Kontrowersyjna nowelizacja tzw. ustawy wiatrakowej po zakończeniu prac w parlamencie została podpisana przez prezydenta. Mimo końca prac legislacyjnych nad nią wciąż słychać głosy, które podają w wątpliwość przyjęte regulacje.

problem 1. wiatraki 700 m od domów – radykalne ograniczenie dostępnej powierzchni

W ostatnim czasie branża wiatrakowa wstrzymała oddech, gdy po długotrwałym procesie legislacyjnym, w wyniku którego powstał projekt realizujący długo wyczekiwany kompromis, na ostatniej prostej doszło do zwiększenia odległości wiatraków od zabudowy mieszkalnej z 500 m do 700 m. Po wielu perypetiach stanęło ostatecznie na 700 m, jako odstępstwie od zasady 10 h (odległość od zabudowy mieszkalnej wynosząca przynajmniej dziesięciokrotność wysokości turbiny wiatrowej wraz z łopatami), o którym mogą zadecydować gminy w miejscowym planie. Odmrożenie energii odnawialnej z wiatru stanowi jeden z tzw. kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy, warunkujących uzyskanie unijnych środków. Branża zareagowała na zmianę wypracowanej odległości niezwykle nerwowo z tego względu, że zmiana ta nie była uzasadniona jakimikolwiek wynikami badań czy analiz. Co warto podkreślić, wcześniej przyjęta minimalna odległość 500 m wynikała z wieloletnich analiz oddziaływania turbin wiatrowych. Jak podkreślano, odległość ta w przeważającej liczbie przypadków pozwala na utrzymanie na terenach zabudowy mieszkaniowej jednorodzinnej najniższej normy hałasu w zakresie izofony 40dB.

Co jest również niezmiernie istotne, to fakt, że dotychczasowa regulacja, tj. zasada 10h, praktycznie całkowicie zablokowała rozwój branży. Stało się tak dlatego, że z uwagi na rozproszoną w Polsce zabudowę mieszkalną, powstającą często na podstawie warunków zabudowy, praktycznie brak było dostatecznie wietrznych terenów pod budowę wiatraków. Aby zatem zmiana miała charakter realny, minimalna odległość 500 m dawała odpowiedni potencjał uwolnionych terenów. Według wyliczeń firmy doradczej Ambiens zwiększenie odległości do 700 m ogranicza powierzchnię potencjalnie dostępnych terenów aż o 44 proc., jest to zatem radykalna zmiana. Podkreślić przy tym należy, że 700 m odległości nie stanowi zasady lokalizowania i budowy elektrowni wiatrowych, zasadą nadal bowiem pozostaje odległość 10h. Gminy uzyskały jedynie możliwość zmniejszenia tej odległości do minimum 700 m w miejscowym planie. Czy będą miały taką wolę? Oto jest pytanie. Obecnie inwestorom pozostaje wykorzystanie tych nielicznych, obowiązujących już miejscowych planów sprzed 2016 r., które powyższy wymóg odległości spełniają.

Natomiast brak jest symetrii w zakresie lokalizowania i budowy budynków mieszkalnych lub o funkcji mieszanej (gdy funkcja mieszkalna stanowi ponad połowę powierzchni użytkowej budynku) względem elektrowni wiatrowych. W tym zakresie uniwersalną zasadą jest odległość 700 m (z zastrzeżeniem istotnych wyjątków wskazanych w przepisach intertemporalnych, o czym szerzej dalej).

W niektórych województwach nawet 100 proc. miejscowych planów trafi do kosza

Co więcej, jak z kolei wyliczyli analitycy z Urban Consulting, przytłaczająca większość miejscowych planów uchwalonych przed wprowadzeniem zasady 10h w 2016 r. (w przypadku kilku województw nawet 100 proc. takich planów) nie będzie się nadawała do wykorzystania. Przewidują one bowiem lokalizację turbin w odległości mniejszej niż 700 m, zazwyczaj 500 m. Ten wysiłek urbanistyczny, podjęty przy konsensusie społecznym, teraz zostanie zmarnowany i odsunie znacząco w czasie realizację nowych mocy. Pamiętać należy o poważnych problemach z dostępnością gruntów, czy też mocy przyłączeniowych dla odnawialnych źródeł energii, co powoduje, że udostępniona powierzchnia jest dostępna dla inwestora jedynie w teorii. To oznacza, że dojdzie do kilkuletniej luki inwestycyjnej do czasu uchwalenia miejscowych planów, zamiast natychmiastowego uwolnienia procesów inwestycyjnych. Do tego należy dodać efekt niepewności regulacyjnej związanej z procedowaniem równolegle wielkiej reformy planowania i zagospodarowania przestrzennego.

problem 2. całkowite zniesienie obostrzeń dla zabudowy mieszkalnej przy istniejących elektrowniach

Przedmiotem największej kontrowersji i obaw ze strony inwestorów jest zniesienie wymogu zachowania jakiejkolwiek odległości w przypadku wznoszenia zabudowy mieszkalnej w rejonie elektrowni, dla których pozwolenia na budowę stały się ostateczne przed wejściem w życie nowelizacji. W praktyce są to już zazwyczaj istniejące elektrownie, ponieważ od 2016 r. doszło w istocie do zamrożenia branży. Oznacza to, że nowe wiatraki mogą powstawać w odległości nie mniejszej niż 700 m od zabudowy mieszkalnej, ale zabudowa mieszkalna może powstawać dowolnie blisko istniejących wiatraków.

Przepis ten budzi ogromne wątpliwości, ponieważ ustawodawcy najwyraźniej nie towarzyszyła żadna pogłębiona refleksja nad skutkami takiej regulacji, a jednocześnie nie bierze on żadnej odpowiedzialności za to rozwiązanie. W szczególności można zadać pytanie, kto zapłaci za odszkodowanie z tytułu immisji hałasu w trybie art. 144 kodeksu cywilnego, gdy mieszkańcy nieświadomie wybudują dom w zasięgu izofony 40dB. Nie mówiąc już o potencjalnych skutkach katastrofy budowlanej w przypadku turbiny.

problem 3. niespodzianka dla budujących domy na podstawie tzw. starych planów

Ustawodawca przyszykował niezbyt ciekawą niespodziankę dla osób, które mogły wznosić zabudowę mieszkalną lub mieszaną na podstawie tzw. starych miejscowych planów (które obowiązywały w dniu wejścia w życie ustawy wiatrakowej, czyli 16 lipca 2016 r., albo których projekty były wyłożone do publicznego wglądu przed tym dniem, a także uchwalone w terminie 72 miesięcy od tej daty). Do lokalizacji zabudowy mieszkalnej i mieszanej na podstawie tych planów w ogóle nie miała zastosowania zasada 10h. Obecnie znajdzie względem tej zabudowy zastosowanie zasada 700 m, chyba że pozwolenie na budowę dla elektrowni stało się ostateczne przed wejściem w życie aktualnej nowelizacji (w praktyce chodzi o już istniejące elektrownie). W takim przypadku, jeśli wniosek o pozwolenie na budowę lub zgłoszenie nie spełnia wymogu 700 m odległości od elektrowni wiatrowej (nawet jedynie planowanej w miejscowym planie), organ będzie musiał odmówić pozwolenia na budowę albo wnieść sprzeciw od zgłoszenia. To samo dotyczy odmowy w zakresie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla większych zespołów zabudowy mieszkalnej lub mieszanej.

problem 4. zachęta dla samorządów – 10 proc. energii do objęcia przez mieszkańców

Nie od dziś wiadomo, że gminy nie uchwalają miejscowych planów przewidujących lokalizację wiatraków ze względu na potencjalne konflikty społeczne i niezadowolenie wyborców. W kontekście nadchodzących wyborów samorządowych i w świetle kryzysu energetycznego spowodowanego wojną na Ukrainie problem ten stał się istnym węzłem gordyjskim do rozwiązania. W wyniku autopoprawki projektodawca zaproponował rozwiązanie polegające na wprowadzeniu zachęty do lokalizacji wiatraków dla gmin oraz ich mieszkańców. Propozycja ta zakłada obligatoryjne przeznaczenie przez inwestora minimum 10 proc. zainstalowanej mocy elektrowni wiatrowej do objęcia przez mieszkańców gminy w ramach udziału.

problem 5. mieszkańcy jako prosumenci wirtualni

Mieszkańcem gminy w rozumieniu znowelizowanej ustawy będzie odbiorca energii elektrycznej w gospodarstwie domowym zamieszkujący w gminie, na terenie której jest lokalizowana elektrownia wiatrowa. Będzie mu przysługiwał status prosumenta wirtualnego. W odróżnieniu od zwykłego prosumenta, który wytwarza energię z odnawialnych źródeł energii na swoje potrzeby w tym samym miejscu, co ją dostarcza (np. z instalacji PV na dachu do swojego domu), prosument wirtualny wytwarza tę energię w innym miejscu niż miejsce dostarczania energii elektrycznej do tego odbiorcy (np. w farmie wiatrowej wybudowanej przez innego inwestora do swojego domu).

Status taki zainteresowani mieszkańcy uzyskają na 15 lat od dnia wytworzenia w elektrowni wiatrowej po raz pierwszy energii elektrycznej i jej wprowadzenia do sieci dystrybucyjnej elektroenergetycznej. Mieszkaniec gminy będzie mógł zgłosić chęć objęcia udziału w mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej nie większego niż 2 kW. Udział prosumenta wirtualnego w wytwarzaniu energii przez elektrownię wiatrową ma być proporcjonalny do procentowego udziału w mocy zainstalowanej. Analogiczny jak dla standardowego prosumenta będzie sposób rozliczania energii w systemie net-billingu zamiast net-meteringu (wedle odrębnego rozliczania wartości, a nie ilości energii elektrycznej wprowadzonej do sieci elektroenergetycznej i energii pobranej z tej sieci). Inwestor będzie zawierać z mieszkańcami umowę w przedmiocie objęcia udziałów.

Koszt nabycia udziału a maksymalny koszt budowy elektrowni

Koszt objęcia udziału w mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej stanowić będzie iloczyn tego udziału, wyrażonego w kW, oraz kosztu budowy elektrowni wiatrowej zadeklarowanego przez inwestora po uzyskaniu ostatecznego pozwolenia na budowę. Kwestią, która może budzić kontrowersje w przyszłości, jest fakt, iż ustawa określa wzór maksymalnego kosztu budowy elektrowni wiatrowej, który to koszt nie może zostać przekroczony. To może budzić wątpliwości z uwagi na potencjalne przekroczenie tych kosztów w zakresie budowy elektrowni. Wzór uwzględnia iloczyn ceny referencyjnej dla instalacji o łącznej mocy zainstalowanej większej niż 1 MW, wykorzystującej do wytwarzania energii elektrycznej wyłącznie energię wiatru na lądzie, określoną w przepisach wykonawczych oraz referencyjnego rocznego wolumenu produkcji energii elektrycznej dla elektrowni wiatrowej w odniesieniu do 1 MW mocy zainstalowanej, wynoszącego 3300 MWh/MW oraz mnożnik w postaci współczynnika 6,7/1000.

Co istotne, przedmiotowych obowiązków związanych z objęciem mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej nie będzie się stosować do inwestycji polegających na budowie elektrowni wiatrowej, które uzyskały decyzję o pozwoleniu na budowę przed 2 lipca 2024 r. Inwestorzy zatem będą chcieli wygrać wyścig z czasem w zakresie uchwalenia nowych planów miejscowych i pozyskania pozwolenia na budowę. Pokrzyżować im ewentualnie mogą plany przepisy procedowanej odrębnie dużej reformy planowania i zagospodarowania, która nie jest koordynowana z ustawą wiatrakową, która wprowadza znaczne zmiany i może zamrozić część procesów planistycznych w gminach.

Podsumowanie

Niewątpliwie uchwalenie liberalizacji zasady 10h jest krokiem naprzód dla branży wiatraków i może być uznane za spełnienie kamienia milowego do KPO. Pytanie jednak, czy chodzi o jakikolwiek krok, odległość 700 m w polskich warunkach, zwłaszcza uwzględniając treść obowiązujących miejscowych planów, jak też rozproszenie zabudowy mieszkalnej, może bowiem nie stanowić istotnej zmiany reguł gry. Dodatkowo nieskoordynowana z ustawą wiatrakową reforma planowania i zagospodarowania przestrzennego może jeszcze bardziej storpedować wysiłki branży. Oby tak się nie stało.

Przypomnijmy, że nowelizacja zacznie obowiązywać po upływie 30 dni od dnia ogłoszenia (czeka obecnie na publikację w Dzienniku Ustaw), z wyjątkiem przepisów dotyczących włączenia mieszkańców gminy, na terenie której zlokalizowana ma być elektrownia wiatrowa, do katalogu prosumentów wirtualnych, które wejdą w życie z 2 lipca 2024 r. ©℗