Jeśli chodzi o styl prezydentury, Andrzejowi Dudzie najbliżej jest do Bronisława Komorowskiego, a pod względem lojalności wobec rządzącej partii idzie nawet dalej niż Komorowski - mówi PAP politolog dr hab. Rafał Matyja.

We wtorek mija rok od wygranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich.

Zdaniem Matyi, o ile pierwsze sto dni prezydentury Dudy było jeszcze "niejasne", to od ich upłynięcia najbardziej istotną cechą charakterystyczną stylu jego prezydentury jest lojalność wobec własnego obozu politycznego.

"Chodzi mi nie tylko o brak jakiegokolwiek sprzeciwu wobec działań rządzącej większości, ale również o wyjątkową skwapliwość, która uwidoczniła się np. w postaci nocnego zaprzysiężenia nowo powołanych przez Sejm sędziów TK czy natychmiastowego niemal podpisania grudniowej nowelizacji ustawy o Trybunale" - dodał. Jak ocenił politolog, tego typu działania mogą się wiązać z osłabieniem autorytetu prezydenta.

Zaznaczył przy tym, że lojalności wobec PiS nie należy koniecznie wiązać ze słabością ośrodka prezydenckiego. "Tak jak manifestowanie niezależności wcale niekoniecznie wiąże się z siłą, tak lojalność nie musi wiązać się ze słabością; od strony ludzkiej możemy to tak interpretować, ale to nie jest tak, że Andrzej Duda chciał się postawić, a ostatecznie się wycofał" - powiedział.

Według Matyi, styl prezydentury przyjęty przez Dudę nie jest całkiem nowy i do pewnego stopnia stanowi "powtórzenie tego, jak wobec większości rządzącej zachowywał się Komorowski".

Jak dodał, pod względem lojalności wobec swojego partyjnego zaplecza Duda idzie nawet dalej niż poprzednik. "O ile Komorowski był w zasadzie lojalny wobec większości, to Duda bywa więcej niż lojalny, wychodząc w szczególny sposób naprzeciw oczekiwaniom ze strony rządzącej partii. Wypracowany przez Komorowskiego model Duda posuwa niejako do ostateczności" - mówił.

Ekspert wskazał jednocześnie - odwołując się m.in. do licznych wyjazdów prezydenta oraz wystąpień na różnego rodzaju lokalnych uroczystościach - że na tle Komorowskiego Duda jest bardziej aktywny, co - jego zdaniem "wynika nie tylko z wieku, ale z pewnej postawy życiowej".

"On rzeczywiście bardzo chciałby robić coś pożytecznego. W związku z tym, że znalazł się w pewnego rodzaju politycznym potrzasku i w wielu dziedzinach trudno mu przejawiać inicjatywę, stara się aktywność prezydencką realizować na innych polach. I dzięki tym +zastępczym+ aktywnościom jest przez pewną część Polaków rzeczywiście lubiany - są to nie tylko zwolennicy PiS, ale również ci, którzy w ogóle nie interesują się polityką" - przekonywał.

Pytany o przyczyny wyjątkowej lojalności Dudy wobec swojego macierzystego obozu, Matyja ocenił, że po części wynika ona z "oczekiwań formułowanych przez PiS i jego lidera". "O ile Donald Tusk oczekiwał pewnie, że prezydent nie będzie wetował istotnych dla PO ustaw, to nie oczekiwał raczej, że będzie podpisywał je natychmiast" - powiedział. Ponadto - jak dodał politolog - sprzeciwiając się Kaczyńskiemu prezydent ryzykowałby "gigantyczny konflikt emocjonalny".

Po stronie kosztów przyjętej przez prezydenta strategii należałoby natomiast zapisać utratę potencjału oddziaływania na inne strony politycznego sporu oraz odgrywania roli "ponadpartyjnego arbitra", na co - zdaniem Matyi - miał szanse jeszcze na początku swojego urzędowania. Wskazał w tym kontekście m.in. na powołanie przez Dudę Narodowej Rady Rozwoju w składzie wykraczającym poza PiS-owskie zaplecze, a następnie wycofanie się z własnej inicjatywy stworzenia przy Radzie zespołu ekspertów stanowiącego ważne ogniwo w procesie wypracowywania kompromisu wokół TK.

Pomysły na budowanie autonomicznej pozycji Dudy jako "lidera regionalnego" widać było początkowo - według politologa - również w sferze stosunków międzynarodowych.

"Po tym, co się stało z Trybunałem i w związku z bardzo specyficznym stylem prowadzenia dyplomacji przez Witolda Waszczykowskiego, myślę, że i tu pole możliwości działania prezydenta stało się dość poważnie ograniczone. Obecnie wszyscy zdają sobie sprawę, że Duda nie jest w pełni odrębnym od rządu podmiotem polityki zagranicznej, tak jak ma to miejsce chociażby w Czechach, gdzie Zeman prowadzi w wielu sprawach zupełnie inną politykę niż Sobotka" - powiedział.

Obecnie - zdaniem Matyi - nie widać, by prezydent miał w zanadrzu "plan polityczny inny niż współrządzenie z PiS" ani faktów, które świadczyłyby o tym, że Andrzej Duda "+rozpycha się+ albo poważnie myśli o wzmocnieniu swojej pozycji na scenie politycznej".

Pytany o prawdopodobieństwo pojawienia się konfliktu pomiędzy prezydentem a innymi ośrodkami władzy, Matyja zwrócił uwagę, że w ramach jednego obozu politycznego tego typu konflikty pojawiają się najczęściej na tle ambicji osób na najwyższych stanowiskach - jak w przypadku Kwaśniewskiego i Millera - lub ludzi z ich otoczenia.