Niedzielne referendum w sprawie obowiązkowych kwot relokacji imigrantów będzie mieć skutki prawne niezależnie od frekwencji – oświadczył w niedzielę szef parlamentarnej frakcji Fideszu Lajos Kosa po oddaniu głosu w Debreczynie.

Kosa oznajmił, że jeśli w referendum zwyciężą głosy na „nie”, parlament przystąpi do tworzenia odpowiedniego prawa, aby zapobiec temu, że „na Węgrzech będzie nielegalna obowiązkowa kwota osiedlania”.

„Może to być poprawka do konstytucji, nowelizacja ustawy, ustawa organiczna (przyjmowana większością 2/3 obecnych na sali posłów), ustawa przyjmowana zwykłą większością głosów, uchwała parlamentu, albo przekazanie rządowi wiążącego mandatu” – wyliczył.

„Jeśli natomiast będzie większość +tak+, rząd i frakcja Fideszu poda się do dymisji” – oznajmił, dodając, że w takim wypadku trzeba byłoby rozpisać przedterminowe wybory.

W niedzielnym referendum Węgrzy odpowiadają na pytanie: "Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?". Referendum będzie ważne, jeśli ważny głos odda w nim ponad 50 proc. uprawnionych.

Opublikowany w sobotę sondaż Instytutu Publicus wykazał przytłaczającą przewagę osób chcących udzielić odpowiedzi przeczącej na stawiane w referendum pytanie. Wśród respondentów zdecydowanych wziąć udział w referendum aż 74 proc. zamierzało zagłosować na „nie”, tylko 5 proc. na „tak”, 3 proc. chciało oddać głos nieważny – o co apelowała część opozycji – a 18 proc. jeszcze nie wiedziało, jak zagłosuje.

Z sondażu tego wynika też, że nie jest pewne, czy referendum będzie ważne. Tylko 46 proc. ankietowanych zadeklarowało, że na pewno weźmie udział w referendum. O godz. 11 frekwencja wyniosła 16,37 proc.