Utrata poparcia w wielkich zakładach przemysłowych to wizerunkowy cios dla Łukaszenki, ale jak dotąd ich skala jest zbyt mała, by uderzyć w ekonomiczne podstawy jego władzy.
Zdaniem wielu komentatorów włączenie się biało ruskich robotników w powyborcze protesty za wschodnią granicą Polski miało być „gamechangerem”. Niemal równo 40 lat po strajkach sierpniowych w Polsce wydawało się, że o losie autorytarnej władzy znowu może przesądzić zaangażowanie świata pracy. Strajkujące zakłady to symboliczne wotum nieufności wobec prezydenta Łukaszenki z nieoczekiwanego kierunku, postrzeganego dotąd jako ważny element jego zaplecza. Jasnym świadectwem utraty zaufania wśród robotników był też przebieg spotkań Łukaszenki z załogami zakładów, podczas których był wygwizdywany i spotykał się z wezwaniami do ustąpienia.
– To wyjątkowa sytuacja. Nie było w historii Biało rusi po rozpadzie ZSRR protestów załóg dużych zakładów na taką skalę. Istotny jest też fakt, że w strajki włączyły się nawet flagowe przedsiębiorstwa przemysłu, takie jak zakłady potasowe Biełaruskalij w Salihorsku czy mińska fabryka traktorów MTZ, których pracownicy są relatywnie wysoko wynagradzani i posiadają ważne miejsce w narracji władz – podkreśla analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego Jan Strzelecki. Jak dodaje, do zmiany nastrojów robotników przyczyniła się, oprócz fałszerstw wyborczych, sytuacja gospodarcza na Białorusi, w tym znaczny spadek zatrudnienia (na poziomie 6,4 proc. w ostatnim półroczu).
Świadomość kluczowej roli świata pracy dla przyszłości białoruskiej rewolty mają liderzy opozycji. Mobilizacja w zakładach i uderzenie w serce łukaszenkowskiej gospodarki to jeden z głównych warunków ich sukcesu – obok masowych wystąpień ulicznych oraz słabnięcia lojalności wobec Łukaszenki w szeregach nomenklatury i struktur siłowych. Przebywająca na Litwie kandydatka na urząd prezydenta Swiatłana Cichanouska zaapelowała w piątek o kontynuowanie i rozszerzanie strajków i namawiała pracowników, by nie dali się zastraszyć reżimowi.
– Już pokazaliście niesamowitą jedność i opanowanie ze stali. Bardzo wam za to dziękuję. Zastraszyliście dyktaturę. Drży ze strachu przed wami, waszą siłą i męstwem, dlatego dzisiaj odczuwacie ogromną presję, grożą wam – mówiła w przemówieniu zamieszczonym w serwisie YouTube.
Do strajków wzywano także podczas niedzielnych protestów. W kontynuowaniu akcji strajkowych mają pomóc pracownikom środki ze składek, w których, według Cichanouskiej, wzięły udział miliony Białorusinów.
W ostatnich dniach dynamika w białoruskich zakładach nie wskazywała, by nadzieje opozycjonistki miały się spełnić. Strzelecki zwraca uwagę, że nawet w kulminacyjnym momencie na początku zeszłego tygodnia strajkującym nie udało się doprowadzić do wstrzymania produkcji w żadnym z zakładów. – Szacuje się, że udało się zredukować ją maksymalnie o jedną piątą. A od tego czasu skala protestów się zmniejszała – mówi ekspert. Zastrzega jednak, że strajki i tak wpływają na siłę i legitymizację władz oraz morale społeczeństwa. W poprzedni wtorek, po groźbach zwolnień, akcję strajkową w zakładach MTZ wstrzymano. Jak podaje Euronews, gotowych kontynuować strajk nawet za cenę utraty pracy było zaledwie 250 z 15 tys. pracowników fabryki.
Dzisiejsze okoliczności wiele różni od tych, które towarzyszyły powstaniu Solidarności latem 1980 r. Jak mówi DGP badaczka stosunków pracy i ruchu związkowego z Instytutu Socjologii UW Katarzyna Rakowska, od tego czasu na fali liberalnych reform lat 90. w wielu krajach dawnego bloku wschodniego – także w Polsce i na Białorusi – wprowadzono przepisy, które ograniczają prawo do prowadzenia strajków solidarnościowych czy politycznych, grożąc poważnymi sankcjami organizatorom i uczestnikom takich wystąpień. – Te kraje widziały, do czego mogą doprowadzić strajki polityczne i tak skonstruowały przepisy, żeby więcej do takiej sytuacji nie dopuścić – dodaje. To przyczyniło się z kolei do zmiany strategii części związków, które skoncentrowały się na sytuacji w poszczególnych zakładach, unikając polityki. Socjolożka przyznaje, że trudno wskazać w ostatnich dekadach przykłady, w których akcje strajkowe zmusiły władze do kapitulacji. – Miały znaczenie raczej jako część szerszego pakietu narzędzi i działań politycznych, np. podczas Arabskiej Wiosny – doprecyzowuje.
Do powtórzenia takiego scenariusza w Mińsku jest dziś dalej niż jeszcze kilka dni temu, choć wysoka frekwencja na niedzielnych manifestacjach to sygnał, że Łukaszenka nie może spać spokojnie. Jeśli jednak do podobnej mobilizacji nie dojdzie w zakładach pracy, wzrośnie prawdopodobieństwo stłumienia strajków. – Skuteczność strajków pracowniczych jako narzędzia presji na władzę zależy przede wszystkim od skali: liczby strajkujących, zakładów pracy i długości trwania. Tymczasem rzeczą naturalną jest, że od pewnego momentu siła strajku zawsze słabnie, bo ludzie są zmęczeni, tracą środki do życia, są coraz bardziej podatni na zastraszanie – mówi Katarzyna Rakowska.
Reżim nie zamierza jednak ryzykować i biernie czekać na wypalenie się strajków. Wczoraj OMON zatrzymał podczas spotkania z robotnikami dwoje członków prezydium powołanej przez opozycję Rady Koordynacyjnej. Według komentatorów zatrzymania są wyrazem obaw władz przed strajkiem generalnym.