Nie zwykłem tęsknić do PRL czy do lat 90. i z reguły nie twierdzę, że kiedyś było lepiej. Zazwyczaj było gorzej, a tylko czasem po prostu inaczej.
Magazyn DGP okładka 20 marca 2020 / Dziennik Gazeta Prawna
Kiedy dorastało moje pokolenie, urodzone 20 lat po wojnie, a 10 po śmierci wielkiego ludobójcy, słyszało nieraz o sobie: wydelikacone.
Dla tych, którzy przeżyli w latach wojennych oraz powojennych terror, głód i poniewierkę, młodzi, którzy mieli co najwyżej kłopot z cukrem na kartki (i brakiem mieszkań), byli szczęściarzami, których los nie dotknął.
Kiedy my staliśmy się starzy, patrzymy na pokolenie obecne z podobnym dystansem – mimozy w conversach i ze smartfonem w głowie (a niechby tak się zepsuł! O jeny!). Jak mawia mój znajomy, w młodości zawodowy rewolucjonista – z tym pokoleniem rewolty nie zrobię, tak długo szykowaliby odpowiedni outlook, że wszyscy by się spóźniali.
Zapewne dla tego pokolenia to koronawirus stanie się historycznym przeżyciem. Niezwykłe dla dzisiejszych 20- i 30-latków ograniczenia w jakiś sposób wpłyną na kształtowanie powszechnych postaw. Oby pozytywna to była zmiana, zakładająca, że stan problemów i niewygód jest raczej normalny dla człowieka – chociaż łatwo było o tym zapomnieć w latach prosperity. Może też lepiej zaczniemy rozumieć mieszkańców tych regionów świata, z którymi los obchodzi się okrutnie.
Na razie słyszę i oglądam liczne porady psychologów i specjalistów – jak poradzić sobie z tym, że siedzę w domu, jak zmniejszyć traumę (!) z powodu zmian, na które nie mam wpływu. A poważne perturbacje trwają raptem tydzień. I bez ironii trzeba powiedzieć, że lepiej znoszą je ci, którzy, wbrew licznym połajankom, i tak już dawno swoje emocje wcisnęli w smartfony, mesendżery i komputery, rzecz jasna, osobiste. Prawdziwym testem dla nas wszystkich, bez względu na wiek, będzie przedłużanie się stanu napięć, kryzys gospodarczy, którego skutki będą nas nękać przez co najmniej dekadę (czemu miałoby być inaczej?). Trauma? Trzeba się znowu przyzwyczaić do pchania taczki pod górę i tyle.