Co najmniej sześć osób zginęło w katastrofie kolejowej pod Paryżem. To tymczasowy bilans ofiar. Ponad dwadzieścia osób jest poważnie rannych. Miejsce katastrofy odwiedził prezydent Francji Francois Hollande.

Zakończono ewakuację najciężej rannych do paryskich szpitali, w których odwołano tak zwany "biały alarm" pozwalający na mobilizację personelu medycznego, przygotowanie sprzętu i sal operacyjnych na przyjęcie jednocześnie większej liczby pacjentów. Niemniej w całym regionie szpitale są przygotowane, aby pomóc ewentualnym ofiarom. Nie znane są jak na razie przyczyny tragedii. Upadła teza o nadmiernej prędkości. Według oficjalnych źródeł pociąg jechał 137 kilometrów na godzinę - poniżej dozwolonej szybkości - sto pięćdziesiąt.

Także roboty remontowe przeprowadzane były nie na tym torze, po którym jechał."Miałam wrażenie, że pociąg w coś uderzył. Usłyszałam huk. Wszystko odbyło się oka mgnieniu. Wagon, którym jechałam przewrócił się na tory" - mówi jedna z pasażerek jadąca z Paryża do Limoges.

Ratownicy na miejscu wydarzenia zjawili się błyskawicznie. W akcji udział brało ponad 300 strażaków, 20 jednostek pogotowia ratunkowego, osiem śmigłowców, żandarmeria, policja i wojsko. Pomocy udzielono niemal dwustu poszkodowanym.