Odmowa przekazania przez Ministerstwo Skarbu Państwa 200 mln zł dotacji na fundusz reprywatyzacji to duża szkoda dla miasta. Warszawa została sama z problemem reprywatyzacji, a roszczenia nie znikają - powiedział w poniedziałek PAP rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk.

Wiceminister skarbu Maciej Małecki poinformował tego dnia, że p.o. ministra Skarbu Państwa Henryk Kowalczyk oddalił wniosek prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz o 200 mln zł dotacji na fundusz reprywatyzacji. Powodem, jak mówił, były wątpliwości, w jaki sposób miasto gospodarowało dotąd tego rodzaju dotacjami. Mówił, że odmowa wynikała m.in. z tego, że środki przyznawane poprzednio były wydawane w sposób uznaniowy i częściowo trafiały do osób skupujących roszczenia.

Milczarczyk przekonuje, że to bardzo zła decyzja dla stolicy, a zarzuty są bezpodstawne.

"To jest duża szkoda dla miasta, dlatego że miasto na podstawie tzw. +ustawy trzy razy 200+ było wspierane z budżetu centralnego w zakresie realizacji roszczeń. Teraz będziemy ograniczeni do budżetu miasta, roszczenia nie znikają i Warszawa zostaje z tym problemem sama, więc to jest bardzo zła decyzja dla Warszawy" - powiedział Milczarczyk.

Odpierał zarzuty, jakoby miasto wydawało pieniądze z dotacji "uznaniowo". "Mamy procedury dotyczące tego, w jaki sposób, jak przebiega proces przyznania i wypłaty odszkodowania. Więc nie jest prawdą, że nie ma procedur i jest to uznaniowe" - powiedział Milczarczyk.

Pytany o zarzut, że część pieniędzy trafiła do "handlarzy roszczeń", odparł, że "nie rozumie trochę tego zarzutu", ponieważ sprzedaż i kupno roszczeń jest dozwolone.

Milczarczyk pytany, czy ratusz zaakceptował decyzję resortu, czy też będzie starał się od niej odwoływać, odparł, że miasto czeka na przekazanie oficjalnej decyzji resortu na piśmie. Wtedy będziemy mogli odwoływać się do szczegółów - zaznaczył.

"Warto zaznaczyć, że w protokole pokontrolnym ministerstwo wskazywało nam, że zbyt opieszale wypłacamy odszkodowania" - dodał rzecznik ratusza.

Milczarczyk przypomniał, że miasto już wcześniej, po głosach z resortu zapowiadających, że może nie dojść do przekazania dotacji, na mocy jednej z poprawek do swojego budżetu na 2016 r. "zdjęło" 200 mln zł z puli swoich środków na wypłaty odszkodowań.

Znowelizowana w 2013 r. przez Sejm ustawa o komercjalizacji i prywatyzacji zakładała, że przez trzy kolejne lata Warszawa wspierana będzie z Funduszu Reprywatyzacyjnego kwotą do 200 mln zł rocznie na wypłatę odszkodowań za nieruchomości przejęte tzw. dekretem Bieruta. Takie wsparcie zostało udzielone stolicy w 2014 i 2015 r.

W udostępnionym w poniedziałek dziennikarzom piśmie Kowalczyk pisze do Gronkiewicz-Waltz, że "dotychczasowe działania kierowanego przez panią urzędu nie dają rękojmi należytego wydatkowania środków publicznych na reprywatyzację, co w konsekwencji nie pozwala na udzielenie przedmiotowej dotacji".

Małecki wyjaśniał, że po poprzedniej odmowie, na początku tego roku, ówczesny minister skarbu Dawid Jackiewicz zlecił kontrolę, jak były wydawane środki z dotacji w 2015 roku.

Okazało się w toku tej kontroli, że np. 26 mln zł z tych pieniędzy trafiło do osób skupujących roszczenia, m.in. do byłej pracowniczki resortu sprawiedliwości Marzeny K. czy jej brata Roberta Nowaczyka, Marka Mossakowskiego, jego krewnych i znajomych, Janusza Piecyka. Z kolei 42 mln zł uzyskały dla swoich klientów trzy kancelarie prawne, m.in. właśnie kancelaria Nowaczyka - mówił Małecki.

W dostarczonej dziennikarzom dokumentacji sprawy znajduje się wniosek prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz do MSP o dotację z Funduszu Reprywatyzacji. Wynika z niego, że 200 mln zł miałoby zostać przeznaczone na "zaspokojenie roszczeń odszkodowawczych zgłaszanych przez następców prawnych byłych właścicieli gruntów".

Prezydent Warszawy podkreśla, że "wydatkowanie własnych środków na ten cel stanowi co roku znaczne obciążenie dla budżetu m.st. Warszawy", a całościowe obciążenia budżetowe z tytułu wypłat odszkodowań za nieruchomości warszawskie szacuje na kwotę ok. 3,5 mld zł.

Kwestia reprywatyzacji stała się w ostatnich tygodniach głośna w związku ze sprawą spornego gruntu obok Pałacu Kultury, pod dawnym adresem Chmielna 70. Miasto zwróciło ją w 2012 r. w prywatne ręce, mimo że wcześniej przyznano za nią odszkodowanie na podstawie umowy międzynarodowej. Odszkodowanie otrzymał Duńczyk Martin Holger, który był właścicielem 2/3 spornego gruntu. Niedawno poinformowano, że decyzją ministra finansów i rozwoju prawo własności dwóch trzecich tego gruntu przechodzi na własność Skarbu Państwa. Wartość działki szacowana jest nawet na 160 mln zł.