Przesunięcie na 2027 r. ułatwień przy prowadzeniu amatorskich poszukiwań zabytków to jedynie początek zmian. Resort kultury zapowiada też korektę przepisów, które od 2023 r. wciąż nie weszły w życie. Poszukiwacze rozgoryczeni. Posłowie sprawdzą z czym resort ma problem.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w minionym tygodniu zapowiedziało nowelizację ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (t.j. Dz.U z 2024 r. poz. 1292 ze zm.), która sprowadzać ma się do tego, że nowe przepisy regulujące amatorskie poszukiwanie skarbów wejdą w życie dopiero w 2027 r., a nie z początkiem maja tego roku. To już kolejne przesunięcie terminu, bo zmienione w 2023 r. regulacje miały pierwotnie wejść w życie w maju 2024 r.

Nowe przepisy zastępują wydawane przez konserwatorów zabytków pozwolenia zgłoszeniami, których poszukiwacze mają dokonywać w aplikacji. Nie trzeba będzie również przedstawiać zgody właściciela terenu na poszukiwania – wystarczy oświadczenie poszukiwacza, że taką zgodę uzyskał. Konserwatorzy nie będą zaś mogli wnieść sprzeciwu do zgłoszonych poszukiwań. Dla równowagi określono kategorie obszarów, które ze względu na swoje znaczenie historyczne są objęte zakazem prowadzenia poszukiwań. Złamanie zakazu jest traktowane jak przestępstwo zagrożone karą grzywny, ograniczeniem wolności albo więzieniem do lat dwóch. Podobnie jak niedopełnienie obowiązku zgłoszenia poszukiwań. Nowelizacja przewiduje też utworzenie rejestru odnalezionych przez poszukiwaczy skarbów.

Będą zmiany w ustawie, regulującej poszukiwanie skarbów

Pytany o powody kolejnego przesunięcia terminu resort kultury odpowiada DGP, że nowelizacja ustawy o ochronie zabytków od początku jej procedowania wzbudzała protesty organów odpowiedzialnych za ochronę zabytków oraz środowisk naukowych.

„Zmiana terminu wejścia nowelizacji w życie, z 1 maja 2024 r. na 1 maja 2025 r., nie rozwiązuje żadnego ze wskazywanych wcześniej problemów. Dla zapewnienia odpowiedniego okresu na prawidłowe wdrożenie nowych regulacji niezbędna jest gruntowna zmiana przepisów przyjętych w 2023 r. oraz wydłużenie ich vacatio legis” – wyjaśnia resort kultury.

Ministerstwo dodaje, że wejście w życie nowelizacji ustawy o ochronie zabytków wymaga odpowiedniego przygotowania organów ochrony zabytków.

„Przyjęte w nowelizacji rozwiązania mają wady, których efektem mogą być wątpliwości interpretacyjne związane z ich zastosowaniem w praktyce. Dotyczy to m.in. treści upoważnień ustawowych, które nie spełniają wymogów konstytucyjnych, jak również przepisów dot. odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych oświadczeń” – czytamy w przesłanej informacji.

Naukowcy przeciwni ułatwieniom w poszukiwaniu skarbów

Wśród przeciwników nowelizacji jest Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich (SNAP).

– Nowelizacja przyjęta w 2023 r. uwzględniała tylko interes amatorskich poszukiwaczy zabytków. Archeolodzy byli przeciwnikami tak daleko idących uproszczeń. To są nasze narodowe dobra, świadectwo naszej historii, z którymi trzeba wiedzieć, jak należy postępować, żeby ich nie zniszczyć. Uważamy, że państwo powinno mieć nad tym kontrolę. Co ciekawe, archeolog musiałby od 1 maja uzyskać zgodę konserwatora zabytków na prowadzenie badań naukowych, a amator nie. Archeolog musiałby też legitymować się pisemną zgodą właściciela terenu na poszukiwania, a amatorowi wystarczyłoby tylko oświadczyć, że ją ma – mówi dr hab. Marcin Danielewski, archeolog, profesor UAM, związany ze SNAP.

Stowarzyszenie przygotowało swój projekt nowelizacji ustawy. Proponuje w nim wprowadzenie obowiązkowego szkolenia dla poszukiwaczy, egzaminu i licencji za 2 tys. zł na rok. Poszukiwania byłyby zgłaszane przez aplikację, ale konserwator zabytków miałby 21 dni na zatwierdzenie lub zakaz prowadzenia poszukiwań. Konieczna byłaby też pisemna zgoda właściciela nieruchomości dla poszukiwacza.

