Gdy Chińczycy pozwalają sobie na krytykę władzy w związku z wirusem z Wuhanu, ta stara się dokładnie kontrolować narrację wokół epidemii.
Oficjalny przekaz podkreśla pozytywną mobilizację kraju w walce z 2019-nCoV. Aby się o tym przekonać, wystarczy wejść na stronę „Renmin Ribao”, oficjalnego wydawnictwa Komunistycznej Partii Chin (KPCh), i przyjrzeć się nagłówkom: „Chiński naród zjednoczony wobec epidemii”, „Chiny z pewnością wygrają bitwę z wirusem bez względu na koszty”. Ten ostatni tekst kończy się stwierdzeniem, że mikrob zostanie pokonany „tak jak nadchodzi wiosna”.
Czytelnikom nad Wisłą znajome pewnie się wydadzą propagandowe chwyty zastosowane podczas poniedziałkowej wizyty premiera Li Keqianga w zamkniętej stolicy prowincji Hubei. Na nagraniu wideo wrzuconym na media społecznościowe przez władze widać, jak szef rządu krzyczy do budujących w rekordowym tempie szpital robotników: „Wuhan!”. Na co ci odpowiadają gromkim: „Do roboty!”. Władze rozpropagowały hasztag „#PremierComesToWuhan”.
W sieci jednak wrze; Chińczycy czasem wprost, a czasem w zawoalowany sposób dają upust frustracji z powodu opieszałości władz. Wprost dostaje się urzędnikom niższego szczebla. Wang Xiaodong, gubernator prowincji Hubei, został wyśmiany w sieci za niedzielny wywiad, którego udzielił bez maski ochronnej (a towarzyszący mu współpracownik źle ją założył).
Dzień później dostało się burmistrzowi Wuhanu, także podczas wywiadu w telewizji. Pomna awantury z poprzedniego dnia dziennikarka telewizji CGTN najpierw wytłumaczyła widzom, dlaczego nie założyła maseczki (studio dokładnie zdezynfekowane; na widowni wyłącznie przebadane osoby), ale Zhou Xianwang już tak. I kiedy burmistrz bił się w piersi, mówiąc, że miasto zrobiło wszystko, co w jego mocy, aby walczyć z wirusem, w komentarzach można było spotkać stwierdzenia takie, jak „przestań gadać i podaj się do dymisji”.
W bardziej zawoalowany sposób dostaje się natomiast najwyższym czynnikom, w tym prezydentowi Xi Jinpingowi. Część internautów pytała na przykład „gdzie jest ta osoba?”, wskazując na rzadkość, z jaką lider wypowiadał się publicznie na temat epidemii wirusa (od soboty przywódca Państwa Środka zabiera głos częściej). „W tak krytycznym momencie osoba, która stoi na czele wielu komitetów, jest nieobecna” – szydził podczas wizyty premiera w Wuhanie inny internauta, cytowany przez „Wall Street Journal” „The New York Times” zwrócił także uwagę, że niektórzy internauci zastępowali „Xi” nazwiskiem Donalda Trumpa, jak w wypowiedzi „nie chcę, aby ten rok trwał ani minuty dłużej, moje serce przepełnia ból, mam nadzieję, że Trump umrze”.
Na popularności zyskały także recenzje serialu „Czarnobyl”. „W każdej epoce, w każdym kraju to zawsze wygląda tak samo. Zamieść wszystko pod dywan” – cytował jednego z chińskich internautów „NYT”. „To jest właśnie socjalizm” – napisał inny. „Kryzys podał w wątpliwość efektywność jednopartyjnego systemu w Chinach oraz skuteczność partyjnego przekazu” – czytamy w ostatnim newsletterze „China Neican”, analizującym wydarzenia w Państwie Środka.
Narzekaniu na władzę w mediach społecznościowych towarzyszą opisy codziennych zmagań, zamieszczane zwłaszcza przez mieszkańców zamkniętych miast jak Wuhan, gdzie zaczęła się epidemia. Ludzie piszą więc, że z powodu niedostatków w wyposażeniu szpitali członkowie ich rodzin z symptomami odpowiadającymi zakażeniu wirusem 2019-nCoV od kilku lub nawet kilkunastu dni czekają na test, mający potwierdzić, czy są nosicielami wirusa. Do tego dochodzą braki kadrowe: pracownicy oblężonych placówek nie mają mocy przerobowych, aby przyjąć wszystkich pacjentów na raz.
Kierownictwo KPCh szybko zrozumiało, że 2019-nCoV to nie tylko zagrożenie dla zdrowia publicznego. Dlatego kiedy w sobotę Komitet Stały Biura Politycznego KPCh – gromadzący ośmiu najważniejszych funkcjonariuszy partyjnych – podjął decyzję o stworzeniu specjalnego komitetu koordynującego walkę z wirusem, to na czele oprócz premiera Li znalazł się również Wang Huning, partyjny ideolog należący do grona najważniejszych mandarynów. Na sobotnim spotkaniu prezydent Xi zwrócił uwagę, że władze powinny skupić się nie tylko na walce z mikrobem, lecz także na tym, żeby „wzmocnić przewodnictwo opinii publicznej”.
O tym, że władza nie będzie tolerowała swobody w wyrażaniu opinii w sieci, świadczy fakt, że kiedy epidemia była jeszcze w zarodku, aresztowano osiem osób, które napisały o zagrożeniu na mediach społecznościowych. – Kto ma rację, a kto jest w błędzie? Takie rzeczy są teraz bardzo ważne dla opinii publicznej – powiedział w wywiadzie dla „WSJ” Shang Manqiang, jeden z dwóch prawników, którzy opublikowali list do władz miasta z apelem o uwolnienie zatrzymanych, którzy przecież nie napisali nieprawdy. Niektórzy internauci zamiast pisać „koronawirus” zaczęli używać terminu „wirus przypominający kształtem urzędnika”, frazy, która w mandaryńskim brzmi tak samo.
Xi dzierży lejce władzy znacznie mocniej niż jego poprzednicy, skutkiem czego jest znacznie bardziej wystawiony na krytykę z powodu opieszałości władz w walce z 2019-nCoV. Z tego względu – spekuluje „China Neican” – prezydent będzie chciał zmniejszyć swoją ekspozycję. Autorzy newslettera zwrócili uwagę, że w oficjalnym przekazie coraz częściej pojawiają się stwierdzenia o „kolektywnym rządzeniu”, które były normą, zanim Xi skupił w swoich rękach pełnię władzy i zmienił konstytucję, aby otworzyć sobie drogę do rządów dłuższych niż dwie kadencje.
I chociaż burmistrz Wuhan w wywiadzie lekko skrytykował władze w Pekinie za opieszałość, tłumacząc, że nie był w stanie samodzielnie podjąć niektórych decyzji, bo te leżały w kompetencji władz centralnych (np. zamknięcie miasta), to zapowiedział również gotowość podania się do dymisji. Kiedy skończy się walka z wirusem, pewnie zostanie ona przyjęta. Gdy w 2003 r. po epidemii SARS swoją dymisję zaoferował ówczesny burmistrz Pekinu, władze nie próbowały go zatrzymać.