„Droga upadku zakończona była sporymi kamieniami. Wyrzuciło ich w powietrze. Chłopcy przelecieli kilkanaście metrów”- relacjonuje IAR Marek Klonowski - jeden z uczestników wyprawy, który pomagał zorganizować akcje ratunkową wspinaczy. Mimo, że upadek wyglądał bardzo groźnie skończyło się na lekkich obrażeniach.
Michał Obrycki ma najprawdopodobniej złamany nos oraz obrażenia łydki, w którą wbił mu się rak. Paweł Dunaj ma połamane żebra oraz rękę.
Ranni himalaiści zostali sprowadzeni do obozu w wiosce Lattabo przez pozostałych uczestników wyprawy. Pomagali im też kucharze oraz okoliczni pasterze. W gotowości jest pakistański śmigłowiec, który może zabrać poszkodowanych do najbliższej lecznicy w mieście Skardu. Jednak lot uniemożliwią złe warunki pogodowe. „Jest śnieżyca i wieje silny wiatr” - wyjaśnia w rozmowie z IAR Marek Klonowski.
Do bazy doszedł z kilkoma porterami pakistański przewodnik polskiej wyprawy. Jeżeli nadal niemożliwy będzie lot śmigłowcem, ranni himalaiści zostaną zniesieni w dół na noszach. Do najbliższej miejscowości wspinacze mają dzień drogi. W bazie skończyły się już leki przeciwbólowe. Polacy starają się wyjść na niezdobyty dotąd zimą ośmiotysięcznik Nanga Parbat. Na zboczach góry działają od grudnia.