Odrodziły się spory między państwami powstałymi po rozpadzie Jugosławii. Czeski szef MSW Milan Chovanec, komentując we wtorkowy wieczór efekty spotkania ze swoimi unijnymi kolegami, oświadczył, że wolta Polski, która wbrew ustaleniom z państwami grupy wyszehradzkiej poparła propozycje Brukseli w sprawie alokacji uchodźców, oznacza koniec grupy wyszehradzkiej.
– Takie zaostrzenie relacji w regionie może zaszkodzić planom prezydenta Dudy, który na zacieśnienieniu więzów regionalnych chciał budować pozycję Polski – twierdzą politycy PiS.
– Musimy odbudować solidarność w kontekście wojny, która toczy się na wschód od nas. Ten cios został zadany, by pogorszyć jakość naszych relacji. Będą nam wytykać: zdradziliście raz, możecie zdradzić po raz kolejny – mówi DGP poseł PiS Witold Waszczykowski. – Prezydent mógłby zaprosić ambasadorów grupy i powiedzieć im, że to nie jest polityka całości państwa polskiego, że nie godzimy się na łamanie prawa europejskiego. Polityka imigracyjna należy do kompetencji państw narodowych i nie powinna być głosowana. W przypadku uchodźców to możliwe, ale nie w przypadku imigrantów – dodaje.
Rząd po negatywnej reakcji Pragi próbował ratować relacje z sąsiadami. Przed rozpoczęciem wczorajszego szczytu, podczas którego spodziewano się ustalić zasady finansowania pomocy dla uchodźców, spotkali się premierzy czwórki. „Dla wszystkich, którzy pogrzebali już V4” – napisał wiceszef MSZ Rafał Trzaskowski. Jednak relacje wewnątrz czwórki psuły się już od jakiegoś czasu – przynajmniej odkąd zaczęły się rozjeżdżać nasze stanowiska w sprawie polityki Rosji wobec Ukrainy. Czesi i Słowacy zaczęli szukać innych form współpracy regionalnej, zawiązując wspólnie z Austrią grupę strzałkowską.
Kryzys uchodźczy fatalnie wpływa również na stabilność Bałkanów. Po tym, jak Chorwacja zamknęła wszystkie przejścia graniczne z Serbią, Belgrad szykuje odpowiedź. Iskrzy także na linii Słowenia–Chorwacja. Zgoda na przetrzymywanie imigrantów to cena, jaką płacą kraje aspirujące do Unii: Serbia i Macedonia. Belgrad do tej pory milczał. Nie skarżył się na to, że przez terytorium Serbii przeszło co najmniej 140 tys. ludzi. Nawet nie domagał się pomocy. Dopiero niedawno KE zdecydowała się włączyć Serbię do unijnego systemu obrony cywilnej. Pozwoli to dofinansować czasowe obozy dla imigrantów, zwłaszcza w czasie zimy.
O ile władze serbskie – jak podkreślają przedstawiciele KE – doskonale dotąd zdały egzamin z przyjmowania uchodźców, o tyle mieszkańcy nie kryją obaw. Co budzi największy niepokój? Przeniknięcie na teren Serbii terrorystów z Państwa Islamskiego. Według źródeł serbskich już wcześniej na terenie środkowej Serbii i Sandżaku namierzono obozy szkoleniowe fundamentalistów.
Na razie z Brukseli idzie jasny przekaz: jeśli Belgrad chce kontynuować kurs prounijny, nie może odsyłać imigrantów do Macedonii. Podobnie zresztą jak Macedonia nie może ich odsyłać do Grecji. Serbia, Macedonia oraz Bośnia i Hercegowina najbardziej boją się terroryzmu, tym bardziej że raptem kilka miesięcy temu przedstawiciele Państwa Islamskiego wskazali te kraje jako swoje cele. W sierpniu w ramach akcji policyjnej w Macedonii aresztowano kilkanaście osób, w tym duchownych muzułmańskich, podejrzewanych o kontakty z ISIS.
Najbardziej spójne było stanowisko Chorwacji. Prezydent Kolinda Grabar-Kitarović od początku kryzysu mówiła podobnym głosem jak grupa wyszehradzka i sprzeciwiała się wprowadzeniu obowiązkowych kwot, choć – podobnie jak Polska – ostatecznie zagłosowała „za”. I bliżej jej było do Viktora Orbána niż Angeli Merkel. Kraj okazał się kompletnie nieprzygotowany na falę uchodźców. Do tego skonfliktował się z sąsiadami. – Kryzys z imigrantami wywołał już duże problemy, a jeśli się będzie przedłużał, czeka nas katastrofa ekonomiczna. Decydując się na zamknięcie granic dla naszych ciężarówek, Chorwacja nas poniża i skazuje na wielkie straty finansowe – komentował premier Serbii Aleksandar Vučić. Odrzucił też oskarżenia Chorwatów, że Serbowie przemycali w ciężarówkach imigrantów, którzy następnie chcieli iść na Węgry.
Buntuje się nie tylko Belgrad. Słowa chorwackiego premiera, że imigranci nie będą rejestrowani i będą odsyłani do innych krajów, oburzyły też Słowenię. – To łamanie prawa europejskiego – mówią władze w Lublanie. Osobnym ogniwem w łańcuchu są Bośnia i Hercegowina. Na razie imigranci jeszcze nie dotarli tam na masową skalę, ale po zamknięciu granic chorwacko-serbskiej i węgiersko-serbskiej kolejny szlak może wieść przez Bośnię.
Serbski strach przed wykorzystaniem sytuacji przez islamistów jest niczym w porównaniu z obawami Sarajewa. To przecież w Bośni i Hercegowinie osiedlili się walczący tu w czasie wojny islamiści (z krajów arabskich i konwertyci z Zachodu). Rosną też wpływy radykalnych salafitów, a Państwo Islamskie rekrutuje także z terenu Bośni. Sami Bośniacy mówią o uchodźcach bardzo znamienne słowa. – My też byliśmy uchodźcami. Ale różnica polegała na tym, że wiedzieliśmy, skąd idziemy, a nie wiedzieliśmy, dokąd chcemy dotrzeć. Oni natomiast wiedzą, dokąd zmierzają, ale nie wiedzą, skąd są.

Relacje w V4 zaczęły się psuć po wybuchu wojny na Ukrainie