Warszawie bardzo zależało, by w nowym rządzie ukraińskim znalazł się przedstawiciel naszego kraju. Ale – według naszych informacji – decyzje zapadły bez wiedzy polskich władz. Bo Balcerowicz nie był ich idealnym kandydatem.
Leszek Balcerowicz jeszcze w maju przedstawi plan działań zespołu strategicznych doradców prezydenta Ukrainy. Z informacji DGP wynika, że przyjęte przez niego stanowisko jest efektem rozmów prowadzonych co najmniej od pół roku. Zarówno po stronie ukraińskiej, jak i po polskiej udało nam się potwierdzić, że jesienią 2015 r. wysłannicy Petra Poroszenki proponowali Leszkowi Balcerowiczowi stanowisko premiera Ukrainy. Odtworzyliśmy przebieg tych rozmów.
Wysłannikiem Poroszenki w Polsce był Ihor Hryniw. Pochodzący ze Lwowa polityk należy do najbliższego otoczenia głowy państwa. Nasze źródła w administracji prezydenta mówią, że ma on swobodny dostęp do ucha Poroszenki, odpowiada też za zamawianie i analizę sondaży. Hryniw ma dobre rozpoznanie, jeśli chodzi o polskie kadry. W czasie pomarańczowej rewolucji współpracował z naszymi politologami, którzy doradzali Wiktorowi Juszczence. Oprócz Balcerowicza padały też nazwiska co najmniej dwóch innych potencjalnych zagranicznych kandydatów na szefa rządu.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, w poprzednim rządzie Arsenija Jaceniuka były trzy podobne osoby. Gruzin Aleksandre Kwitaszwili objął resort zdrowia, Litwin Aivaras Abromavičius – gospodarki, zaś Ukrainka z amerykańskim paszportem Natalija Jareśko – finansów. Wszyscy na dzień przed nominacją dostali ukraińskie paszporty. Pierwszy był oceniany negatywnie, drugi odszedł w wyniku skandalu, gdy bliski Poroszence biznesmen próbował mu narzucić własnego wiceministra. Jareśko się sprawdziła, dokonując udanej restrukturyzacji zadłużenia i w trudnych warunkach wyprowadzając na prostą finanse publiczne.
Między innymi dlatego – razem z gubernatorem Odessy Micheilem Saakaszwilim, byłym prezydentem Gruzji – była wymieniana wśród możliwych następców premiera Arsenija Jaceniuka. – Jareśko miała zbyt duże wymagania, jeśli chodzi o obsadę stanowisk w rządzie. Do tego chciała kierować gabinetem maksymalnie do końca 2016 r. Po tej dacie zgodnie z amerykańskim prawem musiałaby się zrzec obywatelstwa USA – mówił nam kijowski analityk Ołeh Bazar. W efekcie ekonomistka w ogóle nie trafiła do powołanego niedawno rządu Wołodymyra Hrojsmana. O paszport rozbił się też pomysł wejścia do rządu słowackiego reformatora Ivana Mikloša. By go przekonać, przygotowano nawet projekt ustawy zezwalającej człowiekowi bez ukraińskiego obywatelstwa na kierowanie ministerstwem. Ostatecznie Słowak będzie współkierował grupą doradców Balcerowicza.
Saakaszwili z racji tego, że obywatelstwo ukraińskie ma od niedawna, nie może startować w wyborach. Realną szansę na władzę dawałby mu jedynie fotel premiera. Przeciw były Stany Zjednoczone, które poprzez swojego ambasadora w Kijowie dawały do zrozumienia, że w kontekście prowadzonych rozmów wokół statusu Zagłębia Donieckiego znany z wybuchowego charakteru polityk będzie balastem. Poroszenko wahał się też, czy dawać do bólu ambitnemu politykowi kolejne prerogatywy. Sam Gruzin, korzystając z wieloletniej znajomości z Poroszenką, był zdeterminowany, by wygrać rywalizację.
