Obowiązkowe informowanie o podsłuchach i nowy organ patrzący służbom na ręce – to pomysły na ucywilizowanie inwigilacji, stosowanej dziś w Polsce na masową skalę.

Fundacja Panoptykon przedstawia dziś założenia ustawy, która ma rozwiązać problem niekontrolowanej inwigilacji. Jak deklaruje, proponowane regulacje pozwolą policji i innym służbom nadal realizować ich zadania – zapewniając równocześnie ochronę praw i wolności jednostki.

– Widzimy, jak informacje o ludziach, często wrażliwe, mogą być wykorzystane, żeby uderzyć w konkretne osoby. Na przykład w te, które publicznie skrytykują władzę – stwierdza autor założeń ustawy Wojciech Klicki, prawnik z Panoptykonu. – U źródła problemu często są służby, które w niekontrolowany sposób pozyskują informacje na nasz temat – uważa.

Dużo danych, mało wiedzy

Jak pisaliśmy w DGP w minionym tygodniu, w 2022 r. służby przetworzyły ok. 1,8 mln naszych danych, w większości telekomunikacyjnych (kto, kiedy, z jakiego miejsca i z jakim numerem łączył się przez telefon). A mają apetyt na więcej. Resorty siłowe nie porzuciły bowiem pomysłu rozszerzenia obowiązku przechowywania danych o połączeniach z firm telekomunikacyjnych na wszystkich przedsiębiorców komunikacji elektronicznej, w tym dostawców poczty internetowej. Było o tym głośno na początku roku, gdy taki zapis znalazł się w rządowym projekcie ustawy – Prawo komunikacji elektronicznej (PKE). Wiosną wydawało się, że zagrożenie minęło, bo pod presją krytyki społecznej PKE wycofano z Sejmu. Teraz okazało się, że służby o tym nie zapomniały i wciąż próbują wywalczyć rozszerzenie swych uprawnień.

Oprócz pozyskiwania informacji o połączeniach służby stosują też podsłuchy oraz kontrole operacyjne. W ub.r. wnioskowały wobec prawie 6,4 tys. osób, w większości uzyskując zgodę sądu.

Obecnie ani policja, ani inne służby nie informują o inwigilacji osób poddanych kontroli operacyjnej. – Można się o tym dowiedzieć dopiero z aktu oskarżenia – podkreśla Wojciech Klicki.

Można – o ile akt oskarżenia powstanie. Jednak w ub.r. tylko 13 proc. policyjnych podsłuchów przyniosło materiały do procesu karnego. – Pozostałe osoby, których prywatność została naruszona, nigdy się o tym nie dowiedzą. To wpływa na poziom zaufania do służb. Brakuje też organu, gdzie można złożyć skargę w przypadku uznania, że inwigilacja była nieuzasadniona i naruszała prawa danej osoby – dodaje prawnik.

Tę sytuację miałaby zmienić proponowana ustawa o kontroli nad służbami. Jej założenia zostały przygotowane we współpracy z Krajową Izbą Radców Prawnych, Helsińską Fundacją Praw Człowieka, stowarzyszeniem Amnesty International, stowarzyszeniem Sieć Obywatelska Watchdog Polska, Fundacją Batorego oraz Fundacją Wolne Sądy. – Bez efektywnej kontroli nad służbami specjalnymi prawa człowieka, w tym prawo do prywatności, pozostają zagrożone. Szczególnym dowodem tego były raportowane przez Amnesty International naruszenia praw człowieka wynikające ze stosowania przez służby specjalnego oprogramowania Pegasus – wskazuje dr Adam Ploszka z Amnesty International.

Dwa filary

Projekt opiera się na dwóch filarach. Pierwszym jest zasada informowania osób inwigilowanych o tym fakcie. Drugim powołanie niezależnego organu kontrolującego służby.

Zarządzenie kontroli operacyjnej miałoby się wiązać z obowiązkiem poinformowania osoby, której dotyczy – nie później niż po 12 miesiącach od zakończenia kontroli. Odsunięcie albo uchylenie realizacji tego wymogu byłoby możliwe tylko za zgodą sądu, po uprawdopodobnieniu przez daną służbę, że udzielenie informacji stanowiłoby zagrożenie dla życia i zdrowia (np. prowadzących sprawę funkcjonariuszy) lub zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Analogiczny obowiązek informowania osoby, której dane pozyskano, ma dotyczyć dostępu do danych telekomunikacyjnych, internetowych i pocztowych.

Jak argumentują autorzy projektu antyinwigilacyjnego, uzyskanie przez daną osobę informacji, że była przedmiotem zainteresowania służb, da jej podstawę do dochodzenia swoich praw oraz uświadomi funkcjonariuszom, że mogą podlegać weryfikacji.

– To byłaby rewolucja w podejściu do tej kwestii w Polsce. Rewolucja, której przeprowadzenie postuluje się od dawna – ocenia dr Paweł Litwiński, adwokat i partner w kancelarii Barta Litwiński.

Wskazuje, że na problem inwigilacji trzeba patrzeć przez pryzmat braku wystarczającej informacji i braku skutecznej kontroli. – A ponieważ nie można mówić o kontroli bez pełnej informacji dla osób podlegających inwigilacji i dla organów nadzorczych, takie przepisy byłyby krokiem w dobrym kierunku – stwierdza.

Organ kontrolujący inwigilacyjną działalność służb składałby się z sześciu osób, powoływanych po wysłuchaniu publicznym przez Sejm bezwzględną większością głosów za zgodą Senatu. Kandydatów mogliby zgłaszać: prezydent, pierwszy prezes Sądu Najwyższego i prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, prezes Najwyższej Izby Kontroli oraz rzecznik praw obywatelskich.

– Dobór podmiotów uprawnionych do przedstawiania kandydatów wydaje się słuszny. Organ wybierany na takich zasadach byłby tak apolityczny, jak to tylko możliwe. To świetne rozwiązanie problemu inwigilacji. I o ile osiem lat temu nie miałbym żadnych uwag krytycznych wobec takiej propozycji, o tyle dzisiaj jestem jednak sceptyczny – mówi Paweł Litwiński. – Wszystko opiera się na zwykłej ustawie, a widzieliśmy, jak niejedną ustawę można zmienić w jedną noc – zastrzega.

Jednak pierwszym progiem trudności jest przyjęcie ustawy opartej na zaproponowanych założeniach. Inicjatorzy projektu kierują go do wszystkich partii politycznych.

– Przez wykorzystanie Pegasusa przeciwko szefowi sztabu największej partii opozycyjnej wybory parlamentarne w 2019 r. nie były sfałszowane, ale nie były też uczciwe – przypomina Wojciech Klicki. – Liczymy na to, że po najbliższych możliwe będzie wprowadzenie naszych rozwiązań, które uniemożliwią takie sytuacje w przyszłości – dodaje.©℗

Jakie kompetencje miałby mieć organ nadzorczy / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe