Ksiądz Mateusz Dziedzic przyznaje, że w niewoli przeżył trudne chwile. Ale jest wdzięczny Bogu. Polski misjonarz z Republiki Środkowoafrykańskiej jest już w Polsce.
Przez sześć tygodni był więziony przez rebeliantów z grupy generała Miskina. Porywacze chcieli go wymienić na swego przywódcę trzymanego w więzieniu.
Spełniono żądania rebeliantów, a duchowny i inni więzieni razem z nim są już wolni.

Dziękuje wszystkim za modlitwę - mówił na warszawskim lotnisku do dziennikarzy. Najtrudniejsze chwile to trzy dni, kiedy chorował na malarię i moment, kiedy dowiedział się, że on jest wolny, ale więzieni z nim Kameruńczycy już nie. Obiecałem tym dziesięciu osobom, że będę o nich walczył - dodaje ksiądz Mateusz.

Misjonarz przyznaje, że porywacze mieli ostrą broń, a on bał się o jakiś wypadek.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych prowadziło intensywne działania, aby uwolnić misjonarza. Ostatecznie dzięki zaangażowaniu Francji, Republice Konga i Kamerunowi oraz ONZ - udało się to osiągnąć.

Dziś, choć ksiądz Mateusz chce wracać do Afryki odradzamy mu to - mówi Marcin Wojciechowski z MSZ. Resort ostrzega księdza Mateusza i innych Polaków, aby z uwagi na niestabilną sytuację nie jechali do RŚA.

W tym kraju pracuje jeszcze trzydziestu jeden innych polskich misjonarzy. Na razie kapłan pojedzie do rodziny w Polsce. Duchowny zostanie też poddany rekonwalescencji.