Popularne sieciówki zdominowały polski (i światowy) rynek odzieżowy. Choć nie podchodzimy do nich tak bezkrytycznie jak kiedyś, nadal kupujemy w nich najwięcej ubrań, tym bardziej, że wabią nas kolejnymi atrakcjami, między innymi kolekcjami znanych projektantów. Jednak praca w takich sklepach, która przyciąga wiele młodych osób, nie jest już tak atrakcyjna i często wymaga specjalnych umiejętności, na przykład aktorskich.

Dzięki odzieżowym sieciówkom nawet przeciętnie zarabiający konsument może czuć się modnie ubrany. Za niewygórowaną cenę oferują mu one ubrania podobne do tych prezentowanych na wybiegach sławnych domów mody, ale w przystępnych cenach i niemal nieograniczonych ilościach. Popularne marki otwierają bowiem wciąż sklepy w nowych lokalizacjach i w coraz mniejszych miastach - dla przykładu właściciel Zary Inditex ma ponad 6 tys. sklepów w niemal 90 krajach, wyprzedzając tym samym takie marki, jak szwedzki H&M, który ma "zaledwie" 2,5 tys. sklepów czy inną hiszpańską sieć Mango z 2,4 tys. lokali.

Jednak o ile ubrania sprzedawane są na zachodzie, to ich produkcja już dawno przeniosła się na wschód - aż trzy czwarte światowej odzieży, przeznaczonej na eksport, szyte jest w krajach azjatyckich, głównie w Chinach, Bangladeszu, Tajlandii i na Filipinach.

Firmy przenoszą produkcję do państw rozwijających się, ponieważ w tym rejonie były w stanie zredukować koszty produkcji niemal do minimum, za co płacą jednak robotnicy zatrudnieni w azjatyckich fabrykach. Jest ich nawet 100 milionów - jak piszą autorki podręcznika dla projektantów i marek odzieżowych "W kierunku odpowiedzialnej mody" - a ponad 30 milionów pracuje w niebezpiecznych warunkach za głodowe niemal stawki, które zazwyczaj nie wystarczają im na zaspokojenie nawet podstawowych potrzeb.

Praca po 12 godzin dziennie za mniej niż dolara

Tak sytuacja wygląda między innymi w Bangladeszu, o którym głośno było ostatnio, gdy zawaliła się jedna z fabryk i zginęło w niej ponad 1100 osób, a gdzie jeszcze kilka lat temu płaca minimalna wynosiła 1662 taka (15,20 euro) i tym samym plasowała się poniżej poziomu absolutnego ubóstwa, za jaki uznaje się 1 dolara dziennie.

Pomimo niskich wynagrodzeń, azjatyccy robotnicy są zmuszeni do pracy po 10 - 12 godzin dziennie, często przez siedem dni w tygodniu w fatalnych warunkach. Nie mają zapewnionej odzieży ochronnej, a pracują często z toksycznymi substancjami. Co więcej pomieszczenia, w których przebywają, są nadmiernie zatłoczone i nie spełniają podstawowych standardów bezpieczeństwa. Dla przykładu, zamyka się w nich zazwyczaj wyjścia awaryjne, żeby utrudnić pracownikom wymykanie się na nieformalne przerwy.

Robotnicy nie są przy tym w żaden sposób chronieni przed nadmiernie długim czasem pracy czy fatalnymi warunkami, w których muszą przebywać. Zatrudnieni na umowy krótkoterminowe lub pracujący nielegalnie są pozbawieni ubezpieczenia zdrowotnego, nie dostają też odszkodowań. Związki zawodowe są kontrolowane przez władze, a jakiekolwiek próby uzyskania niezależności przez działaczy są brutalnie tępione.

CV składaj tylko osobiście

Warunków pracy w krajach zachodnich nie można porównywać z sytuacją azjatyckich robotników, bo choć często odbiegają od ideału, są o wiele lepsze.

Zazwyczaj na pracę w sieciówce decydują się osoby młode, często jeszcze na studiach, bo zmianowy tryb pracy pozwala im na godzenie różnych obowiązków. Często jest to praca tymczasowa, na którą młodzi decydują się zanim znajdą bardziej ambitne i lepiej płatne zajęcie. Tak było w przypadku Justyny, która od kilku lat pracuje w sieciówkach w Białymstoku. "Obroniony licencjat z fizjoterapii. Półroczny staż w szpitalu na Oddziale Rehabilitacji i obiecane tam stanowisko pracy. W dniu podpisania umowy dyrektor szpitala zmienia zdanie i obiecuje, że się ze mną skontaktuje. Nie wie niestety dokładnie kiedy" - tak tłumaczy dzisiaj swoją decyzję o rozpoczęciu pracy w H&M-ie.

Justyna swoją aplikację wysłała pocztą, jednak nie jest to dobra metoda, by szukać pracy w sieciówce. Także internet jest złym pomysłem - najlepiej samemu przynieść CV do konkretnego sklepu, dla pracodawcy w tym przypadku liczy się bowiem wygląd jego przyszłego pracownika, a zwłaszcza to, czy styl ubierania danej osoby pasuje do charakteru sklepu, w którym ma pracować. Jeżeli tak, to po spełnieniu innych warunków, na pracę można liczyć niemal natychmiast. "Poszedłem złożyć CV, ale nie zostawiałem go na kasie, tylko poprosiłem kierownika i wręczyłem je mu osobiście, po czym przejrzał je przy mnie i zaprosił od z miejsca na rozmowę" - opowiada Jacek, który pracuje w nowo otwartym TK Maxie w Poznaniu.

Przekładanie pudeł i mały pokaz mody

Pomimo, że od osoby zatrudnianej w sieciówce wymaga się nienagannego wyglądu, powinna ona również przygotować się na ciężka pracę, często fizyczną. Sprzedawcy odpowiadają bowiem nie tylko za rozwieszenia ubrań na wieszakach i odwieszenie na miejsce tych już przymierzonych, ale także muszą rozpakować paczki z nowym towarem.

Co więcej, na jednego pracownika przypada nie tylko duża liczba obowiązków, ale zazwyczaj równie duża liczba klientów, co można odczuć zwłaszcza w popularnych sklepach w centrum miast. Justyna, która z czasem stanowisko sprzedawcy zamieniła na pracę dekoratora, zapału do nowych zajęć starczyło tylko na kilka dni. "Oprócz ekspozycji towaru na dziale damskim, męskim i dziecięcym do moich obowiązków należało również skoordynowanie dwóch witryn zamkniętych, które się zmieniały co dwa tygodnie. Do tego do przebrania czekało około 40 manekinów - gdzie każda rzecz musiała być solidnie wyprasowana i podpięta. Co jakiś czas musiałam też prowadzić szkolenia sprzedawcom. Niestety, ale solidne wykonanie takiej ilości zadań jest niemożliwe" - opowiada.

Stres spowodowany nadmiarem obowiązków potęgują kontrole z centrali. "Byłam kiedyś świadkiem, kiedy osoba z biura nakrzyczała na kierownika sklepu jak na dziecko w przedszkolu. Zdarzały się sytuacje, że po takich wizytacjach kilka osób płakało" - dodaje Justyna.

Ponadto, w niektórych sklepach sprzedawcy muszą wykazać się nietypowymi w takim miejscu umiejętnościami, na przykład aktorskimi. "W każdy czwartek przed otwarciem, kiedy przychodziły do sklepu nowe kolekcje, sprzedawcy musieli zrobić fashion show i na sobie zaprezentować dostarczone do sklepu ubrania" - wspomina swoją pracę w jednym ze sklepów Zary Monika. Tłumaczy, że każdy z pracowników musiał też opisać, co ma na sobie i czemu wybrał właśnie ten zestaw.

Jednak nasza rozmówczyni twierdzi, że - poza kontrowersyjnym czwartkiem - na nadmiar obowiązków w Zarze nie mogła narzekać. Każdy pracownik co jakiś czas robił coś innego - na przykład przez godzinę rozładowywał pudła w magazynie, kolejną spędzał w przebieralni, następnie pracował w którejś z części głównego sklepu. I pomimo, że każda z tych czynności może być mecząca - paczki są często bardzo ciężkie, ubrań do odniesienia w przebieralni setki, a klienci potrafią być uciążliwi - to dla naszej rozmówczyni najcięższa była... nuda. "Akurat miałam okazję pracować w nowo otwieranym sklepie na Targówku w Warszawie, w którym dosłownie nic się nie działo, więc trzeba było wymyślać sobie zajęcia, także na przykład przez godzinę układałam sweterki, a potem przez kilka minut je rozrzucałam, a potem znowu je układałam, a potem znowu rozrzucałam" - śmieje się Monika.

A to wszystko za 10 zł za godzinę

I tak przez około sześciu godzin na dobę, bo tyle mniej więcej trwa dyżur pracy w sieciówce. Jak tłumaczy Jacek, który pracuje w TK MAX-ie: "Mój wymiar pracy to minimum 12 godzin tygodniowo, ale zazwyczaj jest więcej. Przed rozpoczęciem pracy musiałem napisać swoją dyspozycyjność na najbliższe 2 miesiące. Jeżeli chodzi o godziny pracy, to są bardzo różne, średnio raz w tygodniu idę na nockę. Przy 6 godzinach pracy (lub więcej) mam godzinną przerwę."

Zarobki różnią się za to bardzo, jeżeli chodzi o wynagrodzenia - ich wysokość zależy od sklepu, jak również od typu umowy (o pracę czy zlecenie). Generalnie stawki zaczynają się od 11 zł za godzinę, około 2 tys. netto zarabia dekorator zatrudniony na pełny etat. Nie są to złe stawki - w dużych sieciach kinowych stawka wynosi około 4,5 - 5 zł netto za godzinę.

Warto pracować w sieciówce?

Pomimo niezbyt wysokich wynagrodzeń moi rozmówcy chwalą sobie pracę w sieciówkach, chociaż przyznają też, że - nawet gdyby chcieli - długo w nich pracować nie będą. "W chwili obecnej mam 28 lat. Wiem, że za 10 lat, albo i nawet mniej nikt mnie nie będzie chciał do pracy w sieciówce. Jednak do wyuczonego zawodu nie planuję wracać. I chociaż nie raz jest ciężko to jestem zadowolona ze swojej pracy. Mam dobre wynagrodzenie, stałe godziny pracy i dużo wyniesionych przyjaźni" - tłumaczy Justyna.