Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, które ma się dokonać z końcem stycznia, nie będzie oznaczało końca trudnych rozmów między obiema stronami. Rok 2020 przyniesie dalsze negocjacje o kształt relacji po brexicie.

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson chce, żeby okres przejściowy, w trakcie którego jego kraju nie będzie już w instytucjach unijnych, ale wciąż będą obowiązywały go reguły UE, trwał tylko do końca roku.

Tak też przewiduje to porozumienie rozwodowe, ale w momencie, gdy przygotowywano te zapisy, nikt nie wiedział jeszcze, że sam proces ratyfikacji umowy o wyjściu zajmie tak dużo czasu, że na rozmowy o nowych relacjach zostanie zaledwie 11 miesięcy.

"Do tej pory Wielka Brytania i UE rozmawiały tylko o warunkach wyjścia. Negocjowanie ich przyszłych relacji będzie jeszcze trudniejsze. Brexit stwarza wiele zagrożeń, na które +27+ musi się przygotować" - zauważa Fabian Zuleeg z brukselskiego think tanku European Policy Centre (EPC).

Skalę wyzwań pokazują inne, mniej ambitne porozumienia, które UE wypracowywała latami. Np. umowę o wolnym handlu z Kanadą wykuwano aż siedem lat. Wiele wskazuje na to, że nad Brukselą i Londynem znowu zawiśnie widmo braku porozumienia w drugiej fazie negocjacji brexitowych. A to może zaszkodzić biznesowi i obywatelom po obu stronach kanału La Manche.

"Biorąc pod uwagę wszystkie sygnały (...) musimy poważnie potraktować to, że Wielka Brytania nie zamierza przedłużać okresu przejściowego i musimy być na to przygotowani" - mówiła na niedawnym spotkaniu z ekspertami i analitykami dyrektor generalna dyrekcji ds. handlu KE Sabine Weyand.

Niemka, która jeszcze do niedawna kierowała na poziomie urzędniczym zespołem negocjacyjnym ds. brexitu, podkreśla, że w rozmowach trzeba przyjrzeć się tym kwestiom, które w razie braku porozumienia, doprowadziłyby do trudnej sytuacji.

W Brukseli coraz częściej powtarza się, że w rokowaniach z Brytyjczykami trzeba zapewnić równe zasady gry dla firm na Wsypach i tych działających we Wspólnocie, jeśli ma być mowa o bezcłowym przepływie towarów.

Strona unijna obawia się, że Wielka Brytania mogłaby np. obniżyć standardy środowiskowe, dotyczące prawa pracy, pomocy państwa, czy podatków, próbując w ten sposób zapewnić swoim przedsiębiorstwom przewagę wobec unijnych konkurentów.

Eksperci podkreślają, że przy braku porozumienia Zjednoczone Królestwo mogłoby realizować o wiele bardziej agresywną strategię przemysłową niż do tej pory, starając się wspierać swój przemysł krajowy.

"Jeśli Wielka Brytania obniżyłaby standardy dotyczące ochrony środowiska, praw pracowniczych, podatków i konkurencji oraz ochrony konsumentów i danych, aby uzyskać przewagę konkurencyjną, niektóre państwa członkowskie UE będą naciskać na to, by blok poszedł w tę samą stronę, potencjalnie podważając ambicje regulacyjne UE" - zaznaczył ekspert EPC.

Komisja Europejska powołała już grupę zadaniową ds. relacji z Wielką Brytanią, a unijni przywódcy dali na grudniowym szczycie wskazówki, podkreślając, że przyszłe stosunki będą musiały opierać się na równowadze praw i obowiązków oraz zapewniać równe warunki działania.

KE bezpośrednio po brexicie ma zaproponować projekt mandatu do dalszych rozmów. Nad dokumentem tym będą w lutym pracować unijni ministrowie ds. europejskich. Rozmowami w przyszłym roku, tak jak miało to miejsce do tej pory, pokieruje Francuz Michel Barnier.