Dyrektywa Omnibus miała ukrócić handel fałszywymi opiniami konsumenckimi w internecie. Biznes nadal jednak kwitnie. Po prostu przeniósł się poza Unię Europejską. Prawnicy ostrzegają: kto kupuje komentarze na swój temat, naraża się na odpowiedzialność.

„Sprzedajemy pozytywne opinie w sieci na takich portalach jak: Google, Facebook, Tripadvisor, Znany Lekarz, Widzowie live Facebook, Lajki na Facebook czy Instagram” - to cytat (pisownia oryginalna) z e-maila, który w lutym br. dotarł do polskich przedsiębiorców. Został wysłany z domeny .su, która w czasach początków internetu została przypisana do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. W państwach powstałych po upadku ZSRR nadal bywa używana. W tym przypadku pełna nazwa domeny wskazuje, że wiadomość wysłano z Armenii.
W Unii Europejskiej sprzedaż opinii o produktach lub usługach jest już - przynajmniej teoretycznie - utrudniona. Prokonsumencka Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2019/2161, zwana dyrektywą Omnibus, postuluje zakazanie przedsiębiorcom zamieszczania nieprawdziwych informacji i rekomendacji konsumenckich oraz zlecania ich zamieszczania przez inne osoby. Postanowienia dyrektywy zostały implementowane do polskiego porządku prawnego i obowiązują od 1 stycznia 2023 r. Jeszcze przed wejściem jej w życie prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) uznawał handel opiniami w sieci za nieuczciwe praktyki. W grudniu 2022 r. poinformował, że nałożył na dwie spółki prowadzące taką działalność kary w wysokości 40 tys. zł i 30 tys. zł.

Biznes przenosi się na Wyspy

Firma rozsyłająca mailing z Armenii ma stronę internetową w polskiej domenie, ale należącej do spółki zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii. Według danych z Companies House, brytyjskiego odpowiednika Krajowego Rejestru Sądowego, powstała ona w maju 2022 r., a jej dyrektorem jest obywatel i rezydent Polski.
W internecie znajdujemy więcej stron oferujących sprzedaż komentarzy, opinii i polubień na popularnych platformach. Komunikują się w polskim języku i mają adresy w domenie .pl. Co najmniej dwie spośród nich również należą do spółek z Wielkiej Brytanii kierowanych przez Polaków i założonych w latach 2020-2022.
- Niestety nawet najlepszy portfel nie uchroni przed złodziejem. Przykładem niech będą kwestie związane ze zbieraniem i przetwarzaniem danych osobowych. Chociaż RODO miało je zrewolucjonizować, nadal trwa nielegalny handel danymi i wysyłki SPAM-u (niezamówionych ofert handlowych). Proceder wystawiania fałszywych opinii w internecie będzie więc działać dalej. Jest to zakazane, ale daje tak duże korzyści, że przedsiębiorcy będą podejmowali ryzyko - komentuje dr Wojciech Piwowarczyk, radca prawny z Kancelarii BIS LAW Radcy Prawnego Zbigniew Rogowski.
- Ściganie przedsiębiorców działających poza Polską, a w szczególności poza Unią Europejską, może być utrudnione - dodaje Krzysztof Witek, adwokat, senior associate w Kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy.
Jego zdaniem prezes UOKiK może jednak interweniować w takich przypadkach, zwłaszcza gdy wie, że ośrodek działalności gospodarczej takiego podmiotu mieści się w Polsce, a zagraniczny adres służy wyłącznie rejestracji.
Krzysztof Witek uważa, że niezależnie od działań podejmowanych przez UOKiK zorganizowany handel nieprawdziwymi opiniami może być też uznany za oszustwo. Wówczas wchodzi w grę odpowiedzialność przewidziana przez kodeks karny.

Odpowiada kupujący opinie

- Na koniec może okazać się, że ukarany zostanie nie ten, kto sprzedaje fałszywe opinie, ale przedsiębiorca, który je kupuje - zwraca uwagę Wojciech Piwowarczyk.
W konsekwencji implementacji dyrektywy Omnibus czarna lista z ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 2070 ze zm.) została rozszerzona. Jedną z nieuczciwych praktyk rynkowych stało się „zamieszczanie lub zlecanie zamieszczania innej osobie nieprawdziwych opinii lub rekomendacji konsumentów albo zniekształcanie opinii lub rekomendacji konsumentów w celu promowania produktów”, przy czym za produkt uważa się także usługę.
- Jeśli przedsiębiorca umożliwia dostęp do opinii i twierdzi, że pochodzą one od konsumentów, którzy używali produktu lub go nabyli (a tego nie sprawdził), może naruszać prawo. Prawo narusza też ten, kto wytwarza nieprawdziwe opinie konsumenckie - dodaje Krzysztof Witek.
- Jeśli przedsiębiorca zdecyduje się kupić nieprawdziwe opinie, narusza aktualne przepisy i dopuszcza się nieuczciwej praktyki rynkowej. Takie działanie może być także potraktowane jako praktyka naruszająca zbiorowe interesy konsumentów - podsumowuje Witold Chomiczewski, radca prawny i managing partner w Kancelarii Radców Prawnych Lubasz & Wspólnicy.
Wojciech Piwowarczyk wyjaśnia, że podstawą do ukarania może być już samo uzyskanie informacji przez prezesa UOKiK, że przedsiębiorca kupował usługi mediowe od kontrahenta, o którym wiadomo, że zajmuje się wyłącznie wystawianiem fałszywych opinii.
- Prezes UOKiK może nawet pójść na skróty: nieuczciwą praktyką rynkową jest bowiem nawet niepodjęcie kroków, które pozwalają na sprawdzenie, czy opinia pochodzi od konsumenta, który nabył wcześniej towar i usługę. W skrócie: prezes UOKiK nawet nie musi uzyskiwać informacji o tym, czy do zakupu opinii od kontrahenta z Wielkiej Brytanii lub Armenii doszło - wskazuje ekspert.
- Prezes UOKiK może nałożyć karę pieniężną, której maksymalna wysokość sięga 10 proc. obrotu przedsiębiorcy osiągniętego w roku obrotowym poprzedzającym rok nałożenia kary - przypomina Witold Chomiczewski.
Dodaje jednak, że przedsiębiorca może zaproponować prezesowi UOKiK podjęcie lub zaniechanie określonych działań zmierzających do zakończenia naruszenia lub usunięcia jego skutków, co może pozwolić na uniknięcie kary.
- Z drugiej strony konsumenci sami mogą wystąpić z roszczeniami przeciwko przedsiębiorcy, np. o zaniechanie nieuczciwej praktyki, obniżenie ceny, złożenie określonego oświadczenia, np. przeprosin, lub zasądzenie sumy pieniężnej na cel społeczny - przypomina Chomiczewski. ©℗
Kupujący w internecie / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe