Przedwyborcze represje na Białorusi w szczególnej mierze dotykają dziennikarzy i blogerów.
Rządzący przestraszyli się utraty kontroli nad przepływem informacji i rozpoczęli kampanię – jak to określił prezydent – walki z kłamstwami, które destabilizują władzę. – Podrzucają to różne struktury Babiczowe, „niezygary” z Rosji – tłumaczył Alaksandr Łukaszenka pochodzenie dyskredytujących go informacji, nawiązując do byłego ambasadora Rosji w Mińsku Michaiła Babicza, którego Białorusini zmusili do odejścia. Powodem były natarczywe żądania przyspieszenia integracji z Rosją, oraz wiązany z jego otoczeniem anonimowy kanał publicystyczny „Niezygar”, dostępny w popularnym na Wschodzie komunikatorze internetowym Telegram.
– Jasne, że to marionetki sterowane z jednej i z drugiej strony. Lalkarze i w Polsce żyją, i z Rosji podrzucają – dodawał Łukaszenka.
Prezydenta zdenerwowały hasła nawiązujące do poparcia rzędu 1–6 proc., które otrzymał w czterech sondach na niezależnych i opozycyjnych stronach internetowych. W efekcie władze zakazały urządzania tego typu sond, a ich przeciwnicy rozpropagowali hasło „Sasza 3 proc.” (to zdrobnienie imienia Alaksandr). Sklep z gadżetami Symbal.by, który włączył do asortymentu koszulkę z napisem nawiązującym do 3 proc., został rozgromiony przez służby, a do aresztu trafiła nawet część stojących w kolejce klientów.
– Już żeście napisali „Sasza 3 proc.” na podkoszulkach. Naprawdę wierzycie, że urzędujący prezydent ma 3 proc.? – dziwił się Łukaszenka. Wybory prezydenckie są zaplanowane na 9 sierpnia.
Na Białorusi od 2016 r. nie są przeprowadzane niezależne badania poparcia. – Po prostu nie drukujemy sondaży – przyznał prezydent. Instytucje państwowe pytają o zaufanie do niego, ale dane nie są publikowane.
Hienadź Korszunau, szef państwowego Instytutu Socjologii Narodowej Akademii Nauk Białorusi, ujawnił jednak w rozmowie z „Narodną wolą”, że Łukaszence w kwietniu ufało 24 proc. mieszkańców Mińska. To niewiele, ale stolica tradycyjnie jest nastawiona wobec prezydenta mniej przychylnie niż reszta kraju. Choć socjologowie podkreślają, że sond w sieci nie należy brać zbyt serio, to bezprecedensowy wzrost aktywności zwolenników alternatywnych wobec Łukaszenki kandydatów jest faktem.
Babaryka i wideobloger Siarhiej Cichanouski, wymieniani jako najpopularniejsi potencjalni rywale Łukaszenki, siedzą w aresztach. Cichanouskiemu uniemożliwiono start w wyborach. Babaryka zebrał ponad 400 tys. podpisów i kwestia jego rejestracji rozstrzygnie się w lipcu. Jednak w tle kampanii wymierzonej w polityków i ich zwolenników trwają też represje wobec dziennikarzy i blogerów. Szczególnym zainteresowaniem służb cieszą się administratorzy kanałów na Telegramie. Specyfika tego komunikatora zakłada anonimowość adminów wielu kanałów, co często podważa ich wiarygodność. Jednak część popularnych kanałów jest prowadzona przez współpracowników mediów niepaństwowych, którzy dzięki temu nie muszą stosować autocenzury w swoich publikacjach.
W czwartek zatrzymano Ihara Łosika, administratora kanału „Biełaruś gołownogo mozga”, posiadającego 172 tys. subskrybentów. Szef MSW Juryj Karajeu powiedział, że poprzez podobne kanały oraz relacje na żywo w serwisie rozgłośni Swaboda koordynowane są trwające od kilku tygodni protesty. Swabodzie, białoruskiej redakcji finansowanego przez Waszyngton RFE/RL, zagrożono odebraniem akredytacji. – Jeśli chcą pracować jako korespondenci Swabody, to jedno, ale jeśli będą się przy okazji zajmować inną działalnością związaną z pracą w jakichś niezależnych telewizjach czy kanałach telegramowych, to co innego. Możemy ocenić podobne działania zgodnie z przepisami – komentował szef MSZ Uładzimir Makiej.
Swaboda na razie ma akredytację, więc jej dziennikarze mogą legalnie pracować na Białorusi, czego nie można napisać o Biełsacie. Mińsk od lat odmawia białoruskojęzycznemu kanałowi TVP pozwolenia na otwarcie punktu korespondencyjnego. Pod tym pretekstem jego współpracownicy są często zatrzymywani. „Dwóch dziennikarzy telewizji Biełsat zostało w ciągu ostatnich dwóch miesięcy skazanych na 30 dni aresztu łącznie. Naszym współpracownikom od początku roku zasądzono w przeliczeniu ponad 24 tys. zł grzywien. Skonfiskowano dwie kamery, cztery telefony i sprzęt do transmisji internetowych” – pisze szefowa kanału Agnieszka Romaszewska.
„Prosimy wszystkich kolegów dziennikarzy o solidarność i pomoc w nagłośnianiu tego kolejnego nasilenia represji wobec białoruskich dziennikarzy” – dodawała Romaszewska. W sumie liczba zatrzymanych podczas protestów dziennikarzy – nawet tych posiadających akredytację – przekroczyła już 20, choć większość z nich szybko została wypuszczona z komisariatów. Łosik jednak czeka w mińskim areszcie na postawienie zarzutów. W tym samym areszcie na proces czekają inni blogerzy Alaksandr Kabanau i Siarhiej Piatruchin, którzy mają odpowiedzieć za współorganizację zamieszek i opór stawiany milicji – chodzi o ten sam wiec na Grodnie, na którym zatrzymano Cichanouskiego.
Solidarność z zatrzymanymi zaczęli wyrażać nawet pojedynczy dziennikarze mediów państwowych. „Nie wolno bić pałkami ludzi, którzy przyszli kupić chustkę czy kubek. Nie wolno grupowo rzucać się na studenta, który przyszedł z przyjacielem kupić pamiątkę” – napisał na Facebooku prezenter BT Dzianis Dudzinski po rozgromieniu sklepu Symbal.by. – Wszystko, co pokazuje telewizja państwowa, to kłamstwa i propaganda – powiedział Arciemis Achpasz, prezenter państwowej telewizji ANT. „Widziałem, jak w naturze szakale osaczają ranne zwierzę, ale nie jesteśmy na sawannie!” – dodawał na Instagramie jego redakcyjny kolega Dzmitryj Uranhiel, za co nazajutrz odebrano mu program podróżniczy, który prowadził.
Wiosna, organizacja obrońców praw człowieka, uznała pięciu blogerów za więźniów politycznych. Takiego statusu nie otrzymał na razie bohater najbardziej kuriozalnej historii ostatnich dni. Iwan Prus zadzwonił na milicję, by się dowiedzieć, jak należy się zachowywać na ulicy, by nie trafić do więźniarki. Rozmowę opublikował na blogu. „Nie martwcie się, nikogo do więźniarek nie zabierają. Można się rozluźnić, a milicja już zadba o nasz spokój” – dodał w opisie nagrania na Instagramie. Następnego dnia, w ostatni piątek, funkcjonariusze przyszli po niego do mieszkania i zabrali na komisariat. Zarzut? Wybryk chuligański. Wczoraj miał się odbyć jego proces. Groziła mu kara grzywny lub aresztu.