Rząd ma pomysł, jak obejść sprzeciw samorządów wobec przekazania spisu wyborców Poczcie Polskiej. Problem w tym, że wciąż nie daje on gwarancji prawidłowego przeprowadzenia wyborów „kopertowych”.
Obecnie – według naszych informacji – trwa operacja pakowania kart do głosowania w koperty. Kolejnym etapem będzie ich wysyłka w Polskę. Plan zakłada, że stanie się to tuż po majówce. – Poczta Polska potrzebuje na to kilku dni. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pakiety trafią do obywateli z odpowiednim wyprzedzeniem – zapewnia rozmówca z obozu władzy.

Wojna o spisy wyborców

Zanim wysyłka się zacznie, dobrze byłoby wiedzieć, gdzie i ile pakietów Poczta musi dostarczyć. A tu na przeszkodzie stoją samorządowcy, którzy oceniają, że nie ma podstawy prawnej dla wydania Poczcie Polskiej danych ze spisów wyborczych. Po pierwsze, dlatego że w życie wciąż nie weszła ustawa o głosowaniu korespondencyjnym i związane z nią rozporządzenia. Po drugie – na dziś, w myśl art. 102 ustawy covidowej głosowanie w formie korespondencyjnej jest zawieszone, więc Poczta nie może być operatorem tych wyborów.
Ile samorządów nie udostępniło spisów? Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich twierdzi, że nie zrobiła tego „zdecydowana większość miast członkowskich ZMP”. Zrzesza on ok. 330 jednostek samorządu. Pewne jest np. to, że Poczta nie może liczyć na spisy 12 największych polskich miast.
Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP zwraca uwagę, że konflikt prawny na linii rząd – samorządy to jedno. Osobną sprawą są oczekiwania Poczty co do tego, w jakiej formie mają być przekazane spisy. – Ich prowadzenie to zadanie zlecone, za które samorządy otrzymują pieniądze z budżetu państwa. Dostarczenie ich w formie, w jakiej domaga się Poczta, oznacza pracę do wykonania przez firmy informatyczne dostarczające systemy do prowadzenia ewidencji ludności. To musi potrwać, a te firmy domagają się pieniędzy za taką usługę – opowiada Świętalski.
Zapytaliśmy Pocztę, od ilu samorządów otrzymała już dane, o jakie wnioskowała. – Termin przekazania danych przez samorządy upływa 28 kwietnia – odpowiada Justyna Siwek, rzeczniczka Poczty. Nie podaje, ile już wpłynęło. Nasz rozmówca z rządu zauważa, że i tak na ten moment dane byłyby niemiarodajne. – Ale generalnie mamy do czynienia z ich złą wolą. Dziś problemem są spisy, jutro wydanie urn wyborczych albo przygotowanie lokali dla komisji wyborczych – mówi.
Trwają rozważania, jak poradzić sobie z ewentualnym brakiem spisów wyborców na szeroką skalę. Jak twierdzi nasz rozmówca z rządu, pomocny może się okazać by-pass w postaci sięgnięcia po dane z rejestru PESEL, który wchodzi w zakres centralnie zarządzanego Systemu Rejestrów Państwowych. Jak podała „Rzeczpospolita”, już 22 kwietnia Poczta miała uzyskać dane z tego rejestru. W Ministerstwie Cyfryzacji słyszymy, że Poczta złożyła wniosek dwa dni wcześniej. Jak podaje resort, Poczta w związku z ustawą o opłatach abonamentowych i tak ma dostęp do rejestru PESEL w dużo szerszym zakresie niż ten z wniosku z 20 kwietnia.
Czy mając dostęp do bazy PESEL, rząd i Poczta nie potrzebują już spisów wyborców od gmin? Przeciwnie. W ustawie, którą zajmuje się Senat, jest mowa o tym, że Poczta doręcza pakiet wyborczy pod adres wskazany w spisie wyborców, a nie rejestrze PESEL; te dwie bazy mogą się różnić. – Spis wyborców robi się na podstawie rejestru wyborców prowadzonego w gminie. W rejestrze tym są osoby zameldowane i takie, które mieszkają w innym miejscu niż zameldowanie i przed wyborami poinformowały o tym gminę. Z samej bazy PESEL nie będzie więc wiadomo, czy ktoś mieszka faktycznie w miejscu zameldowania, jest ubezwłasnowolniony lub nie posiada praw wyborczych. Tak więc wskutek bazowania na rejestrze PESEL pakiety wyborcze nie trafią do wszystkich wyborców – tłumaczy nam urzędnik mający wieloletnie doświadczenie w organizowaniu wyborów w Polsce.
Politycy PiS wciąż liczą, że gminy spisy dostarczą, mając świadomość, że rejestr PESEL to nie jest to samo co spis wyborców. Zdaniem jednego z naszych rozmówców to, że Poczta skorzysta z PESEL, nie rozwiązuje problemu. – Najlepiej byłoby pracować na rejestrach, bo kłopotem nie jest rozniesienie pakietów, ale weryfikacja w spisie wyborczym – komentuje z kolei polityk PiS. Co więcej, zgodnie z ustawą covidową, która już działa, i z tą o głosowaniu kopertowym, która jest Senacie, Poczta musi się domagać od samorządów spisów wyborców.

Stan wyjątkowy

Rzecznik rządu Piotr Müller kilka dni temu na antenie Radia Zet stwierdził, że opór samorządów to „skrajne łamanie prawa”. Czy zatem należy się spodziewać wniosków do prokuratury? Niektórzy działacze partii rządzącej otwarcie to zapowiadają – choćby posłanka Teresa Wargocka z PiS. Niedawno postawiła ultimatum burmistrzowi Mińska Mazowieckiego – jeśli nie udostępni Poczcie Polskiej jej danych zawartych w spisie wyborczym, to zgłosi sprawę do prokuratury. W rozmowie z DGP podtrzymuje te słowa.
– Działania wobec pana burmistrza podejmę w sytuacji, jeśli okaże się, że wskutek jego działania, tzn. nieudostępnienia danych ze spisu wyborców Poczcie Polskiej, ja, jako osoba uprawniona do głosowania, nie mogłam wziąć udziału w wyborach – mówi.
Z kolei europosłanka Beata Kempa (Solidarna Polska) na antenie TV Trwam stwierdziła, że w podobnej sytuacji skieruje sprawę do sądu przeciwko burmistrzowi jej rodzinnego Sycowa.
W tle rysują się bardziej radykalne scenariusze. – Gdyby to ode mnie zależało, do gmin wysłałbym prokuratorów i komisarzy – mówi nam osoba z kręgu władzy. Od dwóch wysokich rangą polityków PiS usłyszeliśmy, że bunt samorządowców uprawdopodabnia wariant, w którym rząd zdecydowałby się na ogłoszenie stanu wyjątkowego. Zdaniem naszych rozmówców istnieje ryzyko niewybrania nowego prezydenta przed upływem jego kadencji, a to byłoby równoznaczne z ustawową przesłanką „szczególnego zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa”. W tym kontekście, zdaniem naszych rozmówców z PiS, stan wyjątkowy – choć kontrowersyjny – jest do obrony, bo można wskazać na winnych, czyli opozycję parlamentarną (zwłaszcza Senat) i samorządowców. Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej byłoby odebrane jako przyznanie się PiS do porażki, bo o taki wariant walczą dziś przecież opozycja i część gowinowców. Ale w samym PiS zdania na ten temat są podzielone, a oficjalny przekaz na razie jest jednoznaczny. – Mamy do czynienia z odmową organizacji wyborów przez niektórych samorządowców. I nawet jeśli dawałoby to podstawę do wprowadzenia stanu wyjątkowego, w żadnym razie nie jest to przez nas brane pod uwagę – zapewniła rzeczniczka PiS Anita Czerwińska.
Inni nasi rozmówcy z PiS przypominają, że taka decyzja musi być zatwierdzona przez Sejm, a z tym mogą być problemy. – Można wprowadzić stan wyjątkowy za zgodą następczą Sejmu, który ma 48 godzin na zajęcie stanowiska. Jeśli nie ma akceptacji Sejmu, stan wyjątkowe traci moc i wygasa – potwierdza konstytucjonalista dr hab. Jacek Zaleśny. Tymczasem ze strony Porozumienia płyną sygnały, że w takim przypadku posłowie tej formacji powiedzą „nie”. – Ten stan mógłby trwać najdłużej przez 48 godzin, bo Sejm, co oczywiste, nie da zgody na jego przedłużenie – podkreśla polityk z ugrupowania Jarosława Gowina.

Niepewnie w parlamencie

Opozycja w Senacie gromadzi amunicję, która ma pomóc jej rozprawić się z ustawą dotyczącą głosowania korespondencyjnego. Bardzo krytyczna jest opinia Sądu Najwyższego, który w zasadzie podsumowuje zarzuty, jakie do tej pory się pojawiły wobec nowych przepisów. Mowa jest więc o naruszeniu sześciomiesięcznego terminu przed głosowaniem, w którym nie powinno być istotnych zmian w prawie wyborczym, krytykowane jest też tempo prac. Zdaniem SN ustawa marginalizuje rolę PKW. Pojawiają się także zarzuty o niespełnienie konstytucyjnych kryteriów powszechności, tajności i bezpośredniości wyborów. Chodzi m.in. o to, że wyborcy nie mają pewności, że dotrą do nich pakiety wyborcze, a zapewnienie tajności i bezpośredniości spada na samego wyborcę. „Podsumowując, należałoby stwierdzić, że opiniowana ustawa, z racji trybu, w jakim została uchwalona, oraz z uwagi na liczne wady merytoryczne... nie powinna być przedmiotem dalszych prac legislacyjnych”.
Ta konkluzja ważna jest z dwóch powodów. Po pierwsze, to SN, a konkretnie jego Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych będzie rozpatrywała ewentualne wyborcze protesty. Oczywiście nie jest ona związana opinią do ustawy, ale w swoich orzeczeniach nie będzie mogła od niej abstrahować. Powód drugi to konkluzja. Stwierdzenie, że ustawa „nie powinna być przedmiotem dalszych prac legislacyjnych” to argument dla zwolenników odrzucenia przez Senat ustawy w całości. A w tej sprawie opozycja jest podzielona. – Lewica jest za odrzuceniem całej ustawy w Senacie bez wprowadzania zmian. Wprowadzenie poprawek daje szansę na wyjście z twarzą z sytuacji Jarosławowi Gowinowi, nadal będzie mógł kombinować – mówi szef klubu parlamentarnego Lewicy Krzysztof Gawkowski.
Z kolei senatorowie niezależni szykują poprawki. Jak wynika z naszych informacji, ich celem jest m.in. wydłużenie vacatio legis, dezynfekcja pakietów wyborczych czy wprowadzenie obowiązku poświadczenia odbioru pakietu wyborczego przez wyborcę. – Termin majowy uniemożliwia zapewnienie pełnego bezpieczeństwa obywateli w trakcie wyborów – zauważa senator niezależny Krzysztof Kwiatkowski. Nie wiadomo, jak zachowa się PO, która rozmawia o możliwych scenariuszach z Jarosławem Gowinem.
W PiS panuje duża niepewność co do tego, w co gra były wicepremier. Zwłaszcza że w ostatnich dniach zintensyfikowały się jego spotkania z politykami opozycji. Wczoraj odbył kolejną rozmowę z szefem Platformy Obywatelskiej Borysem Budką. Gowin nie kryje, że nie chce wyborów w maju, dlatego realny jest scenariusz, w którym jego ugrupowanie w przyszłym tygodniu blokuje wspólnie z opozycją ustawę o głosowaniu korespondencyjnym lub popiera poprawki zgłoszone przez opozycyjnych senatorów. Jeśli nikt z opozycji sejmowej się nie wyłamie, do zablokowania zmian forsowanych przez PiS wystarczy pięciu działaczy Porozumienia – włącznie z samym Gowinem. Jest spore prawdopodobieństwo, że tyle szabel były wicepremier uzbiera. – Na dziś pewniaki, jeśli chodzi o storpedowanie ustawy, to Gowin, Maksymowicz i Sośnierz. Za nimi mogą jeszcze pójść Bortniczuk, Wypij i Sroka – wylicza nam jeden z polityków PiS. Pytanie, co jeśli Gowin wywróci wyborczy majowy scenariusz PiS? Jeden z naszych rozmówców zauważa, że w takim przypadku możliwe jest i nowe rozdanie z PiS, i rząd opozycyjny z Porozumieniem.