Suweren zadecydował”, „Suweren przemówił”, „Zgodnie z wolą obywateli” – często słyszymy takie sformułowania. Partia rządząca, co oczywiście zrozumiałe, legitymizuje nimi swoje działania, lecz i opozycja nierzadko odwołuje się do „woli obywateli”.
Częste powoływanie się na suwerena, którym jesteśmy my, obywatele Rzeczpospolitej, skłania do poruszania kwestii z zakresu filozofii politycznej: jak mamy rozumieć istotę ustroju reprezentacyjnego? Abstrahując od uregulowań prawnych, trzeba zapytać, na czym polega istota reprezentacji politycznej w ustroju demokratycznym? Czy reprezentanci mogą przekazywać innym osobom kompetencję do reprezentowania? W jaki sposób reprezentowani mogą pociągać do odpowiedzialności reprezentantów?
Odpowiedź na pierwsze pytanie niejako determinuje odpowiedzi na pozostałe.
Zgodnie ze swoją ideą demokracja ma być ustrojem, w którym adresaci norm prawnych są zarazem ich twórcami, co wyraża zasada samostanowienia obywatelskiego. Jednakże gdyby przyjąć dosłowne rozumienie tej zasady, to demokracja byłaby – jak twierdził J.J. Rousseau – ustrojem właściwym tylko dla małych wspólnot. Można spróbować złagodzić tę zasadę: ustrojem demokratycznym byłby ustrój, którego prawodawstwo byłoby akceptowane przez obywateli. Czy to starcza? Można sobie wyobrazić państwo rządzone przez monarchę, który pochyla się nad potrzebami obywateli i tworzy prawo, z którego są zadowoleni i które akceptują. Jednak w takim hipotetycznym państwie obywatele nie są podmiotem, a przedmiotem działań politycznych.
Sama akceptacja stanowionego prawa nie wystarczy więc, aby stwierdzić, że w danym ustroju realizuje się zasadę samostanowienia. Jeżeli demokracja miałaby być możliwa w większej skali aniżeli państwo-miasto, a także by była czymś więcej aniżeli „schlebianiem ludowi”, potrzebujemy idei „aktywizującej”. I jest nią zasada reprezentacji – wyraża ona ideę, że ciało ustawodawcze powinno składać się osób, które są reprezentantami całego społeczeństwa.
Aby to było możliwe, wybór reprezentantów musi spełniać oczywiście określone kryteria. Jako najważniejsze, za Robertem Dahlem, należy wskazać powszechne czynne i bierne prawo wyborcze: „praktycznie wszyscy dorośli mają prawo udziału w wyborach” oraz „praktycznie wszyscy dorośli mają prawo ubiegać się o stanowiska”. Gdy wybory przeprowadzane są zgodnie z powyższymi zasadami, przy przestrzeganiu reguł prawa, a także, co ważne, bez użycia przemocy, można uznać wybór reprezentantów za demokratyczny.
Czy można zatem powiedzieć, że odnaleźliśmy kamień filozoficzny demokracji? Być może. Zgodnie z ideologią nowoczesnej demokracji reprezentanci mają obowiązek działania wyrażającego wolę reprezentowanych, a więc wszystkich obywateli. Problem z tak ogólnymi zasadami jest taki, że rzeczywistość nie zawsze w pełni im odpowiada. Czy rzeczywiście możemy w sposób absolutnie pewny odpowiedzieć, że partia X nas reprezentuje? I co to w zasadzie znaczy?
Załóżmy, że w trakcie głosowania w pełni identyfikujemy się z partią X i oddajemy głos na osobę z listy tej partii. W czasie trwania kadencji partia może zmienić w ważnej dla nas kwestii zdanie, może się też zdarzyć, że wyborcy partii zmienią zdanie, a także partię X może opuścić osoba, na którą głosowaliśmy. Okazuje się, że po głosowaniu nie mamy już bezpośredniego wpływu na „naszych” reprezentantów. Jako uzasadnienie takiego stanu rzeczy przytacza się zasadę, że reprezentanci nie reprezentują konkretnych partykularnych interesów, lecz wolę całego narodu, i dobrem całego narodu winni się kierować. Została im powierzona doniosła i delikatna misja reprezentowania suwerena, a więc wszystkich obywateli, a nie jakichś grup interesu.
Idea reprezentacji całego narodu, pisał już o tym na początku XX w. wybitny teoretyk prawa Hans Kelsen, stanowi fikcję, która „ma udzielić parlamentaryzmowi legitymizacji z punktu widzenia suwerenności ludu”. W rzeczywistości partie polityczne tworzą konkurencyjne ideologie przedstawiające określone własne poglądy i interesy jako poglądy i interesy wyrażające „wolę powszechną” lub „dobro wspólne”. Obywatel stanowi podmiot tylko w momencie stawiania znaku na karcie wyborczej, natomiast przed i po tym akcie jest bombardowany propagandą mającą skłonić go do poparcia danego ugrupowania.
