Zamieszczony w wykazie prac legislacyjnych rządu przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta projekt ustawy o ogólnym bezpieczeństwie produktów ma zapewnić lepszą ochronę konsumentom, także tym dokonującym zakupów w internecie. Stąd nowe uprawnienia UOKiK. Już dziś UOKiK może dokonywać zakupów kontrolowanych, ale jeśli chodzi o transakcje, to wolno mu tylko przeprowadzać je do pewnego momentu. Może zbierać oferty, ale nie ma już prawa sfinalizować zakupu. To się zmieni.

W wachlarzu narzędzi UOKiK ma się też znaleźć nakaz odzyskania produktu od konsumentów oraz zniszczenia go lub uczynienie go niezdatnym do użytku w inny sposób. UOKiK w eliminowaniu produktów niebezpiecznych mają pomagać służby celno-skarbowe i inspekcja handlowa. Wojewódzcy inspektorzy inspekcji handlowej zyskają też nowe kompetencje, w tym również do zakupu kontrolowanego w sieci, pobierania próbek i poddawania ich badaniom w laboratorium. Kary za naruszanie przepisów mają być „skuteczne, proporcjonalne i odstraszające”. UOKiK informuje, że ich górna wartość będzie uzależniona od ciężaru naruszeń.

Konieczne procedury odwoławcze

Eksperci nie polemizują z koniecznością lepszej ochrony konsumentów, ale pewne propozycje budzą już ich wątpliwości. Chodzi przede wszystkim o możliwość nakazania przez UOKiK publikacji na stronie internetowej przedsiębiorcy informacji o tym, że sprzedawany przez nią produkt jest niebezpieczny. Przy czym decyzja ta ma być ostateczna.

– Nie przewidziano żadnej drogi odwoławczej, przynajmniej w założeniach do projektu nie ma na ten temat informacji. Jestem przekonany, że część osób, które wejdą na taką stronę nawet po inny produkt, odstąpi od zakupu, bojąc się, że i inne produkty sprzedawane przez tego przedsiębiorcę mogą również nie być bezpieczne – ocenia Krzysztof Witek, adwokat z kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy.

W rezultacie przedsiębiorca może stracić klientów, ale też kontrahentów, którzy będą się obawiać, że współpraca z nim może ściągnąć na nich kontrolę UOKiK, a nie jest to obawa nieuzasadniona, bo zdaniem eksperta już dziś widzimy takie krzyżowe kontrole w przypadku usług cyfrowych. Kontrole są też dużo bardziej drobiazgowe i stosunkowo niewielkie uchybienie, jak chociażby brak nazwy produktu, danych producenta czy instrukcji obsługi, może skutkować niedopuszczeniem towaru do obrotu.

– W mojej ocenie przedsiębiorca powinien móc odwołać się od decyzji o umieszczeniu takiej informacji, a na czas jej rozpatrzenia wstrzymać się ze sprzedażą produktu, którego bezpieczeństwo zostało zakwestionowane. Zastrzeżenia UOKiK mogą dotyczyć choćby braku instrukcji obsługi urządzenia. W takiej sytuacji sam produkt jest niebezpieczny. Dlatego przedsiębiorca powinien mieć szansę naprawy takiego błędu. Nakaz zamieszczenia informacji powinien być ostatecznością. Zarzuty mogą się nie potwierdzić, a firma poniesie straty. Jeśli dotknie to spółek giełdowych, to spadnie nie tylko sprzedaż, lecz także kurs akcji – uważa Krzysztof Witek.

Wojciech Janik, radca prawny, senior managing associate w Deloitte Legal, również zwraca uwagę na potrzebę zapewnienia przedsiębiorcom drogi odwoławczej.

– Ponieważ w wielu przypadkach kwalifikacja danego produktu jako niebezpiecznego jest bardzo ocenna, istotne jest, aby z jednej strony organy dobierały środki w sposób proporcjonalny do naruszenia oraz aby przedsiębiorcy mieli realną możliwość odwołania się od nakazów, w szczególności dotyczących umieszczenia ostrzeżenia o niebezpiecznym produkcie. Chociaż uprawnienie (UOKiK – red.) wynika z rozporządzenia unijnego, w praktyce istotne będzie to, w jaki sposób będzie ono egzekwowane i weryfikowane przez organy nadzoru oraz sądy. Dlatego też jego ramy prawne powinny być precyzyjnie opisane, a adresat decyzji powinien mieć możliwość weryfikacji jej legalności przez kompetentny organ. Mam nadzieję, że w projekcie takie rozwiązania się znajdą – mówi Wojciech Janik.

Szansa dla uczciwych sprzedawców

Polska ustawa ma być odpowiedzią na nowe unijne rozporządzenie 2023/988 w sprawie ogólnego bezpieczeństwa produktów, które zastąpiło dyrektywę o tej samej nazwie. Jest to odpowiedź KE na zalewające unijny rynek wątpliwej jakości produkty z Chin.

– Z pomocą nowego prawa podejmiemy istotne kroki przeciwko sprzedającym je w Europie. Za każdy sprzedany produkt musi być odpowiedzialny ktoś na terenie UE. Niebezpieczne produkty będą usuwane ze sklepów internetowych w ciągu dwóch dni. Konsumenci, jeśli kupili taki produkt, otrzymają o tym wiadomość bezpośrednio, e-mailem. Ponadto będą oni mieli prawo do naprawy, wymiany bądź zwrotu pieniędzy w przypadku wycofania produktu ze sprzedaży – mówiła po ich przyjęciu Dita Charanzová, czeska europarlamentarzysta. Mimo że rozporządzenie powstawało w odpowiedzi na popularność azjatyckich platform sprzedażowych, obejmie swoim działaniem wszystkich, którzy produkują i sprzedają w sieci.

Małgorzata Miś, prezes Stowarzyszenia Ochrony Konsumentów „Aquila”, widzi jednak w nowych przepisach szansę dla naszych przedsiębiorców.

– Konsumenci z Europy bardzo chętnie zamawiają produkty na platformach azjatyckich, które są tańsze od rodzimych, ale nie muszą i często nie spełniają tych wymogów bezpieczeństwa, co wyprodukowane w UE. Co gorsza, nikt nad tym nie panuje. Zostaliśmy zalani rzeczami złej jakości, które są niebezpieczne, szybko się psują i tonami trafiają na śmietnik, przyczyniając się do powstawania gór odpadów. Cierpią na tym również rodzimi uczciwi przedsiębiorcy, którzy nie są w stanie wygrać konkurencji cenowej – mówi Małgorzata Miś.

Organizacje konsumenckie próbują wymóc na platformach azjatyckich, by respektowały prawa konsumentów. Europejska Organizacja Konsumentów BEUC złożyła skargę do Komisji Europejskiej, natomiast 17 organizacji członkowskich BEUC, w tym polska Federacja Konsumentów, złożyło tę samą skargę do właściwych organów krajowych przeciwko platformie Temu.

– Zdaję sobie sprawę, że przy okazji zmuszenia producentów i sprzedawców z Azji, aby bezpieczeństwo ich produktów odpowiadało standardom UE, dodatkowe obowiązki spadną na naszych przedsiębiorców i że zwiększy się poziom ich odpowiedzialności. Niemniej jednak uważam, że zyskają oni na tym, że zapewne zmniejszy się konkurencja ze strony właśnie azjatyckich wyrobów, które do tej pory wygrywały ceną – dodaje prezes Miś.

Michał Herde, prezes warszawskiego oddziału Federacji Konsumentów, na zagrożenia dla przedsiębiorców wskazywane przez ekspertów odpowiada, że mamy tu do czynienia z przeciwstawieniem sobie dwóch dóbr. Prawa przedsiębiorcy do osiągania zysku i prawa konsumenta do ochrony zdrowia i życia.

– Sądzę, że w dobie powszechnego rozumienia znaczenia odpowiedzialności społecznej biznesu nie ma już wątpliwości, które prawo jest ważniejsze. Dodatkowo w mojej ocenie sprzedawca, który będzie na swojej stronie zamieszczał informacje, że produkt jest niebezpieczny, zyska na wiarygodności właśnie tym, że ostrzega konsumentów – tłumaczy prezes Herde. ©℗

ikona lupy />
Miliardy euro strat / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe