Zbierał się premier Donald Tusk i zbierał, aż w końcu zamieszał. Mamy rząd jak nowy. Odmłodzony. Z energią. Sprawniejszy. Tylko co z tej układanki wynika?
Zbierał się premier Donald Tusk i zbierał, aż w końcu zamieszał. Mamy rząd jak nowy. Odmłodzony. Z energią. Sprawniejszy. Tylko co z tej układanki wynika?
Premier pozbył się zużytego w bojach, ale doświadczonego Jacka Rostowskiego i postawił na sprawnego ekonomistę z zerowym doświadczeniem w polityce. Minister Elżbietę Bieńkowską, odpowiedzialną za wydanie unijnych pieniędzy, uczynił drugą osobą w rządzie. Ciężko doświadczoną w wojnie o reformę sześciolatków Krystynę Szumilas zastąpił starym politycznym wyjadaczem. Pozbył się nielubianej Joanny Muchy, nieradzącego sobie z cyfryzacją Michała Boniego, zmęczonej Barbary Kudryckiej, a zamiast nijakiego Marcina Korolca do rządu wziął Macieja Grabowskiego, który bardziej niż środowiskiem ma się zająć łupkami.
Jeśli ta rodząca się w bólach rekonstrukcja miała jakiś cel, to jest on jasny tylko dla samego premiera. Czy chodziło o poprawę w sondażach? Łaska sondowanych na zbyt pstrym koniu jeździ, by się nią przejmować na rok przed startem festiwalu wyborczego. O pozbycie się zużytych nazwisk? Niby się udało, ale co w takim razie z Arłukowiczem? O jakościową zmianę w polityce? W rządzie o wszystkim decyduje Donald Tusk i póki on jest premierem, tak pozostanie.
Można po sześciu latach rządzenia ogłaszać nowe otwarcia i zakładać, że wyborcom się to spodoba, ale to tak, jakby uwierzyć naszej piłkarskiej reprezentacji, że po 80 minutach fatalnej gry teraz to w końcu pokaże, jak należy kopać piłkę.
Tu by pasowała jakaś puenta, ale obawiam się, że tego spektaklu nie da się sensownie podsumować. Ot, odbył się. Czy coś się zmieniło?
Pozostało
57%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama