Wskutek wyższego przyrostu naturalnego, imigracji i konwersji muzułmanie stanowią najszybciej rosnącą grupę religijną w USA. A związane z tym obawy mają odzwierciedlenie w kampanii wyborczej
Kontrowersyjna wypowiedź Donalda Trumpa, by zakazać wjazdu do Stanów Zjednoczonych wszystkim muzułmanom, pomimo powszechnej fali krytyki, która na niego spadła, nie odbiła się na jego popularności. Ubiegający się o prezydencką nominację republikanów miliarder nadal może liczyć na 36–39-proc. poparcie zwolenników tej partii, czyli większe niż jego dwaj najgroźniejsi konkurenci łącznie.
Ale nawet gdyby Trump ten nierealny plan wprowadził w życie, nie zmieni to tego, że islam i bez imigracji jest najszybciej rosnącą religią w USA. Na dodatek coraz więcej jest przypadków, że przechodzą na niego Latynosi. Propozycję zamknięcia granic dla muzułmanów do czasu, aż Kongres nie znajdzie pomysłu na zapewnienie bezpieczeństwa kraju, Trump przedstawił po ataku terrorystycznym w San Bernardino w Kalifornii, który na początku grudnia przeprowadziło muzułmańskie małżeństwo pakistańskiego pochodzenia – obywatel USA i posiadaczka karty stałego pobytu.
Według think tanku Pew Research Center, który specjalizuje się m.in. w sprawach społecznych i prognozach demograficznych, w 2014 r. muzułmanie stanowili 0,9 proc. ludności USA. Trudno ich nazwać kluczową grupą wyborców, więc ich opinią Trump nie musiał się przejmować, ale jeśli się weźmie pod uwagę ludność USA, ten niewielki odsetek oznacza prawie 2,9 mln osób. To więcej, niż jest muzułmanów np. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Pew Research Center przewiduje, że w 2050 r. będą oni stanowić już 2,1 proc. populacji USA, która przez ten czas wzrośnie z obecnych 322 mln do 398 mln. To będzie już ponad 8,3 mln (we Francji liczbę muzułmanów szacuje się obecnie na 5–6 mln) i w efekcie islam stanie się drugą co do wielkości religią w kraju, wyprzedzając judaizm.
Ale przypisywanie tej zmiany tylko imigracji, którą Trump wskazuje jako główne zło, jest błędne. W 2010 r. mediana wieku amerykańskich muzułmanów była najniższa ze wszystkich głównych grup religijnych i wynosiła 24 lata, podczas gdy żydów – 41. Czyli znaczna część muzułmanów – już mieszkających w USA – jest w wieku, w którym najczęściej rodzą się dzieci. Na dodatek liczba dzieci przypadających na jedną kobietę wynosi wśród amerykańskich muzułmanek 2,8 (to najwyższy wskaźnik wśród głównych religii), podczas gdy w przypadku kobiet wyznających judaizm – 1,9. Można zatem przypuszczać, że nawet gdyby całkowicie zamknąć granicę dla muzułmańskich imigrantów, to i tak przed połową obecnego wieku liczba wyznawców islamu w USA byłaby większa niż żydów.
Tym bardziej że islam pozyskuje nowych wyznawców także kosztem innych religii. To, że często znajduje on zwolenników wśród Afroamerykanów, jest sprawą znaną od dawna. Okazuje się jednak, że coraz liczniejsze są przypadki konwersji wśród Latynosów, czyli grupy powszechnie uważanej za niemal w całości katolicką. Tymczasem Latynosi to najszybciej rosnąca grupa etniczna wśród muzułmanów w Stanach Zjednoczonych, choć oczywiście w liczbach bezwzględnych nie jest ich wielu. Według organizacji Islamic Society of North America przed dekadą w USA mieszkało ok. 40 tys. muzułmanów latynoskiego pochodzenia, dziś jest to już ponad 150 tys., a niektóre szacunki mówią nawet o 200 tys.
Nawet przyjmując tę niższą liczbę, oznacza to, że już dla co 20. amerykańskiego wyznawcy islamu pierwszym językiem jest hiszpański. Motywy konwersji są podobne do tych, którymi się kierowali i kierują Afroamerykanie, czyli poczucie przynależności do gorszej grupy społecznej (co traci na aktualności, biorąc pod uwagę, że w czołówce wyścigu o prezydencką nominację republikanów znajduje się dwóch polityków latynoskiego pochodzenia), a ponieważ nielegalni imigranci z Ameryki Łacińskiej doświadczają coraz większej niechęci, wśród muzułmanów zmagających się z takimi odczuciami od co najmniej kilkunastu lat dość łatwo się odnajdują.
Takim właśnie konwertytą był pochodzący z Nikaragui Enrique Martínez Jr., który został oskarżony o pomoc sprawcom masakry w San Bernardino. Martínez, który na islam przeszedł w 2007 r., był sąsiadem i bliskim znajomym sprawcy ataku i według śledczych to on zdobył oraz przekazał mu użytą później broń. Mimo rosnącej liczby muzułmanów w kraju większość Amerykanów nie zgadza się z Trumpem w ocenie, że z definicji są oni zagrożeniem.
Według badania przeprowadzonego przez Pew Research Center już po ataku w San Bernardino 61 proc. Amerykanów nie uważa, aby mieszkający w USA muzułmanie powinni być poddawani dokładniejszej kontroli tylko z powodu wyznawanej religii, podczas gdy takich działań chce 32 proc. pytanych. Konserwatywni republikanie, czyli wyborcy, do których w dużej mierze odwołuje się Trump, byli jedyną grupą, gdzie większość uzyskali zwolennicy takich dodatkowych kontroli. Ale o ile wśród białych Amerykanów przeciwko takim kontrolom było 57 proc. przepytywanych, o tyle wśród Latynosów – już 66 proc., a wśród Afroamerykanów – nawet 74 proc.
Z kolei odsetek mieszkańców USA uważających, że islam bardziej niż inne religie zachęca swoich wyznawców do stosowania przemocy, jest tylko minimalnie wyższy (46:45 proc.) niż tych, którzy są przeciwnego zdania. Ale jeśli się oddzielnie spojrzy na wyborców republikanów i demokratów, to różnica jest spora. Z opinią, że islam bardziej niż inne religie zachęca do przemocy, zgadza się 68 proc. zwolenników republikanów i tylko 30 proc. – demokratów. W 2002 r. – a więc rok po zamachach z 11 września – odpowiedzi wynosiły odpowiednio 33 i 22 proc. Wyborcy republikanów są też bardziej zaniepokojeni wzrostem zagrożenia ze strony islamskiego ekstremizmu – odczuwa je 65 proc. badanych, podczas gdy wśród demokratów – 38 proc.
W kontekście takich wyników badań trudno się dziwić, że poparcie dla Trumpa w sondażach nie spadło. Kontrowersyjny magnat rynku nieruchomości mówi to, co jego wyborcy chcą usłyszeć, a ryzyko z tym związane nie jest wielkie. Amerykańscy muzułmanie na razie nie stanowią kluczowej grupy wyborców, zresztą i tak ich zdecydowana większość z zasady głosuje na demokratów. Popiera ich 70 proc. wyznawców islamu w USA, podczas gdy republikanów – tylko 11 proc. Zatem im bardziej kampania prezydencka będzie nabierać rozpędu, tym chętniej Donald Trump może sięgać do antyislamskiej retoryki.
W 2014 r. muzułmanie stanowili tylko 0,9 proc. ludności USA. Ale w liczbach bezwzględnych oznacza to 2,9 mln osób. W 2050 r. ma ich być już 8,3 mln