Zarówno sejmowa komisja ds. deregulacji, jak i Ministerstwo Rozwoju i Technologii mają swoje pomysły na to, by w Polsce budowało się więcej mieszkań – to m.in. poszerzenie zakresu stosowania tzw. spec ustawy mieszkaniowej. Jednak rząd chce to zrobić ostrożnie, a komisja – znacznie wyraźniej. Przewodniczący komisji zapewnia o synchronizacji prac.

Na początku sierpnia Ministerstwo Rozwoju i Technologii zapowiedziało rozwiązania mające ułatwić powstawanie nowych mieszkań. Po pierwsze przekształcanie biurowców i budynków wykorzystywanych do handlu w budynki mieszkalne miałoby się odbywać bez pozwolenia na budowę ani jej zgłoszenia. Minister Waldemar Buda i jego zastępca Piotr Uściński mówili wtedy o wykorzystaniu na cele mieszkaniowe obiektów opustoszałych przez pandemię i upowszechnienie się pracy zdalnej oraz handlu w internecie.
Druga odnoga projektu to zwiększenie liczby terenów, wobec których można zastosować przepisy ustawy o ułatwieniach w przygotowaniu i realizacji inwestycji mieszkaniowych oraz inwestycji towarzyszących, zwanej specustawą mieszkaniową lub, przez mniej przychylnych, lex deweloper (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1538). Obecnie ustawa pozwala na budowanie mieszkań niezależnie od ustaleń i istnienia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, pod warunkiem że zgodę wyda rada miasta, a budowa mieszkań w miejscu branym pod uwagę przez inwestora nie będzie sprzeczna ze studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Są jednak wyjątki: tereny, na których mieszkania mogą powstawać nawet wbrew postanowieniom studium. Przepisy dopuszczają to w przypadku gruntów wykorzystywanych w przeszłości jako kolejowe, wojskowe, produkcyjne lub przeznaczone dla usług pocztowych.
Ministerstwo zaproponowało poszerzenie tego katalogu o tereny przeznaczone zgodnie ze studium na obiekty handlowe o powierzchni powyżej 2000 mkw. i takie, na których stoją budynki biurowe. Argumentacja była podobna jak w przypadku przekształcania istniejących budynków: po pandemii obiekty handlowe i biurowe nie są już tak pożądane, więc inwestorzy mogą chcieć porzucić plany ich budowy lub dalszego wykorzystywania. W zamian – dzięki rządowej propozycji szybciej – mogłyby powstawać mieszkania. Nie trzeba by prowadzić długotrwałej i pracochłonnej procedury zmiany dokumentów planistycznych – wystarczyłaby uchwała miejskich radnych.
Dużo dalej chciałaby pójść sejmowa komisja nadzwyczajna ds. deregulacji. W zgłoszonym pod koniec września projekcie (w zeszłym tygodniu miał I czytanie) posłowie zaplanowali, że warunek niesprzeczności ze studium nie będzie dotyczył wszelkich terenów przeznaczonych pod usługi i handel. Resort rozwoju nie chciał aż takiej liberalizacji m.in. dlatego, że – jak tłumaczyli jego przedstawiciele – na terenach przewidzianych w studium jako usługowe istnieją „znacznie szersze możliwości zagospodarowania – pod różnego rodzaju usługi, w tym istotne usługi społeczne (m.in. edukacja, nauka, zdrowie, pomoc społeczna, sport i rekreacja), dla których rezerwy powinny zostać zachowane”.
Ministerstwo nie chciało więc, by nowe mieszkania powstawały w miejscach, gdzie można by zbudować np. przedszkole czy obiekt sportowy. I wygląda na to, że resort swoje plany podtrzymuje. W odpowiedzi przesłanej do DGP tydzień temu MRiT poinformowało, że kontynuuje prace nad projektem „w dotychczasowym kształcie” i w najbliższym czasie planowane jest przekazanie projektu Stałemu Komitetowi Rady Ministrów. Projekt komisyjny nie był natomiast opiniowany przez resort, prace w ministerstwie nie są też koordynowane z tymi toczącymi się w Sejmie – przekazało ministerialne biuro komunikacji.
Wygląda jednak na to, że w międzyczasie coś się zmieniło. Przewodniczący komisji ds. deregulacji Bartłomiej Wróblewski w środę mówił już o współpracy na linii komisja – ministerstwo.
– Ustaliliśmy z wiceministrem Piotrem Uścińskim, że dojdzie do synchronizacji prac i ostatecznie jednej wspólnej propozycji. Zależy nam na tym, żeby była jedna spójna regulacja, ważąca różne interesy, ale idąca w kierunku większej dostępności mieszkań, bo nowe tereny inwestycyjne są potrzebne. Jedną z przyczyn wysokich cen jest właśnie to, że gruntów w miastach jest za mało – mówi poseł. ©℗