Brytyjskie Stowarzyszenie Medyczne odroczyło już raz ten strajk, pierwotnie planowany przed świętami. Chodzi w nim o warunki pracy i wynagrodzeń za rozszerzenie normalnej pracy szpitali na pełne 7 dni tygodnia. Rząd twierdzi, że nie chodzi w tym o oszczędności i dawał nawet lekarzom 11-procentową podwyżkę, ale odebrał im prawo do wynagrodzeń za nadgodziny w weekend.
Część brytyjskiej prasy podkreśla, że spore grono członków zarządu Stowarzyszenia Lekarzy to zdeklarowani lewicowcy, dla których dzisiejszy i dwa dalsze planowane strajki to początek walki z rządową polityka zaciskania pasa w służbach publicznych. Sami lekarze ubolewają jednak nad jest koniecznością protestu.
„Nie chcę komplikować życia moim pacjentom, ale patrząc w przyszłość widzę, że nasz kontrakt jest niebezpieczny, nie tylko dla lekarzy” - wyjaśniał jeden ze strajkujących telewizji SKY. A drugi mówił BBC: „W obecnej formie ten kontrakt zmusi do jeszcze większego wysiłku już i tak zdemoralizowanych i przepracowanych młodszych lekarzy, doprowadzając ich do punktu załamania.”