Minister spraw wewnętrznych Ukrainy Witalij Zacharczenko nie ma zamiaru rezygnować ze stanowiska. Domaga się tego opozycja za sobotnią brutalną akcję na placu Niepodległości, gdzie milicja pobiła pokojowych demonstrantów.

Witalij Zacharczenko pokazał się dziś czwartek po raz pierwszy publicznie od czasu sobotnich zajść. Odczytał z kartki oświadczenie, w którym napisał, między innymi, że nie ma zamiaru rezygnować ze stanowiska, ponieważ nie pomoże to w obiektywnym śledztwie. Zapewnił, że jest zainteresowany w dokładnym zbadaniu tego, co się stało.
W swoim oświadczeniu minister mówił też o tym, że milicja planuje kolejne zatrzymania osób, które brały udział w bójkach z milicją oraz nowych akcjach manifestantów. Szczególnie oburzyło go tworzenie listy wrogów „EuroMajdanu”, czyli nazwisk funkcjonariuszy oddziałów specjalnych Berkut i śledczych, którzy walczą z prozachodnimi manifestantami. „Podobne groźby mogą być elementem przestępstwa i są karane” - powiedział.

Po odczytaniu oświadczeń, szef MSW powiedział „dziękuję” i wstał mimo że był pytany przez dziennikarzy o to, czy milicja ma zamiar ukarać funkcjonariuszy, którzy przekroczyli swoje uprawnienia pałując i kopiąc manifestantów. Minister nie odpowiedział.

Prokuratura Generalna ma zamiar przesłuchać jutro Witalija Zacharczenkę w sprawie rozpędzenia tej manifestacji. Poinformowano także, że na razie wszczęto 3 postępowania karne dotyczące wydarzeń z sobotniego poranka, ale nikt z funkcjonariuszy nie został uznany za podejrzanego, ani nikogo nie zatrzymano.

Są za to podejrzani i zatrzymani wśród demonstrantów. Takich osób jest 14. MSW przekonuje, że są to ludzie, którzy naruszali prawo w czasie protestów. Opozycja i manifestanci twierdzą, że są to przypadkowe osoby. Ich zdaniem, bójki przed siedzibą administracją prezydenta w niedzielę prowokował lider partii Bractwo Dmytro Korczynski.

poszukiwany.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Piotr Pogorzelski /Kijów/mcm/