Pozbawieni stanowisk lokalni włodarze powołali do życia stowarzyszenie. Jego celem jest pomoc w poszukiwaniu zajęcia ich kolegom, którzy wcześniej czy później stracą mandat. Wygląda na to, że samorządowcy – widząc zapowiedzi PiS dotyczące ograniczenia liczby kadencji lokalnych włodarzy – postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i zapewnić sobie miękkie lądowanie poza polityką.
Jak dowiedział się DGP, już 11 czerwca w Poznaniu odbędzie się pierwszy zjazd nowo powstałego Stowarzyszenia Byłych Wójtów, Burmistrzów i Prezydentów Miast. Inicjatorami jego powstania są m.in. były burmistrz Oleśnicy Jan Bronś, były burmistrz Gołdapi Marek Miros i były prezydent Poznania Ryszard Grobelny.
Z materiałów opisujących cel i zadania stowarzyszenia wynika, że oprócz ogólnych kwestii, takich jak „wspieranie samorządności lokalnej” czy „udzielanie nieodpłatnego poradnictwa obywatelskiego”, byli samorządowcy będą się zajmować „promocją zatrudnienia i aktywizacji zawodowej osób pozostających bez pracy i zagrożonych zwolnieniem” oraz „tworzeniem warunków dla dodatkowego zarobkowania dla członków stowarzyszenia”. Krótko mówiąc, pomogą szukać pracy tym, którzy zostali pozbawieni stanowiska, często po wielu latach sprawowania funkcji.
Na brak zgłoszeń stowarzyszenie raczej nie będzie narzekać. Opierając się na danych wyborczych z poprzednich kadencji, szacuje się, że nawet co trzeci wójt, burmistrz i prezydent miasta co cztery lata traci stanowisko. Co więcej, im dłużej dany włodarz piastuje urząd, tym większe ryzyko, że wkrótce będzie musiał ustąpić. Jak wyliczył były burmistrz Gołdapi Marek Miros, w ostatnich wyborach samorządowych na drugą kadencję wybrano 67 proc. wójtów, burmistrzów i prezydentów. Jeśli chodzi o trzykadencyjnych włodarzy, było ich 44,5 proc., a czterokadencyjnych – już tylko 28,5 proc.
W rozmowie z nami Marek Miros ostrożnie komentuje przyszłą działalność nowo powstałego stowarzyszenia. – Nie chcę, by ludzie pomyśleli, że założyliśmy biuro pośrednictwa dla przegranych. Dopiero rozwijamy działalność, musimy zadbać o sprawy organizacyjne – mówi i dodaje, że element poszukiwania pracy będzie docelowo równie ważny, co szkolenia i wpływanie na prawodawstwo. – Postaramy się wypracować pewne mechanizmy kontaktu z politykami czy korporacjami – zapowiada.
Jako główne problemy po przegranych wyborach założyciele stowarzyszenia wskazują m.in. „rosnącą tendencję krytyki dotychczasowych dokonań przez następców”, „gwałtowne zrywanie kontaktów przez dotychczasowych sprzymierzeńców” czy „osamotnienie w rozwiązywaniu problemów związanych z utrzymaniem rodziny”. Do tego dochodzą sztywne regulacje prawne – przepisy ustawy z 21 sierpnia 1997 r. o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne nakładają na lokalnych włodarzy ograniczenie w postaci roku zakazu podejmowania pracy w przedsiębiorstwach, wobec których podejmowali rozstrzygnięcia administracyjne (nie dotyczy to tylko decyzji w sprawie ustalenia wymiaru podatków i opłat lokalnych, z wyjątkiem tych o ulgach i zwolnieniach).
Chodzi też o rządowe plany, które zakładają ustawowe ograniczenie liczby kadencji sprawowanych przez wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Docelowo mają to być maksymalnie dwa pięcioletnie okresy sprawowania przez nich władzy. To oznaczałoby, że samorządowiec traciłby z automatu stanowisko niezależnie od tego, jak dużym poparciem cieszył się wśród lokalnej społeczności.
Zdaniem Filipa Pazderskiego z Instytutu Spraw Publicznych pomysł na działalność byłych samorządowców jest równie ciekawy, co ryzykowny. – Nie ma nic złego w tym, że ludzie się stowarzyszają. Ale nie jest też tajemnicą, że wokół niektórych samorządowców tworzą się różnego rodzaju grupy interesów. Dlatego istnieje niebezpieczeństwo, że samorządowcy nie zawsze w czysty i transparentny sposób będą poszukiwali zajęcia. Z tych względów stowarzyszenie powinno szczególnie dbać o przejrzystość działań w tym zakresie – komentuje ekspert.
Trzeba jednocześnie przyznać, że niektórzy samorządowcy, nawet po utracie stanowiska, radzą sobie nie najgorzej. Zakładają własną działalność gospodarczą, wracają do swojego wyuczonego fachu czy trafiają do miejskich spółek. Np. w ubiegłym roku obecny prezydent Gniezna Tomasz Budasz powołał swojego poprzednika Jacka Kowalskiego na stanowisko prezesa tamtejszego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. „Wychodząc naprzeciw spekulacjom i spodziewanym zarzutom, chcę jasno powiedzieć, że doświadczenie zawodowe, wrażliwość społeczna, uczciwość i szczerość działań prezydenta Jacka Kowalskiego predestynują go do objęcia tej funkcji” – przekonywał w wydanym oświadczeniu.
Jeśli chodzi o poprawienie swojej sytuacji finansowej – tak w trakcie kadencji, jak i po niej – coraz bardziej aktywni są także czynni samorządowcy. Jak niedawno informowaliśmy, lokalne władze namawiają rząd do uwolnienia wynagrodzeń w gminach. Część samorządowych postulatów dotyczy możliwości podwyższenia wynagrodzeń włodarzom oraz wypłacania nagród i premii uznaniowych. Pojawiają się też pomysły przyznawania odpraw dla osób zatrudnionych w ramach stosunku pracy z wyboru (np. wójt), po zakończeniu kadencji. Ich wysokość byłaby uzależniona od czasu pełnienia funkcji. Częściowy sukces został już osiągnięty: Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej podjęło prace nad zmianą rozporządzenia dotyczącego wynagradzania pracowników samorządowych zatrudnionych na podstawie umowy o pracę.
170 wójtów jest na stanowisku po raz szósty z rzędu. Sześciokadencyjnych burmistrzów jest 27
44 proc. taki odsetek wójtów, burmistrzów i prezydentów miast wybrano w ostatnich wyborach samorządowych na trzecią kadencję
12 365,22 zł taki jest maksymalny poziom wynagrodzenia prezydenta miasta wynikający z art. 37 ust. 3 ustawy o pracownikach samorządowych