Adam Hofman, były poseł PiS, który się dobrze zapowiadał, ale w pewnym momencie jeszcze lepiej odleciał, rzekł kiedyś: „chłopy wyjechali ze swoich miasteczek, wsi, trafili do Warszawy i zdziczeli, zbaranieli po prostu, zupełnie im odbiło”.



Dzisiaj wprawdzie do Warszawy rolnicy jeszcze nie trafili, ale powołując się na „najlepsze” tradycje z czasów Andrzeja Leppera, zapowiadają, że tanio skóry nie sprzedadzą. O co im chodzi? Najogólniej domagają się odszkodowań za straty spowodowane przez dziki oraz wywołane afrykańskim pomorem świń. Można zaryzykować twierdzenie, że zbaraniał nawet przy tej okazji minister rolnictwa Marek Sawicki, który puszczając oko do swoich kolegów w walonkach, rzucił, że te 15 tys. dzików, które plączą się gdzieś po polskich polach i niszczą uprawy, trzeba by odstrzelić. Nie do końca wiadomo, czy ta wypowiedź była wyrazem „zdziczenia”, przypodobania się polującemu (niegdyś?) prezydentowi, czy może grą na zwłokę, aby chłopów blokujących drogi jakoś obłaskawić. Efekt okazał się mizerny, bo ministra obsobaczyli ekolodzy, rolnicy za bardzo nie zrozumieli, o co mu chodzi, a prezydent był zajęty czymś innym.
Problem jednak jest dość poważny, bo znowu mamy do czynienia z rządowym zaniedbaniem. Sawicki, podobnie zresztą jak większość jego kolegów, bierze się do roboty, gdy do jego drzwi puka gromada ludzi z transparentem: „Uwaga, mamy problem!”. Wcześniej rządzący wydają się działać zgodnie z zasadą: nie mówimy o tym, to znaczy, że tego nie ma.