Śmieci to nie zabytki

Jacek Wielgus, prezes Polskiego Związku Eksploratorów, uważa, że ministerstwo i SNAP źle identyfikują problemy.

– Kłopot zaczyna się od rozumienia przez urzędników definicji zabytku i zabytku archeologicznego. Dzięki lobbingowi archeobiznesu wykopywane dziś podczas badań inwestycyjnych np. części ciągnika Ursus czy łańcucha od krowy często stają się zabytkiem archeologicznym. To pozwala zarabiać na tym archeologom i pracowniom konserwatorskim. Nowelizacja, której wejście w życie zablokowano, przewidywała utworzenie rejestru odkrytych przedmiotów. Dzięki temu rozwiązaniu ukrócony zostałby proceder zaliczania śmieci w poczet zabytków – odpowiada Jacek Wielgus.

Prezes PZE przypomina, że powstałaby mapa stanowisk archeologicznych, do których poszukiwacze by się nie zbliżali. To byłoby poletko archeologów, a inwestorzy, kupując grunt, zyskaliby cenną wiedzę, czy nie kryje się w nim zabytek.

– Gdyby zliczyć dokumenty, które czekają na cyfryzację, to by się okazało, że mamy więcej stanowisk archeologicznych niż Grecja, co zresztą jest zmorą inwestorów. Nowelizacja, którą współtworzyliśmy, miała za zadanie uporządkować ten bałagan, a przy okazji uprościć działania amatorskich poszukiwaczy. Bo dziś, jak ktoś coś znajdzie i zgłosi, to ma, przede wszystkim, problemy, a procedura uzyskania pozwolenia na poszukiwania jest trudniejsza niż uzyskanie pozwolenia na budowę domu. Dlatego tylko 1 proc. poszukiwaczy zgłasza poszukiwania. Chcieliśmy to zmienić – dodaje Jacek Wielgus.

Zbyt pojemna definicja zabytku

Marcin Rudnicki, archeolog, były pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego, prezes fundacji Centrum Badań Epoki Żelaza, zastrzegając, że nie jest ani po stronie SNAP, ani PZE, zgadza się, że głównym źródłem problemów jest definicja zabytku i zabytku archeologicznego.

– Dziś zabytkiem jest przedmiot, który zasługuje na zachowanie dla przyszłych pokoleń z uwagi na jego wartość historyczną, artystyczną lub naukową. Niestety, nie istnieją żadne przepisy wskazujące, jak określać tę wartość. Równolegle funkcjonuje definicja zabytku archeologicznego, którym są nawarstwienia kulturowe, a więc warstwy ziemi powstałe w wyniku działalności człowieka (jak np. warstwa orna) wraz ze wszystkimi wytworami tej działalności – zauważa Marcin Rudnicki.

– Nie ma przy tym mowy o jakiejkolwiek cezurze czasowej. W obydwu definicjach można zmieścić wszystko, a jak się chce chronić wszystko, to się nie chroni niczego. Mamy iluzoryczną ochronę zabytków, która prowadzi do nadużyć ze strony państwa i ciągania ludzi przez lata po sądach bez powodu za np. zniszczenie stanowiska archeologicznego. Takim zarzutem kończy się znalezienie w polu wykrywaczem metalu bezwartościowych współczesnych przedmiotów. Znam takie przypadki – dodaje.

Jego zdaniem obowiązujące dziś prawo powinno być już lata temu zmienione.

– Sięgnijmy po dobre wzorce: duńskie czy angielskie, i naprawmy tę sytuację, kierując się rzeczywiście ochroną naszego dziedzictwa – przekonuje archeolog.

Opóźnienie wejścia w życie nowelizacji nie jest jeszcze przesądzone. Zdecyduje o tym parlament.

– Gdy projekt do nas dotrze, będziemy dociekać, dlaczego ministerstwo chce wydłużenia vacatio legis. Jaki jest powód opóźnienia wejścia w życie nowelizacji. Jeśli potrzeba na przygotowanie więcej czasu, to czy na pewno aż do 1 stycznia 2027 r.? Czy nie da się tego zrobić szybciej? Bardzo nie lubię takich sytuacji, gdy opóźniamy coś, a potem okazuje się, że ten czas nie wystarczył i ministerstwo oczekuje kolejnego przesunięcia – odpowiada posłanka Urszula Augustyn (KO), zastępca przewodniczącego komisji kultury i środków przekazu. ©℗

ikona lupy />
Poszukiwania nie są zgłaszane / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe