Poselski projekt nowelizacji ustawy o zasadach zarządzania mieniem państwowym, który w poniedziałek wieczorem pojawił się na stronach Sejmu, to spore zaskoczenie dla prawników.

– Nie ma to jak być teraz członkiem zarządu państwowej spółki, którego nie będzie można odwołać – żartują eksperci.
Projekt przewiduje, że członkowie zarządów i rad nadzorczych PKN Orlen SA, PERN SA, PSE Polskie Sieci Elektroenergetyczne SA, Operatora Gazociągów Przesyłowych Gaz-System SA oraz Tarchomińskich Zakładów Farmaceutycznych POLFA SA nie będą mogli zostać odwołani ze swojego stanowiska przez następne pięć lat bez zgody nowej Rady ds. Bezpieczeństwa Strategicznego. Trzech jej członków ma wskazać Sejm, po jednym Senat i prezydent.
– Myślałem, że w Polsce doszliśmy już do kresu tworzenia niepotrzebnych przepisów, jednak ta inicjatywa pokazuje, że polityka bierze górę w stanowieniu prawa, bez przygotowania, konsultacji powołującego niepotrzebne instytucje – komentuje prof. Andrzej Kidyba z Katedry Prawa Gospodarczego i Handlowego UMCS. Jak dodaje podmioty, które mają zostać objęte nowymi rozwiązaniami, to też spółki giełdowe.
– Zastanawiam się, jak ustawodawca zamierza połączyć w tych zmianach interesy poszczególnych akcjonariuszy oraz uregulować na nowo uprawnienia rad nadzorczych i zgromadzeń wspólników tych spółek, które stracą bezpośredni wpływ na obsadę ich władz. Uważam, że takie zmiany niczemu nie służą poza mnożeniem sztucznych bytów – kwituje prof. Kidyba.
– Proponowane rozwiązanie uderzyłoby w podstawową zasadę ładu korporacyjnego, zgodnie z którą akcjonariusze, tj. właściciele spółki, mają pełne prawo swobodnego powoływania i odwoływania osób zarządzających ich majątkiem – mówi prof. Tomasz Siemiątkowski, kierownik Katedry Prawa Gospodarczego SGH, adwokat w Kancelarii Głuchowski Siemiątkowski Zwara. Podkreśla, że jest to najlepiej widoczne w przypadku Orlenu, w którym Skarb Państwa ma tylko 30 proc. akcji, a pozostałe 70 proc. jest w rękach innych inwestorów.
– Ograniczenie prawa do odwołania członków zarządu czy rady nadzorczej spółek objętych projektem w sposób rażący narusza prawa tych inwestorów. Dziwi także dobór spółek, bo jeśli chodzi o strategiczne bezpieczeństwo Polski, a zwłaszcza bezpieczeństwo energetyczne, o którym czytamy w uzasadnieniu, to na tej liście powinny znaleźć się także inne spółki, jak Enea, Tauron czy PGE. Ale wówczas problem z nowymi przepisami byłby taki sam, bo to przecież są spółki giełdowe – zauważa ekspert.
Z treści projektu można wywnioskować, że pozbawia on akcjonariuszy, w tym Skarb Państwa (trzy z pięciu podmiotów wymienionych w projekcie są jednoosobowymi spółkami SP), kompetencji do odwołania członka zarządu czy rady nadzorczej spółki, nawet w tak skrajnych przypadkach jak prawomocne skazanie takiej osoby za popełnienie przestępstwa.
– Projekt nie przewiduje w tym zakresie żadnego wyjątku, który ograniczałby kompetencje nowej rady do decydowania o możliwości odwołania takiej osoby z pełnionej funkcji. Jeśli rada zdecyduje, z tylko sobie znanych powodów, o zachowaniu takiej osoby na stanowisku, to nie będzie można jej odwołać – dodaje prof. Siemiątkowski.
Z kolei Krzysztof Kajda, zastępca dyrektora generalnego i szef pionu ekspertyzy Konfederacji Lewiatan, zauważa, że propozycja objęcia wskazanych spółek dodatkowym nadzorem nowej rady nie wpisuje się w żadne strategie ani znane do tej pory plany zarządzania mieniem państwowym.
– Rząd nie zapowiadał tego typu zmian, więc taka propozycja stanowi kompletne zaskoczenie. Tym bardziej że tak głęboka ingerencja w działanie podmiotów mających strategiczne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski ma się dokonać za pośrednictwem poselskiego projektu, który nie podlegał żadnym konsultacjom czy opiniowaniu – mówi Kajda. Jak dodaje, gdyby był złośliwy, to mógłby zapytać, czy ten projekt jest formą wotum nieufności dla ministra aktywów państwowych, bo sugeruje, że niewłaściwie kontroluje działanie strategicznych spółek i posłowie PiS widzą konieczność ich wzmocnienia przez pozbawienie ministra części jego kompetencji w zakresie kształtowania władz tych spółek.
– To co tak naprawdę nas niepokoi, to fakt, że tak gruntowne zmiany mogą zostać przeprowadzone bez konsultacji społecznych, w tak niechlujny i nieprzejrzysty sposób, co oznacza, że za chwilę podobna regulacja w podobnym trybie może zostać rozszerzona na kolejne spółki – obawia się ekspert Lewiatana. ©℗
Etap legislacyjny
Projekt złożony do laski marszałkowskiej