Około 15,6 mln Australijczyków uprawnionych jest do głosowania w przedterminowych wyborach parlamentarnych zapowiedzianych na sobotę, które wyłonią piątego szefa rządu w ciągu trzech lat. Sondaże przedwyborcze nie wskazują jednak wyraźnie ich zwycięzcy.

Odkąd premier Malcolm Turnbull na początku maja ogłosił rozwiązanie obu izb parlamentu i przedterminowe wybory, jego koalicyjna Partia Liberalnej Australii (LPA) i opozycja z centrolewicowej Partii Pracy pod przywództwem Billa Shortena w sondażach i prognozach zbierają niemal tyle samo zwolenników.

Ostatni sondaż Fairfax-Ipsos pokazuje, że na obie partie chce głosować tyle samo wyborców - równo 50 proc., chociaż sondaż Galaxy daje rządzącej formacji przewagę 51 proc., a laburzystom - 49 proc.

Australijczycy będą wybierać 150 posłów do Izby Reprezentantów i 76 do Senatu.

Turnbull, którego koalicja liberałów i nacjonalistów straciła przewagę nad Partią Pracy, zabiega o przywrócenie wiary elektoratu w swoje przywództwo i umocnienie swej pozycji w LPA, której bardziej konserwatywni członkowie sprzeciwiają się części jego pomysłów.

Podczas kampanii lansował on swój plan tworzenia miejsc pracy i pobudzenia wzrostu gospodarczego, podatkowe zachęty dla MŚP i przekształcenie gospodarki bazującej na surowcach w gospodarkę opartą na innowacyjności.

Gospodarka Australii, która po 25 latach zaczęła zwalniać, ma w roku podatkowym 2016-17 osiągnąć 2,5-procentowy wzrost, a deficyt wynieść 27,65 mld dolarów, czyli 2,2 proc. PKB. Szacunki te sprawiły, że agencja Standard & Poor ostrzegła, iż Australia może stracić swój obecny rating AAA, jeśli nie osiągnie nadwyżki.

Osiągnięcie nadwyżki do roku 2020-21 obiecuje Partia Pracy, która kładzie nacisk na utrzymanie wysokich podatków i przeznaczenie dochodów z nich na lepsze szkoły i szpitale oraz broni praw pracowniczych. Sama przyznaje jednak, że deficyt pogorszy się w krótkim czasie, zanim dojdzie do uzdrowienia finansów. Jak pisze agencja EFE, nie spotkało się to z dobrym przyjęciem zwłaszcza w obliczu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

W ośmiotygodniowej kampanii wyborczej głównymi tematami był sukces Australii w zawracaniu łodzi z uchodźcami, małżeństwa tej samej płci, ceny mieszkań, opodatkowanie wielkich firm, korupcja oraz zamieszanie na rynkach finansowych po referendum w sprawie Brexitu.

Turnbull wzywa Australijczyków do głosowania na swoją koalicję i opowiedzenia się za ciągłością i stabilizacją, choć stanowisko premiera objął dopiero we wrześniu 2015 roku, przejmując władzę po Tonym Abbocie w wyniku wewnętrznego głosowania w LPA. Zapowiedział, że będzie koncentrował się na utrzymaniu stabilności w kraju i na poprawie sytuacji gospodarczej.

Natomiast Shorten, który odegrał kluczowa rolę w obaleniu przez laburzystów dwóch premierów z własnej partii w ciągu trzech lat, mówi o głębokich podziałach w rządzie i utrzymuje, że tylko Partia Pracy może zagwarantować stabilizację.

"Turnbull mówi, że pora na stabilizację. Ale nie można osiągnąć stabilizacji bez jedności" - powiedział Shorten w tym tygodniu.

Laburzyści oskarżają Turnbulla, 61-letniego multimilionera, którego majątek oceniany jest na 150 mln dolarów australijskich (110 mln USD), o to, że całkowicie oderwany jest od życia zwykłych Australijczyków.

Z kolei rząd oskarża Shortena, 49-letniego byłego szefa związków zawodowych, o podżeganie do podziałów i przestarzałe koncepcje walki klasowej.

Poprzednie wybory miały miejsce we wrześniu 2013 roku. W normalnym trybie następne powinny odbyć się w styczniu 2017 roku. (PAP)