Gminy nie ustają w próbach torpedowania systemu kaucyjnego, który pozbawi je możliwości sprzedawania cennych odpadów. Z kolei producenci powtarzają, że nie będą na systemie zarabiać, tylko do niego dokładać.
Choć przygotowywane przez resort klimatu zmiany w systemie kaucyjnym, który ma zostać wdrożony od 2025 r., nie zyskały jeszcze akceptacji rządu, to w ubiegłym tygodniu w Sejmie odbyły się aż dwa spotkania na ten temat. Chodzi o wprowadzenie kaucji na plastikowe butelki do 3 l, metalowe puszki do 1 l oraz butelki ze szkła wielorazowego do 1,5 l.
Podczas wtorkowego posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. samorządowych szansę na przedstawienie opinii na temat konsekwencji wejścia w życie systemu kaucyjnego mieli przedstawiciele władz lokalnych. Natomiast dzień później, na posiedzeniu podkomisji stałej ds. monitorowania gospodarki odpadami, głos mogli zabrać także inni zainteresowani, prezentujący postulaty przedsiębiorców i organizacji ekologicznych.
W sprawę zaangażowali się również posłowie z koalicji rządzącej, którzy postanowili niejako pośredniczyć między przedsiębiorcami i samorządowcami a resortem klimatu. Sejmowa podkomisja przygotowała projekt dezyderatu w sprawie systemu kaucyjnego, w którym zebrała oczekiwania różnych środowisk. Wśród zawartych w nim postulatów znalazła się propozycja przekierowania nieodebranej przez klienta kaucji do kasy samorządu, a nie, jak to przewiduje ustawa, do dyspozycji operatora systemu kaucyjnego.
Samorządy stracą
– Niezwrócona kaucja zostanie w rękach prywatnego operatora. Jeśli w pierwszym roku działania systemu osiągniemy zwrot opakowań na poziomie 77 proc., to niezwrócona kaucja, czyli 23 proc., wyniesie ok. 2 mld zł. Natomiast od producentów ciągle słyszymy, że system jest dla nich za drogi – mówiła podczas posiedzenia podkomisji posłanka KO Anna Sobolak, zaangażowana we wspieranie postulatów strony samorządowej.
Samorządowcy od wielu miesięcy ostrzegają przed negatywnymi następstwami uruchomienia systemu kaucyjnego. Według nich w pierwszej kolejności powinno się uchwalić przepisy o rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP), które obciążą kosztami odbioru i zagospodarowywania opakowań podmioty wprowadzające je na rynek, a nie samorządy. Zdaniem samorządów tylko wtedy producenci będą zainteresowani wytwarzaniem opakowań nadających się do recyklingu i łatwych w odzysku.
– Kaucja obejmuje trzy najbardziej cenne kategorie opakowań. Dziś gminy wyławiają te opakowania ze strumienia odpadów i sprzedają jako surowiec na rynku. Dzięki temu koszt wywozu śmieci dla mieszkańców jest niższy – komentuje Olga Goitowska, dyrektor wydziału gospodarki odpadami w Gdańsku oraz przedstawicielka Unii Metropolii Polskich.
Nasza rozmówczyni wskazuje, że objęte systemem kaucyjnym opakowania stanowią zaledwie 2 proc. ogólnego wolumenu śmieci, ale zarazem przynoszą gminom aż 20 proc. przychodów ze sprzedaży odpadów. W skali półmilionowego miasta utrata tego źródła dochodu będzie oznaczała nawet 20 mln zł rocznie mniej w budżecie.
– Różnicę będą musieli pokryć mieszkańcy. Nie zapominajmy też o tym, że proponowany w Polsce model odzysku to relikt z lat 80. ubiegłego stulecia. Każdy z nas będzie musiał składować w domu niezgniecione butelki, by później umożliwić automatom zwrotnym w sklepach odczytanie kodów kreskowych umieszczonych na butelce. To absurd – przekonuje Olga Goitowska.
Jako przykład kraju, który wprowadził znacznie wygodniejsze rozwiązanie, ekspertka podaje Belgię. Zamiast zawozić butelkę do automatu w sklepie, wystarczy wrzucić ją do dowolnego kosza oznaczonego kodem kreskowym, a uprzednio umożliwić aplikacji w telefonie odczytanie kodu z butelki i kosza.
Widmo kar
Inaczej postrzegają to przedsiębiorcy, którzy chcą zmian w systemie kaucyjnym, ale w odmiennym kierunku. Natomiast wysiłki samorządowców, by całkowicie przemodelować uchwalone już prawo, przyjmują z konsternacją.
– Samorządy powinny mieć pretensje do UE. To dyrektywa SUP, a nie polski parlament, wprowadza te zasady. Zgodnie z prawem UE zbieranie opakowań objętych kaucją, związane z tym opłaty, ale również sprzedaż surowca i gospodarowanie nieodebraną kaucją są po stronie wprowadzających, czyli firm napojowych – mówi Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Dodaje, że protesty samo rządowców, domagających się pozostawienia im możliwości sprzedawania opakowań, są wymierzone w producentów. To na nich prawo UE nałożyło obowiązek sprostania odpowiednim poziomom zbiórek i zagroziło karami. Jak dodaje Andrzej Gantner, producenci napojów już dziś wnoszą opłatę od wszystkich wprowadzonych butelek, a nie tylko tych, które są zbierane z terenów publicznych. Z tych środków korzysta samorząd.
– Po uruchomieniu systemu samorządom powinno zostać ok. 5 proc. opakowań, a opłaty dotyczą 100 proc. To duża nadwyżka – mówi Gantner. Według niego równie nietrafione są zarzuty o to, że producenci będą sobie przywłaszczać nieodebraną przez klientów kaucję.
– Zgodnie z zasadą kosztów netto wszystkie zyski mają być przekierowywane na rozwój systemu i obniżanie kosztów jego prowadzenia, a nie trafiać do czyjejkolwiek kieszeni. Producenci nie będą zarabiać na tym systemie, ale wręcz do niego dokładać. Natomiast, jak widać, zarabiać na kaucji chciałyby samorządy, by w ten sposób łatać braki we własnych dochodach i pokrywać koszty zbiórki innych odpadów, co jest niezgodne z dyrektywą odpadową – ocenia Andrzej Gantner. ©℗