Unijna dyrektywa 2012/19 w sprawie zużytego sprzętu elektrotechnicznego i elektronicznego wymaga rewizji – takie wnioski płyną ze spotkania branży producentów sprzętu energetycznego zorganizowanego przez Związek Cyfrowa Polska. Z jednej strony UE chce, by zepsuty sprzęt był jak najdłużej naprawiany, z drugiej zaś nakazuje producentom gromadzenie ogromnych ilości zepsutej elektroniki.
W przeciągu kilkunastu lat obowiązywania dyrektywy na rynku zaszły ogromne zmiany. Dominik Dobek, dyrektor ds. programowych w Związku Cyfrowa Polska, zwraca uwagę na podstawowy problem – wydłużenie się czasu żywotności sprzętu.
– To z jednej strony nas cieszy, bo przecież dzięki temu zmniejszy się ilość elektrośmieci. Ale skoro tak, to powstaje pytanie, skąd jako producenci mamy brać coraz większą ilość zużytego sprzętu, aby sprostać wymogom UE – pyta Dominik Dobek.
Producenci mają bowiem obowiązek wykazać się zbiórką zużytego sprzętu w ilościach proporcjonalnych do tego, ile wprowadzono urządzeń na rynek. Za jego niespełnienie ustawodawca przewidział kary. W praktyce producenci wolą zapłacić konsumentom za oddanie im np. niedziałającej lodówki, zamiast narażać się na opłaty za niewywiązywanie się ze zbiórek. Nie wszyscy są jednak traktowani jednakowo.
– Niektóre produkty, jak np. panele fotowoltaiczne czy pompy ciepła, mają bardzo długą żywotność. Po trzech latach po wprowadzeniu ich na rynek nie ma więc możliwości zebrania ich jako odpadu, a tym samym zrealizowania obowiązku zbiórki i przetworzenia. Dlatego problem trzeba rozwiązać systemowo i zapewnić finansowanie zbiórki tego typu sprzętu po 10–20 latach, wtedy gdy pojawi się on jako odpad – wyjaśnia Dominik Dobek.
Według niego brak regulacji może doprowadzić do tego, że za kilkanaście lat zabraknie środków na utylizację paneli słonecznych. Z uwagi na brak zgromadzonych rezerw finansowych na ten cel i wycofania się z rynku niektórych producentów koszt usunięcia i właściwej utylizacji spadnie na zwykłego konsumenta.©℗