W sobotę mieliśmy drugą co do wielkości liczbę zakażeń w okresie całej pandemii – poinformowano o 584 przypadkach. Najwyższy dzienny przyrost był 8 czerwca, kiedy wirusa wykryto u 599 osób.

Wtedy za niemal połowę zakażeń odpowiadał Śląsk – tego dnia odnotowano tam 326 przypadków. Teraz najwięcej przypadków było także w tym regionie, ale o wiele mniej – 188. Na drugim miejscu znalazła się Małopolska ze 142 i Mazowsze z 62 nowymi diagnozami.
Resort zdrowia informuje, że jednym z powodów wzrostu są ogniska w kopalniach, ale i zakładzie mięsnym w Małopolsce oraz domu opieki i podmiocie handlowym.
Ekspertów niepokoi tendencja wzrostowa – tygodniowa średnia zachorowań znów przekracza 400. A liczba wykrywanych przypadków zakażenia z dnia na dzień rośnie.
To może – choć bezpośrednich dowodów nie ma – wiązać się z wyborami prezydenckimi. Druga tura odbyła się dwa tygodnie temu. A tyle może trwać pojawienie się objawów od kontaktu z wirusem. Część osób mogła zakazić się podczas głosowania i przekazywać wirusa dalej.
Politycy PiS przekonują, że większa liczba zakażeń to efekt „mikroognisk”, które pojawiają się albo na uroczystościach, w których bierze udział duża liczba osób (wesela czy pogrzeby) lub też w zakładach pracy (przykładem jest sytuacja w kopalniach).
Teraz toczy się walka o to, jak sytuacja społeczno-gospodarcza będzie wyglądała jesienią. Zdaniem wirusologa prof. Włodzimierza Guta, jeżeli liczba dziennych przypadków przekroczy 1 tys., to będzie oznaczać, że przegrywamy bitwę z wirusem. Wiele zależy od tego, czy Polacy będą przestrzegać obostrzeń.