- Blokowanie treści w internecie bez udziału sądu
- Cenzura w wyjątkowych okolicznościach
- Szybkie decyzje w sprawie blokowania treści w internecie
- Polska chce więcej niż wynika z DSA
- Decyzje UKE będzie można zaskarżyć do sądu administracyjnego.
Kontrowersyjną propozycję wpisano do projektu przepisów, które pozwolą korzystać w Polsce z unijnego rozporządzenia – Aktu o usługach cyfrowych (DSA). Znowelizują one ustawę o świadczeniu usług drogą elektroniczną (tj. Dz.U. z 2020 r. poz. 344; dalej: UŚUDE). Już po przeprowadzeniu konsultacji publicznych dodano do nich procedurę, która budzi poważne obawy obrońców wolności słowa.
Blokowanie treści w internecie bez udziału sądu
Ministerstwo Cyfryzacji chce uprawnić prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej do wydawania nakazów blokowania treści w internecie w ekspresowym trybie i bez udziału sądu. Tych rozwiązań nie było w założeniach konsultowanych w styczniu ub.r. ani w projekcie przedstawionym do konsultacji w marcu ub.r.
– W praktyce przyjęcie takiej procedury – przynajmniej w jej aktualnym brzmieniu – wprowadziłoby do polskiego porządku prawnego środek, który łatwo mógłby się stać wygodnym narzędziem do usuwania krytycznych wypowiedzi w internecie – uważa Konrad Siemaszko, prawnik i koordynator programu „Wolność słowa” w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Podobne obawy ma dr Dorota Głowacka, prawniczka z Fundacji Panoptykon.
– Zaproponowana regulacja będzie miała olbrzymi wpływ na realizację wolności słowa w sieci, w tym także wymianę informacji dotyczących np. kwestii politycznych i innych spraw mających publiczne znaczenie, dla których sieć stała się dziś kluczowym forum – podkreśla. – Niestety, w naszej ocenie zaproponowane rozwiązanie nie gwarantuje w tej chwili odpowiedniej ochrony swobody wypowiedzi i uważamy, że może prowadzić do nadmiernej, nieuzasadnionej ingerencji w ten obszar, w najgorszym scenariuszu stając się narzędziem czyszczenia sieci z krytycznych opinii i niewygodnych komentarzy – stwierdza Dorota Głowacka.
Cenzura w wyjątkowych okolicznościach
Konrad Siemaszko wskazuje, że z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i standardów ONZ wynikają wymogi, które tego rodzaju procedury muszą spełnić, aby można je było uznać za zgodne z ochroną wolności słowa.
– Blokowanie dokonane przed wyrokiem sądu – a taką właśnie procedurę przewiduje projekt – dopuszczalne jest jedynie w wyjątkowych przypadkach uzasadnionych potrzebą szczególnie pilnego działania – zaznacza Konrad Siemaszko.
Agnieszka Wiercińska-Krużewska, partnerka współzarządzająca kancelarii WKB Lawyers, zwraca zaś uwagę, że wiele zależy od podejścia UKE. – Jeżeli urząd będzie automatycznie orzekał na korzyść wnioskodawcy, to powstanie ryzyko dla wolności słowa. Musimy tu liczyć na odpowiedzialność organu państwowego, że będzie dokładnie badał przesłanki naruszeń, a wolność słowa będzie dla niego równie ważna jak dobra osobiste – mówi.
Szybkie decyzje w sprawie blokowania treści w internecie
Według Konrada Siemaszki pierwszym z wielu problemów jest szeroki zakres treści podlegających blokowaniu (patrz: grafika).
– W żaden sposób nie uzasadniono, czemu ten niezmiernie duży katalog treści wymaga stworzenia tak szczególnej, przedsądowej procedury – wskazuje prawnik.
Poza tym decyzje UKE będą zapadały szybko – zależnie od okoliczności: od dwóch do maksymalnie 21 dni.
– Trudno będzie w takich warunkach dokładnie ocenić każdą sprawę. Co istotne, decyzja ta będzie podlegała natychmiastowemu wykonaniu – komentuje prawnik z HFPC.
Szybkość jest celem projektodawcy, który – jak czytamy w uzasadnieniu – „kierował się realną potrzebą wprowadzenia (...) środków prawnych zapewniających jak najszybszą ochronę prawną” i miał na celu „umożliwienie sprawnego blokowania dostępu do nielegalnych treści, zwłaszcza w odniesieniu do treści dotyczących dzieci”.
– Taka procedura zmotywuje dostawców usług do szybkiego reagowania na zgłoszenia nielegalnych treści – przypuszcza Agnieszka Wiercińska-Krużewska. – Z tego punktu widzenia wskazanie UKE jako pierwszej instancji może być dobrym rozwiązaniem, pod warunkiem że urząd będzie miał środki i ludzi do rozpatrywania tego rodzaju spraw – uważa.
