Chodzi o rozporządzenie 2023/988 w sprawie ogólnego bezpieczeństwa produktów (GPSR), które weszło w życie 13 grudnia. Obejmuje ono producentów, importerów i dystrybutorów większości produktów poza żywnością. Najwięcej obowiązków nakłada na internetowe platformy handlowe. Serwisy e-commerce są zobowiązane do monitorowania ofert i usuwania tych, które nie spełniają wymogów bezpieczeństwa.
– Do dotychczasowych elementów oceny bezpieczeństwa produktu, takich jak właściwości chemiczne, fizyczne i mechaniczne, rozporządzenie dodaje ocenę prezentacji produktu po to, aby np. wykluczyć wygląd sugerujący inne niż rzeczywiste jego zastosowanie. Producent, importer czy sprzedawca musi również ocenić, czy produkt nie stwarza szczególnych ryzyk, np. związanych z cyberbezpieczeństwem – tłumaczy Magdalena Bęza, Associate Director, radca prawny w kancelarii KPMG Law.
– Za bezpieczne produkty rozporządzenie uznaje te, które nie stwarzają ryzyka dla bezpieczeństwa użytkownika lub jest ono minimalne. Uważam, że producenci europejscy, którzy przestrzegają norm, nie mają powodów do obaw. W innej sytuacji są importerzy z rynków azjatyckich. Powinni się zastanowić, na ile mogą zaufać swoim partnerom – dodaje Krzysztof Witek z kancelarii Schönherr Attorneys at Law.
Platformy będą monitorować
Nowe przepisy wymuszają zmiany w podejściu platform sprzedażowych.
„Platformy takie, jak np. Allegro, Amazon, Temu nie mogą dłużej pełnić roli jedynie pośrednika, ale muszą aktywnie uczestniczyć w zapewnieniu bezpieczeństwa produktów sprzedawanych za ich pośrednictwem” – informuje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Allegro na pytania DGP odpowiada, że dostosowało się do wymogów GPSR i z wyprzedzeniem poinformowało o nowych obowiązkach sprzedających, aby umożliwić im dodanie wymaganych informacji. Będzie też weryfikować, czy się z tego wywiązują. Zdaniem ekspertów duże platformy będą przestrzegać nowych przepisów i egzekwować je od sprzedających. Obawy dotyczą mniejszych podmiotów, zajmujących się dropshippingiem, w którym wysyłką towarów zajmują się nie oni sami, tylko dostawcy. Mogą oni nawet nie mieć świadomości, że rozporządzenie ich dotyczy.
Za brak wypełnienia nowych obowiązków będą grozić surowe sankcje. Na razie jednak wciąż ich nie uchwalono – projekt nowelizacji ustawy o ogólnym bezpieczeństwie produktu (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 222 ze zm.) jest dopiero na etapie Komitetu ds. Europejskich. UOKiK proponuje w nim podwyższenie kar za wprowadzenie do obrotu produktu niebezpiecznego ze 100 tys. zł do 1 mln zł. Za brak dokumentacji technicznej kara może wynieść do 40 tys. zł. Brak danych kontaktowych może kosztować przedsiębiorcę nawet 100 tys. zł. W przypadku braku instrukcji, jak bezpiecznie używać produktu, lub braku ostrzeżeń konsumenta przed ryzykiem, z jakim wiąże się używanie produktu, prezes UOKiK będzie mógł wymierzyć karę do 200 tys. zł.
Nowe obowiązki
Producenci i importerzy muszą opracować dokumentację techniczną produktu, w której znajdzie się analiza ryzyka związanego z jego użytkowaniem, i przechowywać ją przez 10 lat. Na etykietach musi się znaleźć nr serii, aby ułatwić wycofywanie z rynku produktu, gdyby okazał się niebezpieczny. Konieczne też jest podanie danych, które ułatwią konsumentowi kontakt oraz zgłaszanie poprzez portal Safety Business Gateway wszystkich wypadków konsumentów, do których doszło z udziałem produktu. Bardziej szczegółowe wymagania rozporządzenie stawia sprzedawcom na odległość.
– Przedsiębiorca taki jest zobowiązany do podania danych umożliwiających identyfikację producenta – imienia i nazwiska lub jego nazwy, a także aktualnych danych kontaktowych. Jeśli producent nie ma miejsca zamieszkania lub siedziby w Unii Europejskiej, konieczne jest wskazanie danych osoby odpowiedzialnej za produkt, w tym jej imienia i nazwiska, nazwy oraz adresów kontaktowych na terenie UE. Dodatkowo przedsiębiorca musi podać szczegóły dotyczące samego produktu, takie jak jego zdjęcie, rodzaj oraz inne identyfikatory, które pozwolą na jego jednoznaczną identyfikację – wylicza Magdalena Bęza.
Mecenas Krzysztof Witek dodaje, że przedsiębiorcy ci muszą stworzyć wewnętrzne procedury dotyczące bezpieczeństwa produktów, w których m.in. określą ścieżki zgłaszania przez konsumentów niebezpiecznych incydentów. Platformy sprzedażowe muszą zaś dostosować swój interfejs, by przedsiębiorcy oferujący na nich swe towary mogli zamieszczać wszystkie wymagane informacje.
Opóźniona ochrona
Wszystko to ma służyć ograniczeniu ryzyka kupna niebezpiecznego produktu. Przepisy gwarantują też konsumentowi wybór rekompensaty, gdyby do tego jednak doszło: zwrot pieniędzy, naprawę lub wymianę.
– Z perspektywy konsumenta ta regulacja powinna poprawić bezpieczeństwo zakupów, zwłaszcza w sieci. Powinna, bo nie mam pewności, czy, kiedy i na ile w Polsce zadziała. Nawet dobre przepisy nie pomogą, jeśli nie są właściwie stosowane i egzekwowane. Nie mamy jeszcze przyjętej krajowej regulacji, co osłabia na ten moment skuteczność GPSR – mówi Małgorzata Miś, prezes Stowarzyszenia Ochrony Konsumentów Aquila.
Krzysztof Witek również uważa, że spóźnienie z wprowadzeniem przepisów, które mają umożliwić egzekwowanie postanowień rozporządzenia nie jest korzystne ani dla konsumentów, ani dla przedsiębiorców.
– Choć przedsiębiorcy muszą się do nich stosować, to przez brak ustawy, która ureguluje działanie nadzorcy i kwestię kar, nasi konsumenci nie mają od 13 grudnia takiej ochrony, jaką powinni mieć. To również nie jest dobra sytuacja dla przedsiębiorców, bo pozostawia ich w niepewności, co się ostatecznie w ustawie znajdzie – mówi mec. Witek. ©℗