Obaj politycy znają się ze studiów na kierunku stosunki międzynarodowe w Kijowie. W rozmowie z nami kilka miesięcy temu Saakaszwili unikał jednoznacznej deklaracji. – Ukraina powinna dzisiaj mieć rząd zgody. Nie wydaje mi się, że znajdzie się jedna osoba, która zdołałaby wszystko zrobić sama. Nie ma takiego polityka, chociaż być może kiedyś się pojawi. W tej chwili potrzebna jest nam zgrana polityczna drużyna – mówił nam były prezydent Gruzji.
Początkowo jego otoczenie ciepło mówiło o Balcerowiczu jako autorze polskich reform, na których sami chcieliby się wzorować. Im bardziej malały szanse Saakaszwilego na objęcie stanowiska premiera, tym bardziej ewoluowała ich postawa wobec Polaka. – Nie mam nic przeciwko, żeby moja kariera skończyła się tuż po tym, jak uda mi się zrobić to, co się udało Balcerowiczowi. Przyszedłem z biznesu, chętnie do niego wrócę, jak tylko wyczyścimy tę stajnię Augiasza – mówił nam jesienią ubiegłego roku zastępca Saakaszwilego Sasza Borowyk. Tymczasem w ubiegłym tygodniu były prezydent Gruzji skrytykował pomysł ściągnięcia Balcerowicza nad Dniepr. – To wielkie nazwisko, które wyrobił sobie na początku lat 90. Pracowałem z nim w 2000 r., gdy był doradcą prezydenta Eduarda Szewardnadzego. Ale w 2016 r., przy pełnym szacunku dla jego zasług, nie rekomendowałbym go Ukrainie w jakiejkolwiek roli – przekonywał podczas wykładu na jednej z kijowskich uczelni.
Polak z punktu widzenia Poroszenki byłby idealny. Jako zdeklarowany liberał i demokrata ma dobrą opinię w USA i MFW. Dysponuje doskonałymi kontaktami w UE. Mimo że niektóre środowiska w Polsce postrzegają go jako radykała, jeśli chodzi o reformy rynkowe, na Ukrainie ma opinię polityka umiarkowanego i skutecznego. Balcerowicza akceptował też ustępujący premier Arsenij Jaceniuk. W listopadzie 2015 r. Hryniw przez kilka godzin rozmawiał z nim w Kijowie o potencjalnym objęciu urzędu premiera. Balcerowicz dyplomatycznie odmówił. Później padła propozycja wicepremiera i ministra odpowiedzialnego za reformy. Polak również odmówił, argumentując, że tak ważne stanowiska powinni piastować Ukraińcy, którzy władają językiem ukraińskim. Funkcja szefa strategicznych doradców była kompromisem.
W listopadzie i grudniu 2015 r. kancelaria prezydenta Andrzeja Dudy szykowała wizytę w Kijowie. Już wtedy było jasne, że rząd Jaceniuka nie ma przed sobą długiej przyszłości. W planie było m.in. lansowanie polskich kandydatów na ministrów w nowym rządzie. Zapytaliśmy wówczas bliskiego współpracownika prezydenta Dudy, czy gdyby Ukraińcy zaproponowali Balcerowicza, zyskałby on poparcie Warszawy. Po krótkim milczeniu odpowiedział nam, że „sprawa jest złożona”. Dopytywany dodał, że niekoniecznie.
Prezydent Duda złożył wizytę w Kijowie w połowie grudnia. Na wspólnej konferencji prasowej z Poroszenką nie padły deklaracje o polskich ministrach. Do naszych władz docierały pogłoski o prowadzonych już wówczas rozmowach z Balcerowiczem. Jednak nie były one wprowadzone w szczegóły. Polskie władze marzyły o ministrze, nie wiedząc, że nieoficjalnie gra toczy się o znacznie wyższą stawkę.