Marcin Repelewicz, prezes Dolnośląskiej Izby Aptekarskiej, apeluje o zaliczenie farmaceutów do grona funkcjonariuszy publicznych. Miałoby to zwiększyć ich ochronę przed coraz liczniejszymi przypadkami agresji ze strony niektórych pacjentów.

Najwięcej takich konfliktów związanych jest z niechęcią do stosowania się przez nich do obostrzeń sanitarnych – przede wszystkim do zasłaniania ust i nosa przy pomocy maseczki ochronnej. Część awantur związana jest również z kłopotami z realizacją e-recept bądź ważnością certyfikatu szczepień. Niektóre zdarzenia prowadzą nawet do rękoczynów.
W ubiegły piątek farmaceuta ze Zgorzelca został dotkliwie pobity przez dwóch braci na zapleczu swojej apteki. Jednemu z nich zwrócił wcześniej uwagę, że powinien założyć maseczkę ochronną ze względu na obowiązujące obostrzenia sanitarne. Sprawcy zostali ujęci przez policję. Za pobicie, naruszenie miru oraz zniszczenie mienia grozi im do pięciu lat pozbawienia wolności. To jednak niejedyny tego typu przykład agresji w aptece. Na początku grudnia, w innej placówce, klient poproszony o założenie maseczki ochronnej wściekł się i zdemolował wyposażenie apteki. W wyniku tego zdarzenia Związek Zawodowy Pracowników Farmacji zaapelował o promowanie akcji „Stop przemocy w aptekach”.
– Być może nadanie statusu funkcjonariusza publicznego zmniejszyłoby ryzyko wystąpienia niebezpiecznych dla farmaceutów sytuacji. I choć bardzo liczymy na to, że wydarzenia ze Zgorzelca się już nie powtórzą, to niestety w tej chwili nie można tego wykluczyć – mówi DGP Marcin Repelewicz.
Jego apel popiera Naczelna Izba Aptekarska. Marek Tomków, wiceprezes NIA, wskazuje, że farmaceuci coraz częściej mają bezpośredni kontakt z pacjentami – chociażby przez to, że wykonują szczepienia przeciwko grypie oraz COVID-19 w aptekach lub innych punktach szczepień.
– I choć zdecydowana większość szczepień idzie doskonale, to jednak zdarzają się pewne stresujące sytuacje, potencjalnie niebezpieczne dla farmaceutów. Skoro więc podejmują oni podobne ryzyko co inne grupy objęte statusem funkcjonariuszy publicznych, to oni również powinni być chronieni w taki sposób – przekonuje Marek Tomków.
Z ochrony przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych podczas wykonywania czynności polegających na udzielaniu świadczeń zdrowotnych korzystają obecnie chociażby lekarze, ratownicy medyczni, pielęgniarki czy położne. Przestępstwa popełnione wobec tych osób wiążą się z odpowiedzialnością karną. Przykładowo, zgodnie z art. 222 kodeksu karnego (dalej: k.k.), sprawca przestępstwa naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej podczas pełnienia obowiązków służbowych lub w związku z nimi podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat trzech. Zaś art. 226 k.k. stanowi, że za znieważenie funkcjonariusza grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Sceptyczny wobec nadania statusu funkcjonariusza publicznego aptekarzom jest za to Łukasz Waligórski, farmaceuta oraz redaktor naczelny portalu mgr.farm. Jego zdaniem trudno powiedzieć, czy takie rozwiązanie przyniosłoby zamierzony efekt. – Taki status mają obecnie lekarze, pielęgniarki czy ratownicy medyczni, a i tak co jakiś czas słyszy się o atakach na nich. Napastnicy nie myślą bowiem o konsekwencjach swoich działań – mówi Waligórski.
Waligórski zwraca uwagę również na to, że gdyby aptekarze uzyskali status funkcjonariuszy publicznych, to natychmiast pojawiłyby się głosy wzburzenia wśród techników farmaceutycznych. Wszak oni również narażeni są na stresujące sytuacje podczas pracy w aptece. W odpowiedzi Marcin Repelewicz przypomina, że może reprezentować wyłącznie interesy farmaceutów. Nie jest jednak przeciwny pomysłowi, aby technicy farmaceutyczni również byli objęci ochroną. ©℗