Stowarzyszenia zrzeszające legalnych bukmacherów w Polsce apelują do Ministerstwa Finansów o wdrożenie skuteczniejszych sposobów walki z szarą strefą. Dlaczego teraz? Nieoficjalnie mówi się, że to ostatni dzwonek przed listopadowymi mistrzostwami świata w piłce nożnej, mającymi odbyć się w Katarze. Zdaniem branży aż 57 proc. graczy korzysta z usług nielegalnych bukmacherów. Firmy szacują, że rocznie budżet polskiego państwa traci na tym ponad 600 mln zł z tytułu niezapłaconych podatków.

Przypomnijmy: nowelizacja ustawy o grach hazardowych z 2016 r. (Dz.U. z 2017 r. poz. 88) wprowadziła obowiązek uzyskania zezwolenia na prowadzenie działalności bukmacherskiej. Dotyczy to zarówno firm operujących w internecie, jak i stacjonarnie. Istnieją również obostrzenia co do formy prowadzonej działalności, miejsca siedziby oraz kapitału zakładowego.
Od 1 lipca 2017 r. prowadzony jest też rejestr domen zakazanych. Po wejściu na strony, które do niego wpisano, wyświetla się informacja, że portal został zablokowany (oraz pouczenie, że uczestnictwo w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem skarbowym). Wykaz ma już blisko 25 tys. pozycji.
Jednak praktyka pokazuje, że rejestr zakazanych domen niestraszny jest zagranicznym podmiotom operującym bez zezwolenia. Paweł Sikora, prezes stowarzyszenia na rzecz likwidacji szarej strefy Graj Legalnie, mówi, że nielegalny operator już następnego dnia po zablokowaniu jego domeny, np. „x.pl”, może znów działać, gdy tworzy bliźniaczy adres „x1.pl”. Po kilku tygodniach lub miesiącach, gdy ta domena zostanie zablokowana, tworzy adres „x2.pl”. – Dlatego, choć blokowanie stron jest dobrym pomysłem, to jest ono w dużej mierze nieskuteczne – tłumaczy Sikora. Jego zdaniem rejestr byłby szczelniejszy, gdyby jego administratorzy działali szybciej oraz blokowali nie tylko adresy IP, lecz także adresy serwerów DNS.
Obstawianie u nielegalnych operatorów nie przysparza większych kłopotów samym graczom. Z badań przedstawianych przez branżę wynika, że ponad połowie użytkowników zdarza się korzystać z usług podmiotów nieposiadających zezwolenia – zarówno bukmacherów, jak i operatorów kasynowych. Powód jest prosty – nie trzeba płacić podatków, więc można wygrać więcej.
– Klient, obstawiając 100 zł u legalnego bukmachera, tak naprawdę obstawia 88 zł – tłumaczy Adam Lamentowicz, szef Superbet oraz prezes Polskiej Izby Gospodarczej Branży Rozrywkowej i Bukmacherskiej. Jego zdaniem podatek w wysokości 12 proc. od uzyskanych przychodów – będący jednym z najwyższych na świecie i najwyższych w Europie – zachęca graczy do korzystania z usług nielicencjonowanych operatorów, gdzie klienci i ich pieniądze nie są chronieni.
Co gorsza, korzystanie z usług nielegalnych operatorów nie jest szczególnie utrudnione. Ich strony internetowe są po polsku, niektóre z nich reklamują się w największych serwisach informacyjnych. – Oferują również możliwość wypłacania wygranych na konto bankowe bądź na internetowe skarbonki. Komisja Nadzoru Finansowego sprawująca kontrolę instytucji płatniczych powinna weryfikować i blokować tego typu transfery pieniężne, ale tego nie robi – twierdzi Lamentowicz.
Rząd wydaje się świadomy problemów wytykanych przez bukmacherów. Pod koniec maja br. Artur Soboń, sekretarz stanu w MF, odpowiedział na interpelację poselską, w której przyznał, że w obecnym stanie prawnym brakuje możliwości ścigania nielegalnych operatorów urządzających gry hazardowe przez internet. Potwierdził tym samym stanowisko ministra sprawiedliwości z czerwca 2018 r., wyrażone w odpowiedzi na pismo szefa Krajowej Administracji Skarbowej.
Sama KAS opublikowała w ubiegłym roku raport pt. „Informacja o realizacji ustawy o grach hazardowych w roku 2020”. Czytamy w nim, że organy KAS przeprowadziły w 2020 r. tylko 28 postępowań karnych skarbowych wobec uczestników nielegalnych gier hazardowych przez internet. W 22 sprawach przedstawiono zarzuty. Sądy wydały cztery wyroki skazujące na łączną kwotę kar grzywny 6,2 tys. zł oraz osiem wyroków w trybie dowolnego poddania się odpowiedzialności z karą grzywny wynoszącą 74,2 tys. zł.
Legalni bukmacherzy uważają, że państwo powinno pobierać podatki dopiero od przychodów pomniejszonych o wypłacone wygrane. – Doświadczenia innych państw pokazują, że takie rozwiązanie przyczynia się do zmniejszenia zainteresowania graczy obstawianiem u nielicencjonowanych podmiotów oraz zwiększenia wpływów do kasy państwa – twierdzi Adam Lamentowicz. Dodaje, że branża często słyszy od przedstawicieli rządu argument, że dla państwa ważniejsza jest ochrona graczy, a nie maksymalizacja zysku. Ripostuje, że przyciągnięcie graczy do usług legalnych podmiotów z szarej strefy bez generowania dodatkowego popytu wydaje się spełniać oba te cele.
Z kolei Paweł Sikora uważa, że istotne byłoby także rozważenie powołania specjalnego organu zajmującego się tylko działalnością hazardową (jak na Malcie czy w Wielkiej Brytanii). Przedstawiciel stowarzyszenia twierdzi, że służby celno-skarbowe zajmujące się nadzorem nad polskim rynkiem mają bowiem problemy kadrowe oraz nieskuteczne narzędzia prawne do egzekwowania naruszeń.
Od przedstawicieli MF dowiadujemy się, że resort wsłuchuje się w głosy przedstawicieli branży gier hazardowych i analizuje zgłaszane postulaty. W tej chwili nie planuje jednak prac legislacyjnych mających na celu zmianę schematu opodatkowania sektora. MF twierdzi też, że w latach 2016–2021 r. znacząco zmalał udział szarej strefy. Rejestr zakazanych domen coraz skuteczniej zaś radzi sobie ze zjawiskiem tzw. domen klonów oraz portali do reklamowania nielegalnych bukmacherów.