Do projektu ustawy frankowej pojawiło się sporo zastrzeżeń. Wątpliwości zgłaszają nie tylko pełnomocnicy kredytobiorców, ale również rzecznik praw obywatelskich.

W publicznej dyskusji o ważnej ustawie zastrzeżenia zgłaszane przez różne grupy to normalna sprawa. Bardzo się też cieszę, że obecny rzecznik praw obywatelskich zajął się tematem konsumentów i wrócił do formuły Forum Konsumenckiego, które funkcjonowało przy RPO, gdy był nim Adam Bodnar. Natomiast jeśli chodzi o zastrzeżenia rzecznika Wiącka, to w tej chwili trwają w Ministerstwie Sprawiedliwości analizy wszystkich zgłoszonych uwag. Chciałabym po raz kolejny podkreślić – ustawa o usprawnianiu postępowań frankowych nie ma służyć kredytobiorcom czy też bankom. Jej celem jest udrożnienie sądownictwa i przywrócenie obywatelom prawa do sądu. Nie może być tak, że w sądzie apelacyjnym czeka się na rozprawę pięć lat, a tak to dziś niestety wygląda w Warszawie.

RPO mówi jednak, że w imię przyspieszenia innych postępowań ogranicza się kredytobiorcom frankowym przysługujące im gwarancje procesowe. To zaś narusza ustawę zasadniczą.

W moim przekonaniu to zbyt daleko posunięta interpretacja ze strony pana rzecznika. Niemniej z dużą uwagą i troską pochylimy się nad jego zarzutami wobec projektu i przedstawimy nasze stanowisko, wsparte orzecznictwem sądów międzynarodowych w tym względzie. Twórcy ustawy zapewniają, że prawa uczestników postępowania są w odpowiedni sposób zagwarantowane w tych przepisach. Każdy obywatel ma jednak również konstytucyjne prawo do sądu i szybkiego rozstrzygnięcia jego sprawy – realizację tego prawa staramy się właśnie przywrócić.

Profesor Wiącek zauważa, że możliwość wnoszenia przez bank tzw. zarzutu potrącenia aż do zakończenia postępowania w II instancji pozbawia konsumentów możliwości skutecznego odwołania się od tego zarzutu.

Nie sądzę, aby z punktu widzenia ogólnych zasad postępowania był to celny argument, ale oczywiście ministerialni eksperci przyjrzą się temu jeszcze raz.

Rzecznik ma wątpliwości co do pomysłu automatycznego zawieszania obowiązku spłat kredytów wraz z dostarczeniem pozwu bankowi. Wskazuje, że np. warszawskie sądy znacznie szybciej rozpoznają wniosek o zabezpieczenie roszczeń, czyli zawieszenie spłat, niż dostarczają pozew.

Od postanowienia o zabezpieczeniu przysługuje zażalenie, które nie wstrzymuje wykonalności zabezpieczenia. W tej chwili tych zażaleń – według naszych szacunków – w skali kraju jest ok. 30 tys. Wszystkie mają status spraw pilnych, a więc są rozpatrywane priorytetowo. Jako resort musimy zrobić wszystko, by udrożnić te sądy – mają one w tej chwili dużo niższą załatwialność spraw niż sądy apelacyjne. Inne kategorie spraw, np. rozwodowe albo sprawy o opiekę nad dzieckiem, nie mogą czekać na rozpoznanie kilka lat. To jest przecież absurd. Zwalniając sądy z konieczności zajmowania się zażaleniami w kwestii zawieszania spłat, udrażniamy wymiar sprawiedliwości.

Interes pozostałych obywateli ponad interesem kredytobiorców, którzy dochodzą w sądach swoich praw?

Nie, w jakim zakresie? Nie mamy w wymiarze sprawiedliwości innego rodzaju spraw, gdzie stan prawny i faktyczny byłby ukształtowany w tak przewidywalny sposób (przypomnę – konsumenci wygrywają według różnych szacunków 97–99 proc. spraw), a jednocześnie tak bardzo obciążających wymiar sprawiedliwości, jeśli chodzi o czas. Podkreślę – ustawa o usprawnianiu postępowań frankowych ma za cel udrożnienie wymiaru sprawiedliwości.

RPO przekonuje, że zagwarantowanie kredytobiorcy zwrotu opłat i odsetek już po wyroku sądu I instancji skłoni banki do przeciągania postępowań apelacyjnych. Zniknie bowiem groźba płacenia odsetek naliczających się od tej niezwróconej sumy.

Ponownie – z uwagą przeanalizujemy stanowisko wyrażone przez pana rzecznika. Na tym etapie jednak nie chciałabym się wypowiadać na temat uwzględnienia bądź nie jakiejś konkretnej uwagi, ponieważ to jest system naczyń połączonych. Uwzględnienie jednej uwagi może spowodować określone zmiany w projekcie, przyjęcie innej z uwag może okazać się konieczne lub niedopuszczalne.

Rzecznik, ale i inni prawnicy, wskazuje, że przepisy ustawy frankowej powinny obejmować także tych, którzy są zadłużeni w innych walutach obcych.

Paradoksalnie krytycy ustawy chcą zarazem rozszerzenia jej zakresu na inne rodzaje kredytów. To dosyć dziwne, prawda? Odpowiadając na ten zarzut, trzeba zauważyć, że jedynie w przypadku kredytów frankowych mamy w pełni ukształtowaną sytuację prawną, a więc bardzo przewidywalny wynik sporu sądowego. To umożliwia i usprawiedliwia zmiany, które miałaby wprowadzić ustawa.

Sam fakt, że orzeczenia TSUE stosuje się do kredytów denominowanych i indeksowanych do innych walut niż frank szwajcarski, nie znaczy, że efekt zastosowania tego standardu będzie w tego typu przypadkach taki sam. Zastosowanie standardu, wynikającego z orzecznictwa TSUE, do konkretnej sprawy może dać inny wynik. Przykładowo: kurs euro zmieniał się historycznie dużo mniej dynamicznie niż kurs franka. Może więc okazać się, że konsument został prawidłowo poinformowany o ryzyku zmiany kursu, co wyłącza – zgodnie z art. 4[2] dyrektywy 93/13 – możliwość kontroli abuzywności klauzul.

Uproszczenia przewidziane w ustawie nie powinny, moim zdaniem, obejmować kredytów walutowych niefrankowych. Zresztą stanowią one zaledwie 2 proc. procedowanych spraw. Z tych wszystkich względów, z punktu widzenia celu ustawy („odkorkowanie” sądów), kredyty walutowe niefrankowe nie bardzo tu pasują.

Pełnomocnicy kredytobiorców mówią, że w zasadzie wzorce umowne w przypadku euro i franka były analogiczne, była tylko inna waluta.

Tak, ale ta waluta ma zupełnie inną charakterystykę i dynamikę zmiany kursów w czasie. W związku z tym zastosowanie takiego samego wzorca kontroli do dwóch różnych walut może wywołać odmienny skutek. Czy nad rwącą rzeką buduje się taki sam mostek, jak nad strumyczkiem, który się wije wśród łąk?

Z kolei strona bankowa mówi, że projekt ustawy zakłada znaczące ograniczenie jej praw procesowych. Rozprawy zastąpią posiedzenia niejawne, itd.

Orzecznictwo TSUE mówi, że w sprawach ewidentnych nie ma konieczności przesłuchiwania świadków, a nasz projekt ustawy zakłada przecież gwarancje procesowe dla stron. Nie chcę się też zbytnio wdawać w szczegóły, bo nad odpowiedziami na każdą ze zgłaszanych uwag pracuje Departament Legislacyjny w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Kiedy resort opublikuje odpowiedzi na uwagi zgłoszone do projektu?

To kwestia najwyżej kilku tygodni. Działamy we wzmożonym tempie.

W środę resort przedstawił plan cyfryzacji sądów. Digitalny asystent sędziego ma pomóc rozstrzygać szybciej sprawy frankowe. Kiedy to narzędzie zacznie być realnie wykorzystywane w całym kraju?

Nie możemy podać konkretnej daty wykorzystania asystenta w całej Polsce. W tej chwili to narzędzie jest testowane w Sądzie Okręgowym w Poznaniu. W dalszej kolejności trafi do Sądu Okręgowego w Warszawie, a następnie do Sądu Okręgowego w Olsztynie, czyli sądów biorących udział w pilotażu. Pracujemy z sądami, które wyraziły chęć współpracy. Korzystanie z asystenta będzie fakultatywne.

Docelowo ma to być jednak program wspierający pracę wszystkich sędziów?

Tak, oczywiście, zakończenie prac nad digitalnym asystentem sędziego planowane jest na połowę 2026 r. Pracujemy nad DAS bardzo intensywnie – samo opracowanie orzecznictwa TSUE do bazy wiedzy jest niesamowicie czasochłonne – ale doszliśmy już do etapu końcowej weryfikacji pierwszych tez. Gdy uda nam się to osiągnąć, sędziowie będą dysponowali narzędziami, które umożliwią dużo sprawniejsze orzekanie.

Mało tego – choć digitalny asystent sędziego jest tworzony dla wsparcia sędziów w sprawach frankowych, co najmniej trzy z jego modułów, po dostosowaniu, będą mogły stać się narzędziem uniwersalnym wykorzystywanym do wspomagania pracy sędziów we wszystkich rodzajach postępowań z udziałem konsumenta.

Wróćmy do ustawy frankowej. Kiedy resort planuje przesłać gotowy projekt do rządu?

Nie mogę zadeklarować dokładnego terminu. Jesteśmy w trakcie naprawdę intensywnej pracy. Jeśli chcemy, by rozwiązania były dobrze opracowane, to musi to potrwać jeszcze kilka tygodni. Nie wykluczam zwołania np. konferencji uzgodnieniowej, by jeszcze raz to wszystko przedyskutować. Wiemy, że problem jest ogromny i wiemy, że musimy działać. W pewnym momencie 82 proc. spraw w apelacji warszawskiej to były sprawy frankowe. Wciąż na rozstrzygnięcie czeka ponad 200 tys. spraw.

Rozmawiał Adam Pantak