W Mińsku odbywa się w sobotę marsz kobiet, w którym bierze udział - według portalu TUT.by - około 10 tys. osób. Dotychczas żadna z kobiet biorących udział w demonstracji nie została zatrzymana. Milicja zatrzymała natomiast dwoje dziennikarzy Biełsatu, którzy relacjonowali protest.

Mieszkanki stolicy Białorusi zaczęły swoją sobotnią akcję od spotkania na Rynku Komarowskim, a następnie ruszyły główną arterią Mińska – Prospektem Niepodległości, w kierunku centrum miasta.

Uczestniczki marszu niosą m.in. pluszowe pandy na znak solidarności z aresztowanymi czterema pracownikami firmy IT – PandaDoc. Wcześniej firma ta zaoferowała wsparcie nauczycielom i milicjantom, którzy odejdą z pracy.

Przeciwko pracownikom PandaDoc wszczęto postępowanie karne o defraudację na dużą skalę. Według firmy jest to zemsta za poparcie protestów przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim na Białorusi z 9 sierpnia.

Ze względu na dużą liczbę uczestniczek sobotniej demonstracji, zamknięto dla ruchu jedno pasmo Prospektu Niepodległości. Kolumnie kobiet towarzyszą milicyjne samochody, jednak na razie – jak podaje TUT.by - uczestniczek nie zatrzymywano.

Zatrzymano natomiast dwójkę dziennikarzy telewizji Biełsat, którzy relacjonowali akcję – Maksima Kalitouskiego i Alenę Dubowik.

Wcześniej w sobotę milicja brutalnie zatrzymała w Mińsku ponad 20 studentów, którzy wyszli na akcję solidarności.