UOKiK poinformował, że na Shein i Temu otrzymał jak dotąd 18 skarg od konsumentów nabywających towary online. Nie jest jednak jedyny, do którego zgłaszają się poszkodowani konsumenci. Skargi napływają też do Europejskiego Centrum Konsumenta. – Mamy pojedyncze skargi na przedsiębiorców z Chin – przyznaje Aleksandra Piszczorowicz z ECK.
Pomocy konsumenci szukają też u Miejskich Rzeczników Konsumentów. Z każdym rokiem coraz więcej. W zeszłym trafiało do nich średnio od kilku do kilkunastu skarg.
- Dziś skargi liczymy w dziesiątkach – potwierdza Longina Kaczmarek, Miejski Rzecznik Konsumentów w Szczecinie. Podobnie jest w innych tego rodzaju placówkach w kraju. Longina Kaczmarek dodaje, że dla porównania na europejskie platformy internetowe wpływa najwyżej kilkanaście skarg rocznie. Tym samym dziś, choć skarg na chińskich sprzedawców nie jest może bardzo dużo, to zdominowały one rynek.
- Z doświadczenia wiemy, że sporadyczność skarg nie przekłada się w żaden sposób na skalę problemu. Dlatego monitorujemy działalność tych platform przede wszystkim pod kątem przestrzegania praw konsumentów, sprawdzamy jak prezentowane są ważne informacje dla kupujących – zauważa Kamila Guzowska z UOKiK. I dodaje, że ze względu na szeroki zakres potencjalnych nieprawidłowości urząd planuje wszczęcie postępowań wyjaśniających, a następnie, jeśli okazałoby się to zasadne - postawienia zarzutów, które mogą skutkować karą do 10 proc. obrotu. Akcja sprawdzam, jak dowiedział się DGP ma ruszyć jeszcze w tym roku.
Chińskie platformy zakupowe potwierdzają, że są w stałym kontakcie z UOKiK, od którego otrzymują wytyczne co powinny zmienić.
- Aktywnie dostosowujemy nasze usługi do lokalnych praktyk i preferencji, a także zobowiązujemy się do pełnej zgodności z przepisami prawa i regulacjami obowiązującymi na rynkach, na których działamy. Jeśli chodzi o skargi do UOKiK, to traktujemy je bardzo poważnie. Mamy nadzieję kontynuować nasz dialog z odpowiednimi interesariuszami w celu poprawy naszych usług dla konsumentów – zapewnia biuro prasowe Temu.
Eksperci dodają, że dziś problemem nie są tylko chińskie duże platformy zakupowe. Ich rosnącą pozycje wykorzystują chińscy sprzedawcy, którzy ogłaszają się na serwisach społecznościowych. Ich problemem jest to, ze nie działają pod jedna stałą domeną, tylko je cały czas zmieniają, przez co trudno je namierzyć, gdy odbierze się już produkt, który potem chce się zwrócić lub zareklamować.
- Nie ma jak namierzyć takiego sprzedawcy. Nie podają na stronie adresu pod którym działają, ani telefonu. To sprawia, że są nie do uchwycenia, a wyegzekwowanie od nich czegokolwiek przez klienta jest niemożliwe. Dlatego niestety musimy mówić klientom, że ich sprawa jest przegrana i musza pogodzić się ze stratą pieniędzy – mówi Longina Kaczmarek.
To samo mówi ECK, które przyznaje, że może udzielić pomocy w przypadku sporów z przedsiębiorcami zarejestrowanymi na terenie Unii Europejskiej oraz Wielkiej Brytanii, Norwegii i Islandii.
- Zatem nasze kompetencje nie obejmują sporów spoza UE, jeśli skarga dotyczy przedsiębiorcy z Chin. Sugerujemy kontakt z China Consumers Association, jednak oczywiście nie jesteśmy w stanie zagwarantować jego skuteczności. W naszych działaniach edukacyjnych staramy się ostrzegać przed potencjalnymi zagrożeniami korzystania z e-commerce spoza UE – mówi Aleksandra Piszczorowicz z ECK.
Co jeszcze mogą zrobic konsumenci. UOKiK dodaje, że w przypadku, gdy mamy do czynienia z nieuczciwym przedsiębiorcą, gdy dojdzie do oszustwa, należy zawiadomić też organy ścigania - policję, prokuraturę. Jeśli zapłaciliśmy kartą, możemy złożyć reklamację do banku i odzyskać pieniądze dzięki tzw. procedurze chargeback. Jeżeli trafiliśmy na podejrzaną stronę, należy zawiadomić firmę hostingową lub rejestratora domeny. Ich dane można ustalić na stronie www.dns.pl lub whois.domaintools.com (dla domen zagranicznych).
A na co skarżą konsumenci. Najczęściej na jakość ubrań i butów zamówionych przez internet. Konsumenci zgłaszają też brak dostawy, opóźnienia, otrzymanie produktu niezgodnego z zamówieniem. Ale też mają kłopot z oddaniem towaru i odzyskaniem pieniędzy.
- Kupiłem antenę telewizyjną na platformie, która wyświetliła mi się w mediach społecznościowych. Nie działa, więc chciałem ją oddać. Otrzymałem ze sklepu informacje, że zostanie mi zwrócone 20 proc. ceny zakupu, albo mogę wybrać inny towar. Poprosiłem o całość zapłaconej kwoty. Kontakt ucichł – mówi jeden z kupujących.