Nie ustają zamieszki w Turcji. W nocy policja znów użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych wobec setek protestujących w Stambule, a także stolicy kraju Ankarze.

Demonstranci w obu miastach usiłowali przedostać do biur premiera Recepa Tayyipa Erdogana. Do starć doszło także w mieście Hatay położonym przy granicy z Syrią. Tam miały one tragiczny finał - zmarł jeden z uczestników protestów, który dzień wcześniej został ranny w czasie zamieszek. W ciągu dnia do największych demonstracji dochodziło ponownie na placu Taksim w Stambule.

Protestujący przynieśli narodowe flagi i skandowali hasła wzywające premiera Erdogana do rezygnacji. Na placu grała muzyka, a niektórzy uczestnicy demonstracji tańczyli i klaskali. Był to kolejny dzień, trwających od 28 maja, antyrządowych protestów w Turcji. Demonstranci żądają ustąpienia premiera, któremu zarzucają autorytaryzm i dążenie do przekształcenia Turcji w kraj islamski.

Recep Tayyip Erdogan nie zamierza jednak ustąpić. Jest w czterodniowej podróży zagranicznej, a spotkania z prasą wykorzystuje do tego, by krytykować demonstrujących i zarzucać im współpracę z zagranicą. Nie precyzuje, jaką. Narzeka przy tym na zagraniczne media. Dostało się między innymi dziennikarzom agencji Reutera za rzekomą dezinformację.