Ateny przekonują, że spłacą wszystkie długi, ale na razie nie wiadomo nawet, czy wystarczy im pieniędzy do przyszłego tygodnia. Receptą na ich kłopoty mają być niemieckie odszkodowania wojenne bądź pomoc z Rosji.
Grecja nieuchronnie zbliża się do bankructwa. Wprawdzie rząd w Atenach zapewnia, że niecałe pół miliarda euro, które jutro powinien oddać Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu i których jeszcze w zeszłym tygodniu ponoć nie miał, zostanie uregulowane, ale to nie kończy zobowiązań finansowych na ten miesiąc.
Jeszcze poważniejszym problemem jest to, że najwyraźniej głównym pomysłem ekipy Aleksisa Tsiprasa na spłatę długów są odszkodowania od Niemiec za okupację podczas II wojny światowej. Nawet gdyby Berlin się na to zgodził, co jest nieprawdopodobne, to zanim ta sprawa zostanie rozwiązana, Grecja zdąży wielokrotnie zbankrutować.
460 mln euro, o które teraz chodzi, to kolejna rata z pierwszego programu pomocowego dla Grecji z 2010 r. W miniony czwartek grecki rząd ostrzegał, że może się spóźnić ze zwrotem tych pieniędzy, bo mając do wyboru obsługę zadłużenia lub wypłatę emerytur i dalsze funkcjonowanie sektora publicznego, wybierze to drugie (te płatności przypadają na 14 kwietnia, a ich wartość wynosi 1,7 mld euro). To dało asumpt do przypuszczeń, że Tsipras wykorzysta czterodniową przerwę świąteczną – prawosławna Wielkanoc przypada w nadchodzący weekend – do wprowadzenia drachmy.
Później jednak rząd dokładniej przeszukał konta państwowych instytucji, bo po niedzielnym spotkaniu z szefową MFW Christine Lagarde minister finansów Janis Warufakis oświadczył, że „Grecja ma zamiar w całości wypełnić wszystkie swoje zobowiązania wobec wszystkich wierzycieli”. Ale bez pomocy z zewnątrz nie da rady tego zrobić – według nieoficjalnych informacji od lutego od różnych instytucji państwowych – jak bank centralny czy urzędy pracy – rząd pożyczył co najmniej 1,2 mld euro, z tym że zostało z tego już tylko ok. 650 mln.
Ta pożyczka była konieczna, bo wpływy podatkowe w styczniu i lutym były niższe, niż zakładano, o ok. 0,9 mld – 1,1 mld euro. Wprawdzie w marcu ten ubytek ponoć udało się w dużej mierze uzupełnić, ale nie na tyle, by wystarczyło to na zewnętrzne zobowiązania. W najbliższy wtorek Grecja ma wykupić krótkoterminowe bony skarbowe o wartości 1 mld euro, a 17 kwietnia – za kolejne 1,4 mld. Grecja miała nadzieję, że spłaci te zobowiązania dzięki porozumieniu ze strefą euro na temat odblokowania wypłaty 7,2 mld euro, które pozostały z drugiego pakietu pomocowego, ale przedstawione przez Tsiprasa obietnice i propozycje reform na razie okazały się niewystarczające i zbyt ogólnikowe.
W tej sytuacji grecki rząd postanowił sięgnąć po inne rozwiązania i wrócił do sprawy niemieckich odszkodowań wojennych, po raz pierwszy przedstawiając konkretne kwoty. – Według naszych obliczeń dług wynikający z niemieckich reparacji wynosi 278,8 mld euro, w tym 10,3 mld to tzw. wymuszona pożyczka (przez władze okupacyjne od greckiego banku centralnego – przyp. red.). Wszystkie pozostałe to odszkodowania dla indywidualnych osób lub za infrastrukturę – oświadczył wczoraj wiceminister finansów Dimitris Mardas na posiedzeniu parlamentarnej komisji ds. zadłużenia.
Berlin, który w największej części sfinansował oba bailouty dla Grecji, uważa, że wojenne odszkodowania zostały już uregulowane – w latach 50. RFN zapłaciła reparacje w wysokości 25 mln dol. (równowartość dzisiejszych 220 mln), zaś w następnej dekadzie 115 mln marek (ekwiwalent obecnych 230 mln dol.) dla ofiar nazistowskich zbrodni, zaś sprawę zamknięto przy okazji zjednoczenia Niemiec. Berlin i Ateny wprawdzie spierają się jeszcze o tę wymuszoną przez nazistów pożyczkę, ale i tak chodzi o znacznie mniejsze kwoty niż to, czego teraz domaga się rząd Tsiprasa.
Niespełna 279 mld euro to więcej niż oba pakiety pomocowe dla Grecji (wynosiły one 110 i 130 mld euro) i prawie 90 proc. całkowitego obecnego długu publicznego tego kraju. – Nawet jeśli rząd uznałby te roszczenia, zakończyłoby się to długą batalią prawną między Grecją a Niemcami, więc to w niczym nie pomogłoby w jej bieżących problemach – ocenia Christian Schulz, główny ekonomista niemieckiego banku Berenberg. Trudno się spodziewać, by w sytuacji, gdy Ateny ewidentnie idą na konfrontację, Niemcy były skłonne do tego, żeby wykładać dalsze pieniądze na ich ratowanie.
Drugim działaniem, które również nie przysporzy Tsiprasowi przyjaciół w Unii Europejskiej, jest jego dzisiejsza wizyta w Moskwie. Przy tej okazji na pewno wróci sprawa ewentualnej pomocy finansowej, której Rosja mogłaby udzielić Atenom. Tym razem taki scenariusz jest bardziej realny niż przed miesiącem czy dwoma, bo gwałtowny spadek kursu rubla został zatrzymany, ale Grecja jako potencjalny rosyjski koń trojański w Unii nie straciła na wartości.
Tymczasem analitycy ostrzegają, że brak porozumienia w sprawie dalszej pomocy finansowej dla Grecji grozi jej ponownym wpadnięciem w recesję. Rząd zakładał, że w tym roku gospodarka urośnie o 1,4 proc., ale ta prognoza już zaczyna wyglądać na nazbyt optymistyczną. „Sytuacja makroekonomiczna prawdopodobnie nadal będzie się pogarszać, dopóki nie zostaną rozwiązane polityczne kłopoty i nie zostanie wyjaśniona sprawa płynności finansowej rządu” – napisał bank JP Morgan.
Z kolei inna instytucja finansowa, szwajcarski bank UBS, oceniając obecny stan negocjacji, szacuje prawdopodobieństwo tego, że do połowy kwietnia Grecja ogłosi niewypłacalność na 50–60 proc., zaś że wyjdzie ze strefy euro – na 20–30 proc. Co więcej, z dwóch skrajnych scenariuszy rozmów – pełnego porozumienia lub całkowitego fiaska – znacznie bardziej realny jest ten drugi.
Jest ponad 50 proc. ryzyka, że Grecja upadnie jeszcze w tym miesiącu
25 proc. tyle według prognozy Komisji Europejskiej wyniesie bezrobocie w Grecji na koniec 2015 r.
170,2 proc. taki odsetek PKB stanowić ma w 2015 r. grecki dług publiczny
1 proc. tyle wyniósł wzrost gospodarczy Grecji w 2014 r., poprzednie sześć lat kończyła ona ze spadkiem PKB