Mniej wśród kierowców jest szaleńców, którzy przekraczają prędkość o 40 czy 50 km/h. Za to wciąż zbyt wielu użytkowników dróg łamie przepisy „tylko trochę”. Być może to efekt tego, że najwięksi piraci stali się ciut grzeczniejsi, ale nie do końca potrafią zdjąć nogę z gazu
Drogowy recydywista ukrywający się pod pseudonimem Frog to przykład skrajnego piractwa, z którym organy ścigania wciąż nie potrafią sobie poradzić. Ale bolesna prawda jest taka, że większość z nas przekracza prędkość. Co prawda nie w tak drastyczny sposób, ale wystarczająco, by otrzymać „pocztówkę” od inspekcji transportu.
Najnowsze dane GITD napawają lekkim optymizmem. W ubiegłym roku spośród ok. 2 mln zdjęć wykonanych przez fotoradary GITD na ok. 46 proc. z nich uwieczniono kierowców przekraczających prędkość od 11 do 30 km/h. Z kolei w pierwszym półroczu 2014 r. takich wykroczeń zarejestrowano o ok. 14 pkt proc. więcej. Z jednej strony fatalnie, że dalej tak wielu z nas nie może wystarczająco zwolnić. Ale rewers tego medalu jest taki, że znacznie mniej w tym roku jest najgroźniejszych piratów, jadących o 40, 50 czy nawet więcej kilometrów, niż w danym miejscu wolno.
Ile z wykroczeń to przypadkowe błędy, a ile świadome lekceważenie prawa?
– Piratem drogowym może być każdy z nas. Wystarczy, że się czymś rozproszymy – tłumaczy Andrzej Grzegorczyk ze stowarzyszenia Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego. Jego zdaniem jednak wielu kierowców dalej nie ma poczucia nieuchronności kary, dlatego lekceważy przepisy. Słyszą o tym, że np. GITD często nie wyrabia się z prowadzeniem postępowań mandatowych (Najwyższa Izba Kontroli zwróciła uwagę, że w ubiegłym roku GITD nie nałożył 72 tys. kar o szacunkowej wartości ok. 19,5 mln zł na osoby, które dopuściły się wykroczeń). Kierowcy mają zresztą swoje sposoby na przedłużanie procedur – np. wskazując jako winnego „kuzyna z Australii”.
Mariusz Wasiak z Komendy Głównej Policji wskazuje na pewien paradoks, który doprowadza wielu kierowców do konfliktu z prawem. – Mamy coraz lepsze drogi ekspresowe, które minimalizują ryzyko wypadku. Z pieniędzy unijnych remontowane są też drogi powiatowe czy wojewódzkie, które mają coraz lepszą nawierzchnię. A to zachęca do szybszej jazdy, zwłaszcza osoby młode – wyjaśnia Wasiak.
Przekraczanie prędkości to, jak twierdzą specjaliści, powszechny problem społeczny. Wiele osób uważa bowiem, że jechanie prędzej, niż dopuszczają znaki, to normalne zachowania.
– Blisko 90 proc. mężczyzn przyznaje się do przekraczania prędkości. W przypadku kobiet jest to ok. 70 proc. Duża część kierowców uważa, że nie ma w tym niczego złego, podobnie jak jadący z nimi pasażerowie, którzy rzadko zwracają im na to uwagę – wskazuje Grzegorczyk. Podobnie sprawa wygląda w przypadku spożywania alkoholu. Choć jedynie 5 proc. kierowców przyznaje się, że wsiadało za kółko na podwójnym gazie, powszechnie wiadomo, że takich przypadków jest dużo więcej.
– Nasz krytycyzm wobec państwa jest wywoływany poczuciem, iż to nie gwarantuje nam poczucia bezpieczeństwa. To powoduje lekceważenie jego i norm przez nie ustanawianych. Takie nastawienie można zaobserwować np. w państwach posttotalitarnych czy arabskich – tłumaczy Andrzej Markowski, psycholog transportu.
Drobne przekroczenia prędkości mogą też wynikać z braku informacji. – Bo czy kierowcy są świadomi, które fotoradary rejestrują wykroczenia, a które nie – zastanawia się prof. Stanisław Gaca z Katedry Budowy Dróg i Inżynierii Ruchu Politechniki Krakowskiej. Od końca czerwca w przypadku fotoradarów umieszczonych na masztach tylko te oklejone na żółto mogą robić zdjęcia.
Jednak zdaniem prof. Gacy efekt ustawienia fotoradarów i tak jest korzystny, gdyż zmniejsza się liczba kierowców drastycznie przekraczających prędkość. A wzrost tych nieznacznie przekraczających limity to prawdopodobnie efekt tego, że ci najwięksi piraci jeżdżą wolniej, choć w dalszym ciągu popełniając wykroczenia. Zdaniem Gacy na podstawie danych z fotoradarów trudno powiedzieć, czy polscy kierowcy są bardziej zdyscyplinowani. – Aby mieć pełniejszy obraz, warto byłoby przeanalizować dane dotyczące np. tego, ilu kierowców w danym miejscu przekracza prędkość w ogóle, a jaka część tego nie robi – wskazuje profesor.