Realistyczne odczytanie zasady reprezentacji skłania do wniosku, że wyraża ona konieczność ustanowienia sprofesjonalizowanego ciała ustawodawczego, którego członkowie wybierani są w demokratycznych wyborach. Aby wygrać wybory, partie muszą szukać poparcia u jak największej części społeczeństwa i w tym celu starają się odczytywać nastroje społeczne, a także w miarę możliwości na nie wpływać. Po dniu elekcji mają relatywnie dużą swobodę w tym względzie. Jednakże nie są bezkarne, albowiem poddawane są sprawdzianom wyborczym. Cykliczne wybory są jednym z istotniejszych mechanizmów pociągania reprezentantów do odpowiedzialności.
Na pytanie o istotę zasady reprezentacji można odpowiedzieć dwojako. Idealista odpowie, że reprezentanci wybierani zgodnie z demokratyczną procedurą powinni orientować działania na dobro całego narodu i są zobowiązani naród reprezentować. Realista, że stanowi ona wyraz konieczności ograniczenia zasady samostanowienia i wiąże się z potrzebą ustanowienia reguł kreacji ciała ustawodawczego. Można powiedzieć, że obydwaj mają rację, bo demokracja jest z jednej strony pewnym ideałem, który obiecuje obywatelom podmiotowość, a z drugiej jest w stanie zrealizować go tylko w formie ograniczonej, a więc poprzez organ składający się z wybranych w równych i powszechnych wyborach reprezentantów. Z obydwu stanowisk niedopuszczalne jest przekazywanie tej kompetencji innym podmiotom. Nawet koleżankom i kolegom z partii, do której się należy. Akt wyboru nie uprawnia reprezentanta do poszukiwania innego reprezentanta. Natomiast odpowiedzialność polityczną za wszelkie zmiany linii partii po wyborach, za działania poszczególnych posłów, za tę całą turystykę partyjną, którą nierzadko się uprawia z miną moralnej wyższości, reprezentanci ponosić będą w dniu kolejnych wyborów. Jednakże czy na pewną będą?
John Stuart Mill pisał, że instytucje reprezentatywne „mogą stać się prostym narzędziem tyranii lub intrygi, gdy ogół wyborców tak mało się interesuje swoim rządem, że mu się głosować nie chce”. Ustrój demokratyczny wymaga też zdaniem Milla istnienia „prasy, i to prasy dziennikarskiej, jako zastępującej rzeczywiście, choć pod wieloma względami niedokładnie dawne Pnyks i Forum”.
Funkcjonowanie demokracji reprezentatywnej zależy nie tylko od ustanowienia demokratycznych procedur wyborczych i ustawodawczych, nie tylko od jakości wybieranych reprezentantów, lecz też od zaangażowania obywateli przejawiającego się w frekwencji wyborczej oraz istnieniu niezależnych i jakościowych mediów. Niedostatków polskiej demokracji należałoby zatem również tutaj upatrywać. Większość mediów, także prasy, przestaje spełniać funkcje informacyjno-kontrolne, przekształcając się w instytucje rozrywkowo-tożsamościowe. Z jednej strony sprowadzenie polityki do kłótni przed kamerą, skandali i afer, wzajemnego przypisywania sobie jak najgorszych intencji itp. prowadzi do postrzegania działalności politycznej jako brudnej i niegodnej. Z drugiej skupienie się na wyrażaniu światopoglądu, dawania świadectwa, ideowego formowania czytelnika lub odbiorcy sprawia, że wiarygodność mediów tożsamościowych ogranicza się tylko do kręgu „podzielających wiarę”. Dla polityków jest to wygodne, bo lepiej mieć wąską grupę wyznawców, która zapewni im elekcję, a czasem zwycięstwo, niż zabiegać o szerokie, lecz chwiejne poparcie społeczne.
I tak mamy z jednej strony narodowe przebudzenie mocy, a z drugiej upadek demokracji. Wysokie tony i moralne wzburzenie. Jednym z ust nie schodzi wola suwerena, a drudzy wzywają do obrony najświętszych zasad demokracji. W takim dyskursie odniesienie do rzeczywistości jest niepożądane, bo jeszcze okaże się, że oponent może mieć w jakiejś kwestii rację, że może przesadziliśmy w atakach na instytucje, że może ta demokracja nie zawsze funkcjonowała prawidłowo, że może sami gdzieś zawiniliśmy...
Częste powoływanie się na suwerena, którym jesteśmy my, obywatele RP, skłania do poruszania kwestii z zakresu filozofii politycznej: jak rozumieć istotę ustroju reprezentacyjnego?