Polska chce więcej niż wynika z DSA
Jak dodaje, nie można powiedzieć, że państwo polskie wykracza tą regulacją poza DSA, bo unijne rozporządzenie pozostawia państwom członkowskim dużą swobodę.
– Mimo to projektowana procedura uniemożliwienia dostępu do treści niesie pewne zagrożenia. Nakłada bowiem ciężar stwierdzenia, czy doszło do naruszenia dóbr osobistych, prawa własności intelektualnej lub czynu zabronionego, na organ, który się do tej pory takimi sprawami nie zajmował – zaznacza Agnieszka Wiercińska-Krużewska.
Ten problem wskazują wszyscy nasi rozmówcy. – UKE nie ma – jak dotychczas – odpowiedniego zaplecza ani instytucjonalnego, ani kadrowego w zakresie nie tylko nadzoru nad moderacją treści internetowych, lecz także – mówiąc ogólniej – rozstrzygania spraw indywidualnych z zakresu wolności słowa i ochrony dóbr osobistych czy też prawa własności intelektualnej – stwierdza Dorota Głowacka.
– Należy zauważyć, że gwarancje niezależności prezesa UKE nie są wystarczająco silne w kontekście tak daleko idących kompetencji – co będzie wiązało się z ryzykiem nacisków ze strony obozu rządzącego – dodaje Konrad Siemaszko.
Decyzje UKE będzie można zaskarżyć do sądu administracyjnego.
Jak wskazuje Dorota Głowacka możliwość zaskarżenia nie łagodzi to wystarczająco ryzyka, jakie stwarza projektowane rozwiązanie.
– Sąd administracyjny także nie jest organem doświadczonym w rozstrzyganiu sporów z zakresu swobody wypowiedzi, a po drugie – ogranicza się do badania legalności podjętej decyzji jako takiej, bez analizy merytorycznej – uzasadnia Dorota Głowacka. – Dlatego też wydaje się, że najwłaściwszymi organami do oceny spraw związanych z ochroną wolności słowa są jednak przede wszystkim sądy powszechne, a nie organy administracji publicznej czy sądy administracyjne – stwierdza.
Również według Agnieszki Wiercińskiej-Krużewskiej sądownictwo cywilne byłoby lepszym rozwiązaniem. – Sądy administracyjne nigdy nie orzekały w sprawach o naruszenie dóbr osobistych ani prawa własności intelektualnej – mówi.
Zainteresowany autor wpisu dowie się po fakcie
Co więcej, osoba, który opublikowała dany wpis, dowie się o wszystkim dopiero po jego usunięciu.
– Nie będzie miała ona gwarancji bycia wysłuchaną – podkreśla Konrad Siemaszko. Stronami będą tylko wnioskodawca i platforma (dostawca usługi pośredniej).
Uwagi Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Rządowego Centrum Legislacji, aby użytkownik też uczestniczył w postępowaniu UKE, resort cyfryzacji nie uwzględnił, stwierdzając, że wydłużyłoby to i skomplikowało procedurę – która w kontraście do decyzji moderacyjnych platform internetowych „i tak jest bardzo zobiektywizowana”.
Obrażony burmistrz sięgnie po cenzurę w internecie?
Spytaliśmy resort cyfryzacji, jak ocenia wpływ projektowanego blokowania treści na wolność słowa. Biuro prasowe MC zapewnia, że to rozwiązanie „ma na celu ochronę praw jednostek”.
– Wolność słowa, choć kluczowa, nie może usprawiedliwiać działań, które naruszają prawa innych osób. Priorytetem jest ochrona dóbr osobistych i zapobieganie czynom zabronionym niezależnie od tego, czy do naruszeń dochodzi w internecie, czy w świecie rzeczywistym – podkreśla MC. Dodaje, że „procedura skupia się wyłącznie na ocenie legalności danej treści, a nie na ustaleniu odpowiedzialności użytkownika, który ją opublikował”, a jej celem nie jest karanie autora.
Jednak Konrad Siemaszko, bazując na doświadczeniach HFPC, wyobraża sobie wykorzystanie tego mechanizmu przez osoby u władzy do uciszania ich krytyków.
– Osoba, która byłaby niezadowolona z powodu krytyki, która ją spotyka w internecie – np. burmistrz, przedsiębiorca, a nawet instytucja publiczna czy gmina – nie musiałaby już inicjować długiego procesu sądowego. Mogłaby zamiast tego złożyć wniosek do prezesa UKE, wskazując, że dana treść narusza jej dobre imię – co mogłoby w bardzo szybkiej procedurze doprowadzić do natychmiastowego usunięcia nieprzychylnego komentarza – stwierdza. ©℗
Podstawa prawna
Etap legislacyjny
Projekt ustawy w Stałym Komitecie Rady Ministrów