Premier Rosji Dmitrij Miedwiediew ocenił wywiadzie dla francuskich mediów, że poparcie Paryża dla syryjskiej koalicji "jest niedopuszczalne" z punktu widzenia międzynarodowego prawa. W rozmowie nie wykluczył też, że wróci kiedyś na Kreml jako prezydent.

Miedwiediew rozpoczyna w poniedziałek dwudniową wizytę we Francji.

Odpowiadając na pytanie agencji AFP i dziennika "Le Figaro" o poparcie udzielone przez Francję syryjskiej opozycji, oświadczył: "Żaden rząd nie może przedsięwziąć kroków na rzecz siłowej zmiany reżimu politycznego innego kraju. (...) Z punktu widzenia prawa międzynarodowego nie do przyjęcia jest popieranie innej siły politycznej będącej głównym adwersarzem prawowitych władz kraju".

Prezydent Francois Hollande, z którym Miedwiediew spotka się w Paryżu, 17 listopada przyjął w Pałacu Elizejskim delegację zjednoczonej koalicji syryjskiej; Francja uznała ten organ za prawowitego reprezentanta Syryjczyków.

Rosyjski premier zaznaczył, że jego kraj zajmuje "neutralne stanowisko" w odniesieniu do konfliktu w Syrii i potępia za rozlew krwi oraz przemoc zarówno reżim w Damaszku, jak i opozycję. "Nie chcemy dezintegracji Syrii i powstania na Bliskim Wschodzie nowego ogniska napięć, podsycanego przez religijnych ekstremistów. Rozpad Syrii nie leży ani w interesie Rosji, ani Francji" - podkreślił.

Odrzucił też zarzuty w sprawie dostarczania przez Rosję broni syryjskiemu rządowi. Jak wskazał, współpraca wojskowa z Damaszkiem miała "zawsze charakter legalny i otwarty", a dostawy nigdy nie naruszały międzynarodowych konwencji.

Miedwiediew wyraził też zaniepokojenie kryzysem w Unii Europejskiej stanowiącym jego zdaniem "bardzo poważne zagrożenie" dla Rosji, której połowa wymiany handlowej przypada właśnie na UE. "Sytuacja u nas zależy w znacznej mierze od tego, co dzieje się w gospodarce Unii Europejskiej" - wskazał, cytowany przez AFP. Ocenił, że można odnieść wrażenie, "iż partnerom europejskim brakuje energii i woli do podejmowania decyzji".

W rozmowie rosyjski premier nie wykluczył też powrotu na Kreml w charakterze prezydenta Federacji Rosyjskiej. "Jeśli będę miał siłę, jeśli ludzie obdarzą mnie zaufaniem, nie wykluczam takiego obrotu sprawy" - oświadczył. "Nie należy nigdy mówić nigdy" - dodał.

47-letni obecnie Miedwiediew został prezydentem w 2008 roku, po dwóch kadencjach Władimira Putina, który nie mógł ubiegać się o trzeci mandat. W marcu 2012 roku Putin został wybrany na prezydenta na sześcioletnią kadencję.

Na pytanie o współpracę z Putinem, Miedwiediew zapewnił, że "jeśli jest ktoś, z kim pracuje się komfortowo, to z pewnością jest to Władimir Putin". Agencja ITAR-TASS, omawiając wywiad dla francuskich mediów, cytuje też słowa Miedwiediewa, że "z nikim innym nie pracowałby jako premier".

W rozmowie poruszony został także wątek grobu Józefa Stalina pod murem Kremla. Jak pisze ITAR-TASS, francuskie media zwracały uwagę na pewien "dysonans" związany z tym, że ciało uznanego za zbrodniarza Stalina "znajduje się w najbardziej prestiżowym miejscu stolicy". "Uznać człowieka za zbrodniarze może tylko sąd" - powiedział premier, cytowany przez rosyjską agencję.

Jego zdaniem kwestia jest "etycznie bardzo złożona", a groby są chronione prawem i "jeśli zapadnie decyzja o przeniesieniu grobu Stalina, trzeba będzie zastanowić się także nad innymi grobami pod Kremlem, począwszy od Lenina". Przypomniał, że radziecka elita wywodziła się z partii komunistycznej i "znaczna część społeczeństwa nadal wierzy w zwycięstwo idei socjalistycznej". "Każda władza musi brać to pod uwagę. To nasi ludzie, współobywatele" - cytuje "Le Figaro" wypowiedź Miedwiediewa.

Pytany o wyrok dla performerek z zespołu Pussy Riot, skazanych na dwa lata pozbawienia wolności za "chuligaństwo motywowane nienawiścią religijną", Miedwiediew odparł, że - jako "prawnik z wykształcenia" - nie pochwalał czynu kobiet, "zwłaszcza z punktu widzenia moralności". "Ale biorąc pod uwagę, że spędziły dużo czasu w areszcie, posmakowały już, czym jest więzienie i wydaje się, że długoletni wyrok nie jest niezbędny". Zastrzegł, że to jego "prywatny pogląd", a w Rosji, tak jak we Francji, "obowiązuje podział władzy".

Nawiązując do byłego prezesa koncernu naftowego Jukos Michaiła Chodorkowskiego, skazanego na 13 lat łagru, Miedwiediew oznajmił, że skazanemu przysługuje prawo łaski, z którego ten nie skorzystał. "Piłka jest zatem po jego stronie" - dodał.

Miedwiediew odrzucił także sugestię, że w Rosji zaobserwowano "przykręcanie śruby" od powrotu Putina na Kreml. Ocenił, że krytykowane przez opozycję zmiany prawa w odniesieniu do organizowania demonstracji czy organizacji pozarządowych otrzymujących granty z zagranicy mają charakter "techniczny".

"Nie sądzę, by reakcja władz była brutalna, gdy naruszany jest porządek prawny. Za granicą każdy manifestant, który podniósłby rękę na policjanta, byłby uważany za przestępcę i uwięziony" - odparł na pytanie francuskich mediów o aresztowania członków opozycyjnych ruchów w Rosji i tłumienie opozycyjnych demonstracji.