy wreszcie wizytę amerykańskich astronautów, którzy nieco wcześniej wylądowali na Księżycu.
Całkiem nieźle jak na kogoś, kto w polityce pojawił się z przypadku. Joseph-Desire Mobutu pochodził z jednego z najbiedniejszych regionów kraju, wychowywała go matka, ojca nigdy nie spotkał. Udało mu się jednak przebijać przez kolejne szkoły i służbę wojskową, aż u progu lat 60. został dziennikarzem. Znalazł się wtedy w kręgach ludzi, którzy próbowali przechwycić władzę w wybijającym się na pokolonialną niepodległość kraju, z Patricem Lumumbą na czele.
Nie na darmo jednak jedną z ulubionych lektur ambitnego żurnalisty był „Książę” Machiavellego. W zmieniających się układach Mobutu usytuował się w najsilniejszej instytucji – armii. I dzięki poparciu koszar był w stanie przechwycić władzę, usuwając z drogi nie tylko zastrzelonego w tajemniczych okolicznościach Lumumbę, ale też wielu innych pretendentów, wydawałoby się, w swoim czasie znacznie silniejszych. Gdy w 1965 r. został niepodzielnym władcą kraju, oparł się na sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi – i na Waszyngton mógł liczyć, dopóki trwała zimna wojna. Wraz z jej końcem posypała się jego władza: w ostatniej chwili, wsiadając do samolotu, gdy wrogowie wjeżdżali już na lotnisko, umknął z kraju. Wkrótce później zmarł w Maroku.
Z takiej biografii łatwo byłoby wyciosać książkę o mocy literackiej epopei. Biografia pióra francuskiego dziennikarza i historyka jest jednak bliższa pracom historyków: to skrupulatny zapis kolejnych wydarzeń z życia dyktatora, być może bardziej drobiazgowy, jeżeli chodzi o pierwsze lata jego życia niż okres sprawowania władzy. Z drugiej strony, to jedyna dostępna po polsku książka o jednym z najpotężniejszych polityków Czarnego Lądu, a jeżeli przebrniemy przez kronikarskie dłużyzny, natrafimy na opowieści jak z mrocznych, brutalnych baśni braci Grimm.
Jean-Pierre Langellier, „Mobutu”, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2019