Zapowiedź zmiany projektu nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (tj. Dz.U. z 2020 r. poz. 344; dalej: UŚUDE) padła na poniedziałkowym wysłuchaniu obywatelskim w sprawie tego projektu. Przygotowywane przez resort cyfryzacji przepisy pozwolą korzystać w Polsce z unijnego rozporządzenia – aktu o usługach cyfrowych (DSA). Jego celem jest zapewnienie bezpieczeństwa i transparentności w internecie. Zwiększa on ochronę użytkowników przed nielegalnymi i szkodliwymi treściami rozpowszechnianymi online, wzmacnia przejrzystość systemów moderacyjnych platform internetowych i ochronę przed nadmiarowym usuwaniem treści oraz poprawia transparentność reklam internetowych.
Co oznacza DSA?
- Postrzegamy DSA jako szansę, aby internet stał się bezpieczniejszym miejscem – mówiła podczas wysłuchania Dorota Głowacka z Fundacji Panoptykon. - Na razie Polska nie sprostała temu wyzwaniu – dodała, wskazując na ponad roczne opóźnienie we wdrożeniu DSA.
Polska jest już ostatnim państwem UE, które tego nie zrobiło. Na konieczność jak najszybszego przyjęcia odpowiednich przepisów wskazywała większość uczestników wysłuchania obywatelskiego.
- Polska narusza swoje zobowiązania państwa członkowskiego, pozostawiając tę regulację martwą – mówiła o DSA Anna Matras ze Stowarzyszenia Amnesty International. - Jej wprowadzenie jest niezwykle ważne z punktu widzenia obywateli i z punktu widzenia mniejszości – podkreśliła.
Jakub Szymik z Fundacji Obserwatorium Demokracji Cyfrowej stwierdził, że priorytetem jest tempo wdrożenia i powierzenie zadań wynikających z DSA organowi, który „będzie w miarę niezależny i poprawi sytuację wobec tego, co mamy dzisiaj”. - Platformy automatycznie podejmują decyzje, nad którymi my dziś dzielimy włos na czworo – dodał.
Obawa cenzury
Jednym z powodów przeciągających się prac nad krajowymi przepisami są kontrowersje, jakie wzbudziły rozwiązania wprowadzone do projektu Ministerstwa Cyfryzacji już po konsultacjach publicznych. Chodzi przede wszystkim o przepisy uprawniające prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej do wydawania nakazów blokowania treści w internecie - bez udziału sądu i po błyskawicznym postępowaniu trwającym od dwóch dni do – maksymalnie – 21 dni. Ponadto, według obecnej wersji projektu nowelizacji UŚUDE, osoba, która opublikowała treści będące przedmiotem nakazu UKE, dowie się o tym dopiero po ich zablokowaniu.
Dariusz Standerski, sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji, zadeklarował jednak wczoraj uwzględnienie uwag zgłaszanych wobec tego rozwiązania. Wskazał przy tym, że jedynie dostawcy usług dysponują danymi osobowymi użytkownika. Drugą trudność stanowi fakt, że wiele treści generują boty. Dlatego zaproponował rozwiązanie kompromisowe.
- Użytkownik będzie otrzymywał za pośrednictwem platformy internetowej powiadomienie o rozpoczęciu postępowania w sprawie umieszczonej przez niego treści. Jeśli się zgłosi, będzie mógł w nim uczestniczyć – stwierdził wiceminister Standerski.
Podobnego skutku nie odniosła krytyka zbyt krótkich terminów na rozpoznanie sprawy przez UKE, co może ograniczać możliwość przeprowadzenia pełnego postępowania dowodowego. Uzasadnił, że w cyfrowej rzeczywistości przyjęcie standardowych terminów postępowania byłoby nieefektywne. – Zablokowanie treści po 60 dniach nie ma już znaczenia, bo nielegalne treści wyrządzają największe szkody w pierwszych godzinach od zamieszczenia – podkreślił Dariusz Standerski.
- Należy się natomiast przychylić do uwag, żeby natychmiastowa wykonalność nakazów prezesa UKE nie była domyślna, lecz dotyczyła tylko najbardziej rażących przypadków – zapowiedział.
