- Ok. 3 tys. firm będzie podlegać analizie lub kontroli z powodu podejrzeń nieuczciwości. Część z nich zostanie lub została wezwana do zwrotu pieniędzy. Nie jest to bardzo duża liczba - mówi w rozmowie z DGP Bartosz Marczuk, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju.

Przed rokiem Polski Fundusz Rozwoju wypłacił niemal 350 tys. firm 61 mld zł subwencji z Tarczy Finansowej 1.0. Cała ta kwota może zostać umorzona?

Nie. Szacujemy, że będzie to ok. 40 mld, a ok. 20 mld będzie do zwrotu. Mówiliśmy od samego początku, że około 30–35 proc. udzielonego wsparcia to pieniądze do oddania. Przy czym pamiętajmy, że firmy zwracają te kwoty w wysokości nominalnej, bez odsetek, w równych ratach przez 24 miesiące.
Przeprowadzenie umorzeń będzie wyzwaniem operacyjnym. Każdy będzie mógł złożyć wniosek o umorzenie, czy mu się ono należy czy nie, a wy będziecie to weryfikować?
Każdy nie tylko może, ale powinien złożyć wniosek o umorzenie. Inaczej może zrobić sobie krzywdę, tracąc pieniądze. My, wspólnie z bankami i przy wsparciu Krajowej Izby Rozliczeniowej, udostępnimy przedsiębiorcom na ich kontach firmowych w bankach formularz umorzenia. Będzie on zawierał – znamy to już z e-PIT – predefiniowaną propozycję takiego umorzenia. Wcześniej sprawdzimy w ZUS, czy utrzymali zatrudnienie, sprawdzimy w CEiDG i KRS, czy wciąż prowadzą działalność gospodarczą, w KAS spadki ich obrotu.
Wystarczy, że firma tylko to zatwierdzi?
Formalnie tak, ale przedsiębiorcy powinni zweryfikować wstępnie wypełniony wniosek. Dotyczy to zwłaszcza małych i średnich przedsiębiorstw, bo oni mogą przy umorzeniach uwzględnić poniesioną stratę, dzięki czemu będą oddawać mniej pieniędzy. Z kolei ci, którzy mają prawo do pełnego umorzenia – mówimy tu o około 50 tys. firm z 54 branż najbardziej dotkniętych pandemią – też powinni sprawdzić, jakie np. kody PKD wpisali w poprzednim roku, wypełniając wniosek o pomoc. I czy nie powinni zmienić PKD, żeby uzyskać 100-proc. umorzenie. Ważne, by odpowiednie oświadczenia złożyli też ci przedsiębiorcy, którzy mają informację o nie do końca pozytywnej weryfikacji ich umocowań, które dostarczali po uzyskaniu subwencji.
Innymi słowy: każdy przedsiębiorca, który dostał pomoc z tarczy 1.0, powinien zajrzeć do serwisu transakcyjnego w banku, obejrzeć ten formularz, uważnie go wypełnić, złożyć stosowne oświadczenia i odesłać do PFR.
Jeśli będą rozbieżności, choćby w tych kodach PKD, system się „wysypie”?
System się nie wysypie, choć zawsze jest takie ryzyko przy tak masowych procesach. Bardziej chodzi nam o to, by przedsiębiorca nie zrobił sobie krzywdy, nie wypełniając formularza. Bo jeśli tego nie zrobi w określonym terminie, nie będzie już powrotu do tego procesu. Będzie spłacał raty według wystawionego mu przez nas harmonogramu.
A jakie są tu terminy?
Wszyscy przedsiębiorcy będą mogli wypełnić formularz od dnia „rocznicy” otrzymania subwencji, czyli rok po jej otrzymaniu, przez kolejnych 10 dni roboczych. Ale PFR, by dać im dodatkowy czas i uczulić ich na ten proces, będzie wysyłał do banków ich predefiniowane formularze na około 10 dni przed tą rocznicą.
Trochę to skomplikowane.
Tak się wydaje, ale jeśli posłużymy się przykładem, jest prościej. Ktoś, kto dostał subwencję 30 kwietnia ub.r., zobaczy taki formularz na ok. 10 dni wcześniej, czyli ok. 20 kwietnia. Później – od daty rocznicy, tj. 30 kwietnia – będzie miał 10 dni roboczych na jego wypełnienie, czyli czas na to do 17 maja. Co do zasady przedsiębiorcy będą mieli około miesiąca, żeby zapoznać się z propozycją umorzenia, wypełnić formularz i zamknąć ten proces. Ale jeśli tego nie zrobią, to zgodnie z zapisami regulaminu będzie to oznaczać, że zgadzają się z tą naszą pierwotną propozycją, którą im wystawiamy. I wtedy jeśli np. MSP nie wpisze straty, to uznamy, że jej nie było i nie ma dodatkowego 25 proc. umorzenia. To może oznaczać kwotę rzędu kilkuset tysięcy złotych do zwrotu.
Jak ma wyglądać zwrot pieniędzy?
