Prezydent USA Barack Obama potwierdził w poniedziałek, że lider talibów w Afganistanie Achtar Mohammed Mansur zginął w nalocie sił amerykańskich. To "kamień milowy" w długiej walce o pokój i dobrobyt w Afganistanie - ocenił prezydent.

"Talibowie powinni skorzystać z tej okazji i podążyć jedyną właściwą drogą do zakończenia tego konfliktu: dołączyć do afgańskiego rządu w procesie pojednania" - oświadczył prezydent w komunikacie wydanym przez Biały Dom podczas trwającej wizyty Obamy w Wietnamie. Mułła Mansur zabraniał talibom angażowania się w rozmowy pokojowe prowadzone przez władze w Kabulu z talibami.

Amerykański przywódca zapewnił, że USA będą kontynuowały działania przeciwko ekstremistom, którzy godzą w Stany Zjednoczone.

Mułła Mansur poniósł śmierć w wyniku ataku z powietrza; pojazd, którym jechał, został zaatakowany przez amerykański dron w prowincji Beludżystan na południowym zachodzie Pakistanu - podaje AP.

W niedzielę sekretarz stanu USA John Kerry mówił, że mułła najprawdopodobniej zginął. Podkreślił, że lider talibów stanowił bezpośrednie zagrożenie dla sił USA w Afganistanie i dla Afgańczyków.

Jak oceniał Reuters, śmierć Mansura może oznaczać początek walki o władzę w szeregach talibów i pogłębić podziały, które pojawiły się po potwierdzeniu w ub.r. śmierci dotychczasowego przywódcy Mohammeda Omara. Mułła Mansur oficjalnie został przywódcą afgańskich talibów w lipcu 2015 roku, po śmierci mułły Omara.

Według ekspertów miejsce Mansura najpewniej zajmie jeden z jego dotychczasowych zastępców Siradżuddin Hakkani, przywódca potężnej, sprzymierzonej z talibami partyzanckiej armii, znanej z zażyłych kontaktów z Islamabadem.

W grudniu ubiegłego roku świat obiegła wiadomość, że Mansur zginął lub jest ciężko ranny na skutek strzelaniny podczas spotkania talibów w Pakistanie. Talibowie zdementowali wówczas te informacje.

Od końca misji bojowej NATO w Afganistanie amerykańscy żołnierze teoretycznie jedynie doradzają afgańskim siłom zbrojnym i je szkolą.