Ograniczyć czy powiększyć katalog treści blokowanych w internecie
Projektowane przez MC rozwiązania dotyczą szerokiego katalogu treści. UKE będzie mógł nakazać dostawcom usług pośrednich – nie tylko dużej platformie internetowej, lecz także np. serwisowi lokalnemu z sekcją komentarzy - zablokowanie nielegalnych treści naruszających dobro osobiste, naruszających prawa własności intelektualnej, jak również treści, których rozpowszechnianie wyczerpuje znamiona czynu zabronionego lub które pochwalają lub nawołują do popełnienia takiego czynu (oprócz treści o charakterze terrorystycznym, których blokowanie i usuwanie zostało odrębnie uregulowane).
Wiceminister Standerski zasygnalizował gotowość usunięcia z projektu obszarów, które wzbudziły najwięcej wątpliwości – tj. naruszających dobra osobiste lub prawa własności intelektualnej. Zapowiedział jednocześnie, że ostatecznie powinny zostać objęte tą regulacją – co będzie można zrobić przy okazji ewaluacji UŚUDE.
Dorota Głowacka stwierdziła, że to krok w dobrą stronę, zbliżony do postulatów Panoptykonu i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Cezary Węgliński z HFPC zaznaczył, że w obecnej wersji projektu jest ryzyko, iż mechanizm blokowania treści byłby używany do działań odwetowych wobec krytyków władzy. Przywołał tu sprawy lokalnych aktywistów i dziennikarzy, w które angażuje się fundacja.
- Jeśli ta procedura nie będzie odpowiednio uregulowana, to burmistrz czy właściciel fabryki mógłby zwrócić się do prezesa UKE o usunięcie krytycznej wobec niego publikacji – mówił Cezary Węgliński.
Padały też jednak argumenty na rzecz rozszerzenia katalogu blokowanych treści.
Anna Spurek z European Fem Institute proponowała ujęcie w nim cyberprzemocy wobec kobiet, wskazując tu takie działania jak cyberstalking, zastraszanie czy ośmieszanie w internecie. Julia Kata z Trans-Fuzji, fundacji na Rzecz Osób Transpłciowych, zwróciła zaś uwagę na treści transfobiczne. Według jej relacji obecnie platformy traktują je jako opinie wyrażane w ramach wolności słowa i nie podejmują żadnych działań.
- Tych treści jest zatrważająco dużo. Druga strona, która uważa, że nienawiść to jej opinia i prawo do wypowiedzi, jest bardzo kreatywna i trudno dowieść, że taka treść jest szkodliwa – mówiła Julia Kata. Dodała, że o tym, jak funkcjonuje państwo, świadczy to, jak chronimy osoby, które tego najbardziej potrzebują.
- Przemocy w internecie doświadczył co najmniej jeden na 10 użytkowników – stwierdziła Anna Matras ze Stowarzyszenia Amnesty International, podkreślając potrzebę wprowadzeniasprawnej procedury w tym zakresie.
- Wolność słowa ma swoje ograniczenia: muszą one być proporcjonalne i mieć prawnie uzasadniony cel. Jednym z nich jest poszanowanie praw człowieka – argumentowała Anna Matras.
Do którego sądu w sprawie blokowania?
Nakazy UKE będzie można zaskarżyć do sądu administracyjnego. Część uczestników wysłuchania optowała za sądami cywilnymi.
- Mamy wrażenie, że przewaga pod względem doświadczenia jest po stronie sądów powszechnych – mówił Witold Chomiczewski z Izby Gospodarki Elektronicznej. Proponował też przywrócenie możliwości wstrzymania przez sąd wykonania decyzji prezesa UKE – co projekt wyłączył.
Na sądy powszechne wskazywały też Panoptykon i HFPC. Natomiast Mateusz Chołodecki, reprezentujący Europejski Instytut Uniwersytecki we Florencji, zaproponował, by powołać nowy organ odwoławczy.
- Można go stworzyć na wzór Krajowej Izby Odwoławczej, która świetnie się sprawdza w zamówieniach publicznych – stwierdził.
Wiceminister Standerski już na wstępie wysłuchania zastrzegł, że uważa sądy administracyjne za dobry wybór.