Po przesłaniu do nas formularza PFR wyda decyzję o procencie umorzenia, a to, co pozostanie do spłaty, będzie zwracane w 24 nieoprocentowanych ratach. Harmonogram tych spłat zostanie dostarczony firmie przez bank. Pierwsze spłaty rozpoczną się 25 czerwca, ale tylko dla klientów kwietniowych. Kolejne – miesiąc później i w kolejnych miesiącach. Największa liczba firm otrzymała wsparcie w maju i czerwcu ub.r. Jest ich 80 proc. I one zaczną spłaty w lipcu lub sierpniu.
Skąd te proporcje: 40 mld zł do umorzenia, 20 mld zł do oddania?
To wynika z samego programu. Beneficjenci tarczy 1.0 muszą oddać przynajmniej 25 proc. i to było wiadomo od początku. Choć jest tu wyjątek, bo wspomniane już ok. 50 tys. firm, które zostały najbardziej dotknięte skutkami obostrzeń, zyskało – decyzją pana premiera Mateusza Morawieckiego – prawo do 100 proc. umorzenia. Zakładamy, że poza tymi firmami reszta będzie zwracać średnio ok. 30–35 proc., bo będą pewnie przedsiębiorcy, którzy nie wypełnią wszystkich warunków w 100 proc., np. ktoś nie utrzyma zatrudnienia, ktoś nie będzie miał straty, ktoś upadnie, zlikwiduje się – chociaż to są bardzo rzadkie przypadki. Zakładamy więc, że umorzenie będzie na poziomie 65–70 proc.
Teraz aktywność PFR będzie się skupiała na pokryzysowych rozliczeniach?
Nie tylko. Dopiero co wypłaciliśmy 7 mld wsparcia z tarczy 2.0, wciąż go też udzielamy, zamykając sprawy firm w tzw. postępowaniach wyjaśniających. Cały czas działa też tzw. duża tarcza i tu pieniądze trafiają do firm na bieżąco. Poza tym zabiegamy wciąż w UE, by tzw. pożyczki preferencyjne z dużej tarczy były „przyjaźniejsze” dla beneficjentów. Mamy nadzieję, że niebawem uzyskamy zgodę i kolejne firmy dołączą do programu wsparcia. Poza tym zajmujemy się naszą zwykłą działalnością – wdrażamy np. PPK, wpieramy zieloną transformację, prowadzimy procesy inwestycyjne. Mamy sporo pracy.
Ile wniosków o pomoc z tarczy 2.0 PFR odrzucił?
Jeśli chodzi o przyznawanie pomocy, zbliżamy się do skuteczności tarczy 1.0. – 87 proc. firm, które wystąpiły o pomoc, ją otrzymały. Mówimy o ponad 47 tys. firm, na 54 tys. wnioskujących. Faktycznie, na początku było trochę problemów, zwłaszcza z kodami PKD. Spodziewaliśmy się, że bazy danych nie są tu doskonałe. Ale w postępowaniach wyjaśniających te sprawy są załatwiane pozytywnie. Ok. 1 tys. firm, głównie ze względu na kody PKD czy wcześniejsze zaległości w ZUS czy urzędach skarbowych, weszło do systemu w tych postępowaniach. Wpłynęło ich do nas 3,3 tys., zamknęliśmy ich już 2,8 tys.
Pozytywnie czy negatywnie?
60–65 proc. zamykamy pozytywnie.
Czy tarcza 2.0 powinna zostać rozszerzona?
Rozszerzenie na kolejne branże nie jest konieczne. Zwracam uwagę, że w rozszerzonej tarczy branżowej, którą przyjął rząd, jest ok. 60 kodów PKD. A my od początku mamy ich 54. Uwzględniamy wszystkie kody PKD, nie tylko wiodący. Odbyłem kilkadziesiąt spotkań z branżami i nie słyszałem, by mocno podnoszone było to, że jest za mało kodów. Pierwotna propozycja obejmowała ich 38, ale w wyniku konsultacji, które odbyliśmy wspólnie z prezesem Pawłem Borysem i dzięki decyzjom rządu, ich liczba zwiększyła się do 54. Nie wydaje się, by firmy najbardziej dotknięte obostrzeniami były pomijane.
Czy wchodzi w grę wydłużenie czasu działania tarczy?
Od początku mówiliśmy, że tarcze 1.0 i 2.0 mają dać finansowanie firmom na nieco ponad 12 miesięcy. Z 1.0 to sześć-siedem miesięcy, z 2.0 – pięć. Zabezpieczenie miało być na ok. 13 miesięcy i to się teraz zgadza, jeśli spojrzymy na trwające obostrzenia w gospodarce. Przypominam też, że firmy, które lockdown dotyka najbardziej, decyzją rządu dostały pełne umorzenie pomocy z tarczy 1.0. Można więc powiedzieć, że tarcza 1.0 wydłuża im się o jedną czwartą, skoro nie będą musiały oddawać 25 proc. subwencji. Więc to dodatkowe 1–2 miesiące wsparcia.
Czy macie dane, jakie skutki ma ta pomoc?
