Brytyjski koncern BP ewakuował z Algierii kilkaset osób. To pracownicy energetycznego giganta i innych firm wydobywczych działających w tym kraju. W kompleksie gazowym In Amenas we wschodniej części kraju trwa dramat zakładników porwanych przez islamskich terrorystów.

BP oświadczyło, że pracowników ewakuowano trzema samolotami. Pierwsza maszyna przyleciała do Londynu wczoraj po południu. Dwa samoloty przyleciały do Palma de Mallorca, skąd pasażerowie mają polecieć dalej. Czwarty samolot ma jeszcze dziś opuścić Algierię, a jeśli niezbędne będą kolejne transporty, zostaną one zorganizowane - zapewnia BP. Na miejscu pozostają tylko ci zatrudnieni, którzy są tam niezbędni.

Koncern zapewnia, że bezpieczeństwo ludzi jest dla niego najważniejsze. Podkreśla, że zmobilizowano cały system reagowania kryzysowego w Algierii i Zjednoczonym Królestwie. BP oświadczyło też, że ściśle współpracuje z rządem Jej Królewskiej Mości, a także koncernami Statoil i Sonatrach, które są wspólnikami Brytyjczyków w In Amenas.

Od środy bojownicy kontrolują pola gazowe w In Amenas na pustyni. Informacje płynące z miejsca tragedii są skąpe i sprzeczne ze sobą, bo pola położone są na pustyni przy granicy z Libią, kilkaset kilometrów od jakichkolwiek zabudowań. Z najnowszych doniesień wiadomo, że w akcji odbijania zakładników w kompleksie gazowym zginęło co najmniej czterech obcokrajowców, a los kilkudziesięciu nie jest znany. Wśród zabitych niemal na pewno jest jeden Brytyjczyk.