Mamy dokładne informacje dotyczące liczby zatrudnionych we wspartych przez nas firmach ludzi. Nie jest tajemnicą, że oba programy ustawione były pod ochronę miejsc pracy. Bo firma, zwłaszcza mikro, która utrzymuje miejsca pracy, od razu dostaje bonus w postaci połowy pieniędzy, które stają się „darmowe”. W tarczy 1.0 ochroną zostało objętych ok. 3,5 mln miejsc pracy, w wersji 2.0 ponad 300 tys. To w sumie około 3,5–4 mln pracujących osób wspartych z PFR. Nikt nie pokusi się, żeby powiedzieć, ile z tych miejsc ocalało dzięki subwencjom, ale na pewno jest to spora część. Pamiętajmy, jaka panowała atmosfera w marcu-kwietniu 2020 r. Nieprzypadkowo ruszyliśmy z pomocą 29 kwietnia, przed końcem miesiąca, kiedy to w firmach wręcza się wypowiedzenia. To był wyścig z czasem. Gdyby firmy nie dostały informacji, że mogą liczyć na pomoc i faktycznie nie zaczęły jej dostawać już od 30 kwietnia, to groziłyby nam masowe upadłości, a w ślad za tym istotny wzrost bezrobocia. Oczywiście tarcze rządowe wchodziły równolegle, ale tam nie było transferów pieniężnych tak szybko i nie była to taka skala gotówki na utrzymanie płynności.
Jaka jest skala nieprawidłowości? Ile firm dostało pieniądze z PFR, choć nie powinno?
Już budując i planując system, myśleliśmy o nieprawidłowościach. Dlatego wypłata subwencji była obwarowana kilkoma warunkami. To musiały być firmy, które istniały w 2019 r. bądź wcześniej. Dzięki temu nie było – jak w przypadku karuzel VAT – firm zakładanych tylko po to, by dostać subwencję. Firmy te na etapie wnioskowania o subwencje są sprawdzane, czy faktycznie działają, czy rozliczają się z fiskusem, czy zgłaszają ludzi w ZUS. Od razu ściśle współpracowaliśmy też z odpowiednimi służbami KAS i CBA, które dawały nam rekomendacje dotyczące ryzyka nadużyć.
W wyłapywaniu oszustów pomogła wam wymiana informacji między służbami?
Nie tylko. Teraz firmy po roku przychodzą do nas z umorzeniami i my przy tej okazji możemy dokonać różnego rodzaju sprawdzeń. To kolejny element bezpieczeństwa. Do tego dochodzi nasz algorytm anty-fraud. Sami go ułożyliśmy, nawiązaliśmy współpracę z KAS i sami zgłaszamy do kontroli firmy, które wydają nam się podejrzane. Na przykład takie, które mają duże wahania obrotów, albo zgłaszają się do dwóch tarcz – najpierw jako mikro, a później jako MSP. W trakcie trwania programu wychwyciliśmy też firmy, które nie powinny dostać dofinansowania, bo np. zawyżyły obroty i otrzymały zawyżoną pomoc. Wysłaliśmy łącznie żądanie zwrotu pomocy do ponad 1 tys. firm na kwotę ponad 500 mln zł. Ponad 700 firm zablokowaliśmy też – po rekomendacjach CBA i KAS – na etapie wnioskowania. Możemy się spodziewać, że w sumie ok. 1 proc. firm, tj. ok. 3 tys. będzie podlegać analizie lub kontroli z powodu podejrzeń nieuczciwości, i część z nich zostanie lub została wezwana do zwrotu pieniędzy. Nie jest to bardzo duża liczba.
System z jednej stromy jest bardzo szybki, bo wsparcie było udzielane w ciągu 48 godzin, ale z drugiej szczelny, bo pieniądze nie trafiły do przypadkowych firm.
Od początku roku weszło rozwiązanie, które pozwala na odebranie pomocy firmom, które złamały nakazy epidemiczne. Czy zdarzyły się takie przypadki?
Na razie nie. Oczywiście współpracujemy w tej sprawie z GIS, który może zgłaszać takie przypadki do nas. Nie wszczynaliśmy jeszcze takich postępowań, ale przedsiębiorcy podpisują zobowiązanie, że nie będą łamać zakazów, a jeżeli będą to robić, to narażają się na zwroty. To jest klarowny układ – my wypłacamy pieniądze, a przedsiębiorcy przestrzegają reguł.
Jaka jest skuteczność egzekucji? Ile pieniędzy już zwrócono?
Około 70–80 proc. firm, które wzywamy do zwrotu, zwraca pieniądze, ale to nie jest ostatecznie zamknięta liczba, bo część z firm wchodzi z nami w polemikę. Ten proces trwa.
Jak będzie z podatkiem od kwot umorzeń pomocy?
MF nie rozstrzygnęło jeszcze tej kwestii, ale zobowiązało się, że to zrobi. Ważne jest, że obowiązek podatkowy dla przedsiębiorców powstaje w momencie wydania decyzji w PFR. A pierwsze decyzje będziemy wydawać 31 maja. Jest więc trochę czasu.
Rozmawiali Marek Chądzyński, Grzegorz Osiecki, wsp. Anna Ochremiak